Od kilkunastu dni przyglądam się analizom, rozkładaniu na czynniki pierwsze działań Jarosława Kaczyńskiego oraz innych polityków PiS-u. Deliberacje na temat kampanii wyborczej, komentarze po udzielanych wywiadach, interpretacje i rozbiór wypowiedzi na konferencjach prasowych. Omawianie, bardzo szerokie zresztą wyborów w prezydium największej partii opozycyjnej, pozycji Joanny Kluzik – Rostkowskiej, Pawła Poncyliusza czy Beaty Szydło.
Tak się zastanawiam, czy Polska nie ma większych problemów?
Naturalnie, rozumiem wielkie zainteresowanie medialnego mainstreamu złym PiS-em i jego szefem – uwagę ludzi od lenistwa i nieróbstwa PO trzeba ciągle odwracać. Bo PO co zajmować się rządem? Wystarczy pokazać Tuska i wiechę na nowopowstającym stadionie - i mamy odfajkowane: możemy wrócić do krytyki opozycji.
Oczywiście szef PiS oraz politycy tej partii sami dostarczyli materiały do analiz dla sympatyków tej opcji, ale… Nie popadajmy w obłęd, nie dajmy się zwariować. Każdego niemal dnia ludzie z kręgów centroprawicowych roztrząsają „co i jak” z tym PiS-em. Vide dzisiejsze felietony w internetowym wydaniu Rzepy. A im – inżynierom dusz spod znaku PO, TVN, Wybiórczej i innym tylko o to chodzi, to dla nich woda na młyn. Dezintegracja i chaos w szeregach rywali.
W moim odczuciu ciągle mamy do czynienia z mainsteamową grandą, która ma zadanie rozbić jedność, która zaczęła się rodzić po 10 kwietnia i rosnąć wokół osoby Jarosława Kaczyńskiego. PiS rósł w siłę i trzeba było to zmienić. Bo czy jest w Europie jakaś opozycyjna partia, która jest tak często krytykowana przez media i tak wiele czasu jej się poświęca? Jest to zdumiewające, że tyle miejsca na antenie znajdują partia, która wybory przegrała, oraz człowiek, który wybory przegrał.
Wśród blogerów przychylnych PiS jest podobnie. Mnóstwo różnych opinii, a pod tekstami dyskusje, czasem dość mocne. Aż dziwnie się robiło mając świadomość – jak pięknie blogerzy się wspierali przed wyborami, a teraz się spierają. Oczywiście, spór w demokracji to ważna rzecz, ale nie należy dopuścić, żeby z tego powodu ktoś się obraził i podczas kolejnych ważnych wyborów został w domu. A przecież w tym właśnie sęk. Zniechęcić do PiS-u. Natomiast rozpatrywanie obecnej postawy szefa PiS-u w kategoriach: zrazi(ł) do siebie bardziej centrową część wyborców, czy nie – nie ma, moim zdaniem, sensu.
Dlaczego? W moim odczuciu dużo ważniejsze od wahadłowego elektoratu jest pozyskanie nowych wyborców. Nowych, czyli tych, którzy konsekwentnie do tej pory na wybory nie chodzili. Ich trzeba mobilizować. Niekoniecznie w podobny sposób do haseł o „pierwszej damie szczającej do kuwety”. Trzeba wykonać ciężką robotę u podstaw, jakkolwiek banalnie to brzmi. Musi być też jedność, chciałoby się rzec: musi być zgoda, bez tego ani rusz. Inaczej – wybory 2011 także będą przegrane.
Jako podsumowanie, złota myśl Edmunda Burke’a, która, jak sądzę idealnie pasuje do sytuacji: Dla triumfu zła potrzeba tylko, żeby dobrzy ludzie nic nie robili.
...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka