rosemann rosemann
2031
BLOG

Moc truchleje – rzecz o jednym strasznym zaniedbaniu

rosemann rosemann Święta, rocznice Obserwuj temat Obserwuj notkę 29

Krótko po Mikołaju odezwała się do mnie Xsiężna, zaniepokojona pewnym poważnym zaniedbaniem. Kto w Salonie bywa dłużej niż dwa lata w jakiś sposób zetknął się pewnie z trwającym niemal od jego zarania zwyczajem przygotowywania przez blogerów i komentatorów wigilijnych prezentów dla dzieci z domu readaptacji społecznej w  Szczypiornie koło Pomiechówka. Napisałem „zwyczajem” bo rzecz, rozpoczęta w 2008 roku miała dziewięć kolejnych odsłon. Przez które udało się nam przygotować chyba ponad dwieście prezentów angażując w to co roku kilkadziesiąt osób.

W ubiegłym roku Renka, która całą akcje wymyśliła i przez wszystkie lata nią zarządzała, powiedziała, że z domu w Szczypiornie prawi wszystkie rodziny wróciły do normalnego życia a dzieciom, które jeszcze w nim zostały Wigilię z prezentami zorganizują prowadzący ośrodek. I tak uciekła nam okrągła, dziesiąta odsłona a w tym roku… A w tym roku siła złego przyzwyczajenia o obowiązku zapomniałem.

I właśnie w tej sprawie, tego zapomnienia skontaktowała się ze mną Xsieżna.

Prawdę mówiąc w tym zapomnieniu była odrobina obawy i kalkulacji. Obawy o to, że w tej naszej, mocno zaognionej wojnie domowej nie ma już miejsca na jakieś świąteczne rozejmy. O tym rok temu rozmawiałem z Renką bo i ją takie wątpliwości naszły.

W trakcie rozmowy z Xsieżną, gdy zastanawialiśmy się czy te moje i Renki obawy rzeczywiście były na wyrost przypomniałem sobie jeszcze jedno zdarzenie z Wigilii  2008 roku, też mające miejsce w Salonie24. Będące także epizodem tej wojny polsko-polskiej, choć wtedy nie tak gorącej jak dzisiaj. Wspólnie z Lubiczem, moim przyjacielem z „drugiej strony barykady” opublikowaliśmy tekst przypominający jeszcze inną Wigilię.

„ […] Po zmierzchu nad okopami niemieckimi strzelcy z pułku 6th Gordon Highlanders zobaczyli setki światełek. Niedługo później usłyszeli, z początku pojedynczych śpiewających kolędy, rosnące z chwili na chwilę kaskada dołączających głosów. Nagle w po tej stronie, jakby chcąc iść w szranki walki na bożonarodzeniowe pieśni, rozległ się potężny śpiew radujących się z narodzin dzieciątka. I tak po obu stronach płynęła melodia za melodią. I nagle, gdy Szkoci zaintonowali „Holly night” wydało się im, że z przeciwnej strony ziemi niczyjej odpowiada im echo. Ale nim przebrzmiała pierwsza zwrotka Niemcy dopędzili melodię i oto nad dwiema liniami okopów i zasieków, nad pasem ziemi zrytej lejami po pociskach  popłynęła opowieść o Świętej Nocy. Jeszcze w jej trakcie z niemiecki pozycji powstała jakaś postać i powoli, z podniesionymi rękoma, ruszyła ku pozycjom brytyjskim. Gdy dotarła do środka „ziemi niczyjej” zatrzymała się jakby na kogoś czekając. Wówczas jeden z górali oddał stojącemu najbliżej koledze swój karabin, wspiął się na brzeg okopu i, równie wolno, ruszył ku przybyszowi. Jego koledzy z niepokojem obserwowali okopy po przeciwnej stronie. Nawet nie zauważyli, że śpiew zamarł. W dwie postaci zbliżające się ku sobie w tej nieziemskiej scenerii patrzyły teraz setki oczu. Gdy Szkot stanął przed Niemcem tamten sięgnął do kieszeni i wyjął kawałek chleba. Ułamał kawałek i podał przybyłemu. Po chwili uścisnęli się i każdy w swoim języku życzył drugiemu samych dobrych zdarzeń. Bo takich teraz najbardziej potrzebowali. W tym momencie z obu stron podniosły się inne postaci i ruszyły śladem tych pierwszych. I, choć nie wiadomo jakim cudem, niedługo podobnie działo się wzdłuż całej linii pod Ypres. Nim przyszła północ a z nią ponownie narodził się Zbawiciel, kapitan Stockwell uścisnął dłoń  swemu odpowiednikowi z drugiej strony…”

Ponad sto lat temu, 24 grudnia 1914 pod Ypres, kiedy najkrwawsza z wojen dopiero się zaczynała wrogowie, którzy od kilku miesięcy do siebie strzelali prawdziwymi kulami a nie, tak jak czasem my, ostrymi słowami, potrafili na chwilę przypomnieć sobie, że nie są „mięsem armatnim” a ludźmi. Dziećmi bożymi oczekującymi w pokoju, takim jaki sami potrafili na tę chwilę zawrzeć, przyjścia Zbawiciela.

Obiecałem Xsiężnej, że porozmawiam z Renką i, że na przyszłość na takie zaniedbanie nie sobie nie pozwolę. Pierwsza obietnica jeszcze nie jest spełniona bo choć umawiałem się z Renką na rozmowę jakoś się nie złożyło. Wiadomo jak to przed Bożym Narodzeniem… Co do drugiej sprawy, jeśli ja będę i ludzie tacy jak Renka z KaZet,  Xsiężnai wszyscy, którzy byli z nami przez lata, jeśli będzie Salon24 i Wy w nim to znajdziemy sposób by znów pukać do waszych serc. Obiecuję.

I życzę wam i sobie, byśmy nie tylko w ten czas Bożego Narodzenia pamiętali ile jest spraw i rzeczy ponad gniewem i złością. Niech Wam i waszym bliskim się szczęści.


rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura