Od dnia opublikowania w Rzeczpospolitej fragmentów stenogramów z materiału operacyjnego CBA jasne były dwie kwestie: Chlebowski i Drzewiecki brali udział w procesie mającym na celu uzyskanie takiego efektu ustawodawczego, który byłby korzystny lub przynajmniej nie byłby niekorzystny dla przedsiębiorców prowadzących działalność gospodarczą w sferze hazardu. Mimo, iż odebrałem – jak mi się wydaje – staranne wykształcenie prawnicze, nie jestem w stanie, nie znając materiału dowodowego, zakwalifikować czynów obu panów. Nie zrobił tego również były szef CBA Mariusz Kamiński, przynajmniej do dnia 14 sierpnia 2009 roku.
To wszystko wiemy od daty publikacji materiałów CBA w Rzeczpospolitej. Komisja śledcza nie odkryła jak dotąd żadnego przełomowego dowodu, na okoliczność nielegalnego lobbingu. Zapewne dlatego cała energia śledczych z opozycji skupiła się na kwestii przecieku. Obiektywnie rzecz ujmując, przecieków było co najmniej dwa: do Rzeczpospolitej i do kogoś, kto ostrzegł biznesmenów.
Piszę co najmniej, ponieważ nie można wykluczyć, iż fatycznie inne podmioty nie weszły w ten sam zakres informacji z materiałów CBA, a może szerszy. Skoro do Rzeczpospolitej wyciekła pewna część materiału dowodowego CBA, to równie dobrze mogła wyciec część większa do kilku podmiotów. W sprawie przecieku nie można, będąc obserwatorem, wykluczyć dwóch wersji wydarzeń. W pierwszej, to premier świadomie lub nieświadomie wypowiedział słowa, po których, rządowi bohaterowie sprawy hazardowej, zorientowali się o zainteresowaniu służb przedmiotową sprawą. Z formalnoprawnego spojrzenia by mówić o przecieku dokonanym przez premiera Tuska, musiałby on, mając zamiar, poinformować Drzewieckiego lub Chlebowskiego, o działaniach CBA. W innym przypadku – oczywiście – o przecieku mowy nie ma. Wedle słów premiera zachował daleko posuniętą ostrożność w rozmowach z Drzewieckim i Chlebowskim. Niestety, nawet sama konfiguracja wzywanych na spotkanie mogła wzmóc czujność przepytywanych. By być uczciwym, należy podkreślić, iż każde działanie Tuska w sprawie tej ustawy, mogłoby wzmóc ich czujność.
Druga wersja wydarzeń jest niekorzystna dla szefa CBA.Mariusz Kamiński miał obowiązek poinformowania prokuratury o podejrzeniu popełnia przestępstwa, nie uczynił tego w sierpniu, co oznacza, iż nie było podstaw. Proszenie premiera o zabezpieczenie procesu legislacyjnego, to absurd, w kontekście miejsca, w którym znajdował się projekt. Mariusz Kamiński – jako szef CBA dbający o interes chociażby państwa – nie mógł tym ruchem, w sensie operacyjnym i procesowym nic zyskać. Samo pojęcie zabezpieczenia procesu legislacyjnego przed przyjęciem projektu przez rząd jest zadowalające wyłącznie dla oddanego wyborcy PiS. Nie mając dostatecznego materiału dowodnego by skierować sprawę do prokuratury, nie mając argumentów na ochronę procesu legislacyjnego, informuje o swych analizach swego zwierzchnika, prosząc go – ponieważ tyle formalnie mógł minister Kamiński –zabezpieczenie procesu, który nie wymaga zabezpieczenia. Po pewnym czasie, na konferencji prasowej Mariusz Kamiński (funkcjonariusz państwowy) nazywa premiera przywódcą partyjnym, a wcześniej imputuje, iż toczące się w prokuraturze rzeszowskiej postępowanie jest inspirowane, czego nie potwierdziło wskazane źródło osobowe – rzeszowski prokurator. Czy można wykluczyć wersję, iż to bezpośrednio z CBA wyciekły materiały do Rzeczpospolitej? Czy można wykluczyć, iż wiedząc o wyczerpaniu możliwości operacyjnych, CBA wypuszcza informacje o swym postępowaniu do zainteresowanych stron, mając na uwadze zyski polityczne?
Jak już kiedyś pisałem, w państwie liberalnym taka afera byłaby niemożliwa. Obywatele mięliby prawo do przegrania całego swego majątku i byłaby to wyłącznie ich sprawa. W o gospodarczym ustroju koncesyjno-etatystycznym, to państwo decyduje na co i w jakim wymiarze ludzie mogą wydawać zarobione pieniądze. Cała klasa polityczna upatruje pozytywów praktykach socjalistycznych. Widać jesteśmy głupkami, którzy nie potrafią za siebie odpowiadać. Musimy mieć bat nad sobą, nawet w kwestii hazardu. Smutny to widok niewolnika, cieszącego ze swego niewolnictwa. Marks widać, nie mylił się twierdząc, iż demokracja prowadzi do socjalizmu.
Państwo wpadło na pomysł by branżę hazardową obciążyć wyższymi daninami, przedstawiciele tej branży – jak wynika z powszechnie posiadanej wiedzy wiadomo – podjęli działania by tak się nie stało. Jak wyliczyło CBA państwo mogło stracić 500 milionów złotych, a gdyby państwo nałożył tę branże podatek dochodowy 90%? Ile państwo zabiera z ceny każdego litra paliw, alkoholu, każdej usługi, naszych pensji, ? Każdy powie, iż za dużo, na szczęście prawie nikt z nas nie pędzi na dyżur poselski żądając obniżenia podatków. Na szczęście, ponieważ gdyby tak ktoś postąpił, mógłby być głównym bohaterem kolejnej komisji śledczej. Strach pomyśleć, jakie straty mogłoby ponieść nasze kochane państwo.
Normalne liberalne państwo uwalnia obywatela od absurdalnych więzów administracyjnych, stwarza mu przestrzeń działania i jego chroni prawo do działania. Państwo gardzące obywatelem tworzy konglomerat koncesji, licencji i pozwoleń, zanurzonych w morzu rozporządzeń i oceanie przepisów ustawowych, zabezpieczonych sankcją przymusem państwowym. Ta mieszanka powoduje wielki wybuch, z którego powstaje korupcja, nepotyzm, zniewolenie obywatelskie i wszelkie inne państwowe patologie.
Im więcej państwa w państwie, tym mniej w nim miejsca dla obywatela. Mnogość instytucji i przepisów, to panaceum każdej kolejnej ekipy na źle funkcjonujące państwo. Ta droga prowadzi do nikąd, a właściwie do prawdziwego kryzysu tego państwa w perspektywie 20 lat.
Pozdrawiam.
Inne tematy w dziale Polityka