Powiedzieć, że leżący tuż obok stolicy Polski cichy, senny, w najlepszym tego słowa znaczeniu prowincjonalny Czerwińsk zaskakuje, to jest powiedzieć banał, bo Czerwińsk jest dla przybysza jednym wielkim zaskoczeniem.
Zaskakują romańskie bazylika i klasztor, jakby przeniesione wprost z Italii.
Zaskakują pojawiające się i znikające w zależności od stanu wody na ogromnej w tym miejscu Wiśle łachy żółtego piasku, zaskakują leżące na brzegu i pieczołowicie smołowane stare, drewniane łódki czy ludzie siedzący na schodkach uroczych, też drewnianych domków, przyciągających czasem filmowców.
Zaskoczeniem są też gustowne (ładne słowo) plakaty: zwieńczone starą ryciną, przedstawiającą panoramę Czerwińska i drukowane imitującą kaligraficzne, ręczne pismo czcionką.
A przede wszystkim zaskoczeniem prawdziwym jest ich treść:
„Mieszkańcy Czerwińska,
Zwracamy się z gorącym apelem do wszystkich o utrzymanie czystości, ładu i porządku na terenie swoich posesji i najbliższego otoczenia.
Zbliża się wiosna – okres wzmożonego ruchu turystycznego - a więc: „jak nas zobaczą – tak o nas będą mówić”.
Serdecznie prosimy o zrozumienie i zadbanie o wygląd naszego, pięknego, starego Czerwińska.”
Plakaty w niczym nie przypominają typowych, nadętych, często irytujących i pisanych biurokratyczną nowomową, urzędowych obwieszczeń, w których „Nakazuje się...” („pod karą administracyjną” na przykład) „w terminie do....” zrobienie tego czy owego.
Nie są naszpikowane groźnie wyglądającą plątaniną znaków, zwanych paragrafami, artykułami, punktami i podpunktami ustawy, uchwały czy rozporządzenia.
Ba! Te plakaty nie są nawet podpisane – nie ma też w nich pompującego ego wydającego nakazy urzędnika tytułu czy choćby faksymile ważnej pieczątki.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ktoś bardzo zadbał o rzecz jakże często w dzisiejszych czasach lekceważoną, a mianowicie odpowiednią i pasującą do tzw. kontekstu FORMĘ.
***
Do Czerwińska, jak i w ubiegłym roku i w latach poprzednich, przyjechały na rekolekcje grupy chłopców z Różanegostoku.
Oczywiście taki wyjazd ma też charakter wycieczki – to zawsze jest oderwanie się od swojego otoczenia, od codzienności i nawet dorośli takich zmian potrzebują, a co dopiero nastolatkowie.
Forma nauk rekolekcyjnych jest… zaskakująca?
Ja bym powiedział, że odpowiednia dla tzw. grupy docelowej.
Bo kto z Państwa brał udział w rekolekcjach, albo choćby wysłuchał kazania ilustrowanego spotami reklamowymi?
I tymi komercyjnymi i będącymi ich parafrazą albo parodią?
Albo wydawałoby się nieuchronnie nudnej, ckliwej przypowieści o synu marnotrawnym, która w wykonaniu zakonnika stojącego przed chłopakami w bojówkach, bluzie, sportowych butach i poruszającego się gdy chce (albo się zapomni?) charakterystycznym dla chłopaków z blokowisk luźnym, kołyszącym się krokiem,
zamienia się w wartką, pasjonującą i rezonującą osobistymi refleksjami w głowie każdego z chłopców opowieść o roli ojca w życiu młodego człowieka?
A wszystko trawa pół godziny, może czterdzieści minut i koniec. A potem – przerwa na spacer albo posiłek.
Tak, to nie może być nasiadówka, to nie może być lekcja, to ma być i jest trafiająca do młodego człowieka rozmowa, która poruszy w nim to, co każdy przecież w sobie ma – emocje i wywoła choćby chwilową refleksję.
Rekolekcje kończą się spowiedzią wielkanocną – nieobowiązkową, kto chce, może do niej przystąpić.
Bo rekolekcje są po coś – najkrócej rzecz ujmując, po to, żeby się przygotować do Wielkanocy.
Duchowo.
A wracając do konwencji omówionego na wstępie plakatu, żeby u siebie posprzątać, co trzeba - poprawić, nareperować, krótko mówiąc - żeby o siebie zadbać.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo