Dwóch chłopców na monocyklach – no, wydawać by się mogło, że jak na różanostockie warunki nic szczególnego, bo od dnia, kiedy opisałem pierwsze próby jazdy na pierwszym w Różanymstoku monocyklu, minęły prawie 4 lata* i od tego momentu monocykl stał się w Różanymstoku czymś w rodzaju roweru, takiego zwykłego, dwukołowego.
Obaj chłopcy jeżdżą niezdarnie, chwieją się, prawie, prawie upadają, co jest o tyle irytujące, że swoją nieporadność prezentują na festiwalowej scenie kolejnej już, 5 edycji różanostockiego, salezjańskiego Festiwalu Młodzieży Bez Granic, wobec licznie zgromadzonej Publiczności.
I nie tłumaczy ich wcale fakt, że nie jeżdżą na monocyklach o wysokości zwykłej, takiej rowerowej, a na tzw. żyrafach, czyli na monocyklach o wysokości – bagatela 150 cm.
Co, że te 150 cm to nic szczególnego?
To teraz proszę sobie przypomnieć wkręcanie żarówki na rozkładanej drabince albo malowanie wałkiem sufitu i wyobrazić sobie, że ta drabinka jest niestabilna, ba! - jest na kółkach (nawet na 4, a nie na jednym).
Zakręciło się w głowie?
Nie dziwię się.
A chłopcy na tych żyrafich monocyklach muszą jeszcze robić skomplikowane ewolucje, w dużym pędzie i na ograniczonej rozmiarami scenie.
I nagle - obaj monocykliści przestają się chwiać, zataczać, tracić równowagę:
wirują wokół siebie, gonią za sobą – okazuje się, że oni tę swoją niezdarność początkową udawali.
Bo jeżdżą - doskonale.
To efekt lat treningu – bo pierwszy raz jednego z nich opisałem ponad 2 lata temu w tekście pod czteroliterowym tytułem ADHD.**
Ten niespokojny, chaotyczny, drobny chłopiec od tego czasu wyrósł na szczupłego, ale zwinnego jak kot, silnego młodzieńca, który pewnie nigdy równania różniczkowego nie rozwiąże, ale w żonglerce ogniem, jeździe na monocyklu może wzbudzić zazdrość najprawdziwszą u jakiegoś młodego Einsteina.
Bo jak już pisałem, każdego Pan Bóg w jakiś talent wyposaża i to jest właśnie piękne, a najpiękniejsze jest tego talentu odkrycie i potem – rozwinięcie.
Tak jest i z B., bo to o nim mowa.
Teraz przeniesiemy się do przedwojennego Różanegostoku:
przed wojną (a i do wyrzucenia w 1954 roku salezjanów przez specgrupę UB, dowodzoną osobiście przez Mieczysława Moczara) Różanystok słynął z doskonałego liceum.
Odzyskanie części budynków nastąpiło już w warunkach zreformowanej przez rząd Buzka oświaty i dziś różanostocka edukacja kończy się na gimnazjum.
Kto skończy gimnazjum – wraca w objęcia państwowego systemu, z całą jego, że tak to ujmę, ofertą i wszystkimi jego, powszechnie znanymi, cechami charakterystycznymi.
W ciągu ostatniego roku B. robił wszystko, żeby z Różanegostoku nie wyjechać – usiłował nawet nie skończyć gimnazjum, ale to usiłowanie mu szło gorzej, niż żonglerka.
Bo skoro w domu nikt na niego nie czekał – jedyną propozycją i to propozycją nie do odrzucenia, był dla niego państwowy ośrodek wychowawczy.
Smutne?
Owszem. Ale prawdziwe.
Od jakiegoś czasu staraliśmy się bardzo o uruchomienie na terenie naszego kompleksu szkoły zawodowej – mamy tu przecież tartak, stolarnię, nowoczesne maszyny i – co najważniejsze, doskonałych stolarzy.
A także pracownie, w których chłopcy, którzy ukończą gimnazjum, a mają do stolarki zamiłowanie, mogliby się nauczyć konkretnego i dobrze płatnego zawodu.
Ale o ile zniszczenie szkolnictwa zawodowego poszło decydentom gładko, to założenie szkoły zawodowej wiąże się z torem przeszkód biurokratycznych, przy których nasz koński parcour to kaszka z mleczkiem.
Uzgodnienia, pozwolenia, zatwierdzenia, plany, regulaminy itd itp.
A jednak - udało się! Pierwsi uczniowie różanostockiej zawodówki zaczną od września naukę.
***
B. z końcem roku szkolnego wyjechał z Różanegostoku.
Swój ostatni, festiwalowy występ pewnie będzie długo pamiętał, bo nagrodzony został burzą oklasków.
Oby w dalszym życiu jeszcze kiedyś takiej nagrody doświadczył.
–-----------------------
* http://rozanystok.salon24.pl/353389,tasma-monocykl-czyli-rzecz-o-rownowadze
** http://rozanystok.salon24.pl/496180,adhd
Inne tematy w dziale Rozmaitości