Książę Lévis zasłyną z maksymy: noblesse oblige. To postulat postępowania szlachetnego z powodu rodowodu, szlacheckiego rzecz jasna. W monarchiach rodzinna królewska pieczołowicie dba o wszechstronne wykształcenie, maniery i mówiąc ogólnie umiejętność rządzenia państwem. To specyficzna rękojmia właściwego wykonywania funkcji władczych w przyszłości. W demokracjach lud może wybrać każdego – uwzględniając ograniczenia wynikające z powszechnie obowiązujących norm prawnych – nawet elektryka czy też niemalże magistra. W takich sytuacjach trudno oczekiwać, że wybraniec narodu będzie postępował zgodnie z protokołem dyplomatycznym i dworskimi zwyczajami.
Księciu Lévis’owi szło raczej o szeroko pojętą szlachetność, ale pozostawiając na boku otoczkę semantyczną, istotą tej szlachetności jest postępowanie zgodne z ustalonymi konwenansami. Kto obserwowała przebieg zaślubin księcia Williama i panny – wówczas panny – Kate musi przyznać, iż cały ceremoniał był imponujący. Każdy najmniejszy szczegół, kokardki, skinienia, wszystko dopracowane do perfekcji. Jak daleko nam do tego poziomu pokazują wpadki polskich prezydentów wybieranych po 1989 roku.
Ktoś myślący bardzo schematycznie mógłby postulować przywrócenia monarchii, co w aktualnych uwarunkowaniach nie jest postulatem poważnym i w tym tekście nie będę z nim polemizował. Jeśli nie monarchia, to co? Pozostaje nauka i dobre wychowanie. W szczególności mając na uwadze fakt, iż nie wszyscy błękitnokrwiści są z kindersztubą za pan brat. Na pewnym przyjęciu widziałem jak nobliwy – jak mogłoby się wydawać ze względu na liczbę tytułów – jegomość zjadał - najwyraźniej niezaspokoiwszy głodu - kozy ze swego nosa zawczasu uformowane w kulki. Być może szlachetność owego pana objawia się na innych polach jego działalności, kto wie? Musimy mieć w pamięci również to, że komuniści otwarcie tępili wszystkie przejawy reakcji burżuazyjnej i arystokratycznej, wszak walka klas była podstawą komunizmu, a to klasa robotnicza miała dyktować nowe zwyczaje. To niestety jest boleśnie widoczne. Chciałem napisać do „bulu” widoczne, ale nie chciałem być złośliwy.
Pozostaje więc uczenie się. Uczenie się dobrych manier i wszelakich zasad, które czynią nasze życie przyjemniejszym. Trzeba powiedzieć, iż mając na uwadze wspomniane czynniki nie jest z nami Polakami tak bardzo źle, choć mamy co nadrabiać. Pamiętam doskonale, jak w Paryżu w restauracji „Pain de Sucure” nasz rodak w garniturze za nie mniej niż 10 tys. złotych wypił duszkiem wodę podaną do Mule po prowansalsku. Czy to śmieszyło resztę gości? Tak, ale nikt się nie zaśmiewał w głos, nastąpiła wymowna wymiana spojrzeń, po czym do stolika podszedł szef sali, zabrał naczynie nie dając w żaden sposób znać, iż gość popełnił banalną gafę. Onegdaj uczestniczyłem w luźnym spotkaniu ze szeroko pojętym gronem znajomych. W pewnej chwili zwróciłem delikanie uwagę mojej córce, iż do zjedzenie rybki należy użyć dwóch widelców. Córka słusznie wskazała, iż nie ma ich na stole. Poprosiłem gospodarza o przyniesienie widelca, co uczynił i córka zjadła niewątpliwie smaczną rybkę. Reakcja pewnej pani, której do owego momentu nie znałem była zabawna. Otóż niezbyt cichym szeptem syknęła: - patrz Joasiu jak faszysta torturuje dziecko, a na dodatek wynosi się ponad innych, że dwoma widelcami rybkę…
Ja uważam, iż warto uczyć się tych zachowań i uczyć ich naszych dzieci.
A co państwo sądzicie?
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka