Straszeni jesteśmy przez goniące za sensacją media niemal codziennie i na wszelkie, możliwe i niemożliwe sposoby:
jak nie dziurą ozonową – to chorobą wściekłych krów (ktoś to jeszcze pamięta?), jak nie grypą ptasią – to świńską, jak nie … itd. itp.
Ale najwytrwalej straszeni jesteśmy globalnym ociepleniem, którego skutki mają być (bo póki co nie są) raz, że katastrofalne, dwa – oczywiście spowodowane przez człowieka.
Dlatego ja nie tylko nie mam zamiaru Czytelników niczym straszyć, ale wręcz przeciwnie – chcę opisać pozytywne aspekty zjawiska naszego, różanostockiego „lokalnego ocieplenia”.
Ot, chociażby tej zimy, która jest taka, że gdyby nie poniższe zdjęcia pokazujące osadzanie ogromnych choinek przeznaczonych do wnętrza Bazyliki (1), nikt by nie uwierzył, że to zima:
zdumienie budzą kwitnące kwiaty na rabatach(3), uśmiech wywołują tarzające się w piachu konie (4), rozmarza słońce nad zieloną łąką (5).
Żeby uzmysłowić sobie kontrast w stosunku do analogicznego okresu sprzed roku, przypomnę, że dokładnie o tej samej porze też osadzane były w mocne stojaki wielkie świerki, ale to samo miejsce wyglądało zupełnie, ale to zupełnie inaczej. Co widać na zdjęciu numer 2.
Ta pogodowa niespodzianka uniemożliwia wprawdzie bieganie na nartach, jazdę na sankach czy wszelkie inne, zimowe zabawy, ale za to chłopcy mogą bez przeszkód jeździć konno (zdjęcia 6) i grać na Orliku w ukochaną (a jednak…) piłkę nożną, co z pewnością rekompensuje im chwilowy przecież brak możliwości uprawiania sportów zimowych.
Oprócz nich i koni, które mogą się wybiegać, frajdę mają też stada wróbli, które, o czym zapewne Państwo nie wiecie, chętnie żywią się tym, co (eufemistycznie rzecz ujmując) znajduje się w niestrawionych przez konie biegające ciągle swobodnie po łące i wybiegu, pozostałościach pokarmu.
A właśnie - masowe znikanie wróbli z miast łączy się ze zniknięciem z miejskich ulic koni, a co za tym idzie, pozbawieniem tych chyba najsympatyczniejszych polskich ptaków podstawowego dostawcy jedzenia.
Nasze wróble mają się świetnie i nic nie wskazuje na to, by musiały nas opuścić w poszukiwania lepszego życia.
To lenistwo opóźniającej się zimy ma jednak w Różanymstoku bardzo praktyczną zaletę:
dzięki temu można wykonać prace, z którymi normalnie trzeba byłoby czekać do wiosny -
na przykład na budynku szkoły trwa ocieplanie i uszczelnianie dachu:
płaty pokrytego papą styropianu, o fachowej i jakże trafnej nazwie styropapa, służące, jak informuje instrukcja, „do ocieplania dachów płaskich” układane są starannie przez liczną ekipę. Praca wre i czasem tylko widać ponad dachem płomień łączącego spoiny palnika (zdj.7).
Kilkadziesiąt metrów dalej trwa tynkowanie części stajni (zdj. 8) – warkot betoniarki i brzęk łopat od rana do zmroku, a obok, przed tartakiem , przygotowywane są do obróbki pnie grabiny (zdj. 9).
Przed głównym gmachem Ośrodka właśnie wyładowany został nowoczesny klimatyzator, który jest w stanie przepuścić 3400 m3 powietrza na minutę, co po jego rychłym zainstalowaniu uczyni pracę w kuchni choć trochę lżejszą (zdj.10).
Nie mówię już o mniejszej liczbie ton węgla czy metrów sześciennych drewna, które trzeba spalić dzięki wyraźnie plusowej temperaturze.
Jakaż z tej opowieści wynika puenta, dociekliwy (a tacy się zdarzają) Czytelnik zapyta?
Ach, prościutka, co nie znaczy wcale, że banalna:
zamiast zamartwiać się problemami, na które nie mamy realnego wpływu i co do których wcale nie mamy pewności, że nie są wydumane – róbmy swoje!
Inne tematy w dziale Społeczeństwo