Obserwując dyskusję w programie Lisa na temat raportu MAK i rozdzielenia kwietniowych wizyt z okazji upamiętnienia rocznicy zbrodni katyńskiej, nie mogłem oprzeć się jednemu wrażeniu. Wrażeniu, że środowisko Prawa i Sprawiedliwości, z którym nie ukrywam, sympatyzuję, absolutnie źle podchodzi do tej kwestii. Z jednej prostej przyczyny. Otóż, politycy PiS uważają, że rozdzielenie wizyt premiera i prezydenta mogło, a w zasadzie przyczyniło się do tragedii pod Smoleńskiem. W moim odczuciu – uporczywe mówienie o tym to błąd: PR, a zatem pod względem patrzenia przez tzw. opinię publiczną.
Ludzie, niechętni śp. Lechowi Kaczyńskiemu tej retoryce nie ulegną nigdy, nawet, jeśli okażą się światu dowody na zamach ze strony Rosjan przy współudziale drużyny piłkarskiej. Chodzi o to, aby przekonać i przeciągnąć na swoją stronę niezdecydowanych. A tych jest wielu. Moim zdaniem lepiej i z większą aprobatą przez ludzi mniej zainteresowanych sprawą, a nie będących bezkrytycznymi miłośnikami pojednania z Rosją – przyjęta byłaby inna retoryka.
Zatem: nie było rozdzielenia wizyt. Nie było takich planów. Po prostu, premier Donald Tusk, przyjąwszy zaproszenie Putina pojechał na uroczystość rosyjską. Natomiast śp. prezydent Lech Kaczyński, przewodniczył delegacji na coroczne, polskie uroczystości obchodów zbrodni katyńskiej, organizowanych przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa – przygotowywanych przez śp. Andrzeja Przewoźnika.
Mówiąc krótko – nie było dwóch naszych wizyt.
Donald Tusk uczestniczył w uroczystości ruskiej. Lech Kaczyński w polskiej.
I to by było na tyle.
...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka
