Pewny znany polityk z polskiego podwórka rzekł mądre i chwytliwe słowa (no, przecież wygrał wybory)- zgoda buduje. Nawet jeżeli go nie lubimy, nie darzymy sympatią jego osoby bądź też nie sprzyjamy jego opcji politycznej, to trudno zaprzeczyć trafności tego hasła. Przecież naturalnie lepiej jest coś tworzyć, inicjować w aurze stabilizacji, bezpieczeństwa i spokoju. Tym nie mniej o ile ta zgoda buduje, to bez wątpienia kłótnia lansuje. I właśnie ten drugi aspekt pragnąłbym omówić, patrząc na poczynania politycznych samców alfa czy też ich popleczników, w szczególności na naszym polskim, specyficznym i uroczym podwórku.
Warto przy tym przypomnieć sobie słowa znanego politologa, obecnie polityka i europarlamentarzysty Marka Migalskiego, który trafnie i inteligentnie przeinaczył znane powiedzenie- gdzie dwóch się bije, tam..oni korzystająJ. Swego czasu w ten prosty sposób opisał sytuację zastaną pomiędzy dwoma czołowymi partiami, czyli PO i PiSem, których to konflikt i spór zajmuje większość czasu medialnego oraz napędza emocjonalnie polityczny dyskurs w naszym kraju. I w tym aspekcie żaden z tak zwanych trzecich nie korzysta. Reszta z podmiotów politycznych może mówić frazesy o alternatywie dla wojny polsko- polskiej (na marginesie dodam, iż tego publicystycznego zwrotu nie lubię, ale z racji tego że jest używany, sam się nim posłużę), jednakże i tak nie mogą przebić się na stałe z kwestiami merytorycznymi czy nawet emocjonalnymi, które mogłyby długotrwale oddziaływać na decyzje społeczno- polityczne. Cześć komentatorów zwraca uwagę, iż Tusk potrzebuje Jarosława Kaczyńskiego, wykreowanej aury strachu przed kaczyzmem, IV RP, sektą smoleńską itd.
Zauważyłem przy tym, iż prócz otwartego i długotrwałego boju pomiędzy PiSem a Platformą, można zauważyć pomniejsze potyczki czy tez próby ich nawiązania, służące zaistnieniu w świadomości publicznej, w których to II siła polityczna w RP staje się wyraźnym punktem odniesienia. Bez wątpienia takie twory jak PJN czy Solidarna Polska musiały tworzyć swoją tożsamość budując negatywne odniesienia i zaznaczając różnice od swojej rodzimej partii, z której to zostały odcięte jako elementy wrzodowe czy rakowe. Oczywiście o ile pierwszy z wymienionych tworów nie składał się z polityków agresywnych czy zaczepnych, (prócz Jolanty Kluzik- Rostkowskiej, która z nienawiści do byłego prezesa przeszła do PO), to otoczenie Jacka Ziobry stara się podkreślać zamierzchłą odrębność i dezaprobatę wobec poczynań byłych sojuszników. Można tutaj cytować niemalże całe wywody Tadeusza Cymańskiego na temat złej i liberalnej polityki minister Gilowskiej czy też twardą postawę lidera SP, próbującego odebrać swojemu byłemu mistrzowi elektorat oraz uznanie na prawej stronie sceny politycznej (no, jakoby Solidarna była po tej stronie, choć wiadomo że prześmiewcy wolą o nich mówić Socjalna Polska). Co ciekawe, Prawo i Sprawiedliwość stało się negatywnym odniesieniem dla budującego się ruchu narodowego, którego liderzy próbują zdyskredytować i uderzyć w największą partię opozycyjną, widząc w tym swój wyraźny interes polityczny. W gruncie rzeczy jest to oczywista walka o wpływy w podobnych środowiskach, o podobnego wyborcę, tylko że narodowcy mają łatwość pod tym względem, że mogą dosłownie jeździć po PiSie utartym przez innych szlakiem, choć z innych powodów. Mowa tutaj o braku radykalizmu prawicowego w działaniu oraz zatracaniu wartości narodowych, choć moim zdaniem takie gryzienie po kostkach ruchu narodowego przypomina wysiłki ratlerka, próbującego ukazać swoją ideologiczną przewagę nad potężnym, lecz zmęczonym buldogiem. Proszę przy tym nie utożsamiać tych porównań z osobami decyzyjnymi w omawianych tworach politycznych, lecz raczej w opisie samych organizacji i sił wpływu.
Jeżeli miałbym stosować jakieś osobiste odniesienia i obrazowanie powyższych tendencji, to musiałbym powiedzieć, iż Jarosław Kaczyński stanowi opluwany atlas polskiej polityki, którego oponenci skrajnie nie szanują a on sam musi ich utrzymywać, by pojawiali się w przekazie medialnym. Prócz powyższych, dotyczy to również zaczepek i nieprzychylnych komentarzy płynących z tak zwanego ,,salonu warszafki”, dla którego lider PiS jest odmieńcem, gdyż…jest z WARSZAWY. Oczywiście dochodzą do tego różne ataki z lewicy (Ruch Palikota, SLD przypominające o tragicznej próbie samookaleczenia Blidy itd.), która również stosuje te same zagrywki w rywalizacji o prestiż i uznanie na swoim poletku. Warto tutaj przypomnieć sformułowania typu ,,naćpana hołota” czy ,,bezideowy cham”, kiedy to Sojusz bał się o wpływy wśród lewicujących grup społecznych i musiał naturalnie wejść w spór z otoczeniem Palikota. Oczywiście była współpraca w aspektach mówienia o mowie nienawiści czy też grożeniu faszyzmem (ja nadal się boję do tego stopnia, że nie chodzę sam na nasyp po szczaw), lecz zgrzyty pojawiające się podczas inicjowania kooperacji Europa + ukazują, że polityczne bestie lubią grać pod siebie.
Ktoś może zadać pytanie, czy ja takie zachowanie krytykuję, potępiam, nie rozumiem. Otóż nie, gdyż okazałbym się człowiekiem odrealnionym i nie znającym zasad tej gry w systemie partyjnym. Dostrzegam jednak problem, iż takie tendencje działają ze szkodą na świadomość obywateli, którzy albo bezrozumnie mogą podłączyć się pod spór, który został stworzony na potrzeby rozgłosu i obecności w publicznym przekazie, bądź też odrzucą działalność polityczną jako jedną z naturalnych sfer działalności człowieka. To może dalej przekładać się na apatię społeczną, niską frekwencję wyborczą oraz zakopaniu debaty publicznej, która i tak już znajduje się w 5 metrowym dole i prosi o pomoc, by jakoś przetrwać.
Inne tematy w dziale Polityka