Entuzjazm, szał, moda – to wszystko w odniesieniu do reakcji na wygranie przez polskich siatkarzy mistrzostw świata i wszystko w znaczeniu jak najbardziej pozytywnym – bo daj Boże więcej takich powodów do ulegania modzie czy przeżywania szaleńczej wręcz radości.
Siatkówka to piękna gra, z pewnością bardziej fair niż inne gry zespołowe i jeśli ktoś psuje widowisko, to zwykle są to sędziowie a i to już niedługo, bo inaczej, niż w zarządzanej przez najprawdziwszą mafię piłce nożnej, korzystanie ze zdobyczy elektroniki przyjmuje się w siatkówce coraz szybciej, choć do ideału pod nazwą tenis jeszcze troszkę zostało.
W Różanymstoku jest inaczej. Nawet – bardzo inaczej.
Bo... bo moda na siatkówkę trwa u nas od lat kilku.
Już wspomniałem o
Panu Marjanie*, który 5 lat temu przyjechał do nas na wolontariat z Macedonii, gdzie uprawiał siatkówkę wyczynowo.
Po zakończonym stażu został i założył u nas drużynę, która gra w lokalnych rozgrywkach.
Wieczór,
najbardziej wytrwali piłkarze grają na Orliku. W tym samym czasie na pięknie wyremontowanej sali gimnastycznej trwa siatkarski trening.
Prawdziwy parkiet na drewnianych legarach amortyzuje stawy nóg podczas powtarzanych przecież seryjnie wyskoków i wpisane w siatkówkę upadki nieporównanie lepiej, niż stosowany teraz powszechnie, pokryty warstwą jakiejś gumy beton.
Niewysoki, o czuprynie tak rudej, że nie powstydziłby się jej najprawdziwszy Irlandczyk chłopak, jest niemiłosiernie ostrzeliwany serwami, przy czym niektóre, te z wyskoku, są najprawdziwszymi strzałami.
Zwija się jak w ukropie, przyjmuje piłki amortyzując serwy wytrenowanym ruchem przedramion.
Podaje czasem do Pana Marjana, który jest tak w drużynie, jak i na treningu rozgrywającym, a ten mięciutko wyrzuca piłkę przed siebie albo za siebie do nieistniejącego atakującego.
Chłopak gra w drużynie na pozycji libero i jest jednym z kilku, którzy po ukończeniu gimnazjum zostali w Różanymstoku i teraz kontynuuje naukę w liceum w pobliskiej Dąbrowie.
I nie ma co się oszukiwać: takie kontynuowanie nauki po gimnazjum nie jest wśród naszych wychowanków częste.
Czy zostanie siatkarzem – jeszcze nie wie, ale przyznaje, że treningi i mecze sprawiają mu przyjemność. Chociaż w tygodniu pomagał murarzom przy reperowaniu elewacji i może wolałby sobie wieczorem poleniuchować.
Na treningu brakuje atakującego – Pan Marjan mówi o nim krótko:
to jest prawdziwy talent.
A nie ma go na treningu, bo, hm... jak by to delikatnie ująć...14latek miewa pewne problemy z motywacją. I subordynacją.
Na koniec powiew wańkowiczowskiego smrodku dydaktycznego:
talent, który może być przepustką do lepszego życia, jeśli nie jest wsparty samomotywacją, szybko się... rozwiewa i bywa, że zostaje się z niczym, bo życie (społeczne w tym przypadku) nie znosi próżni i brakujące w zespole ogniwa zapełnia kolejnymi, nowymi talentami.
Ale my w Różanymstoku staramy się usilnie, żeby powierzone naszej opiece talenciki się nie zmarnowały, nawet jak bardzo tego chcą – bo i my zmotywowani jesteśmy.
Inne tematy w dziale Rozmaitości