Ambitni i profesjonalni polscy dziennikarze musieli się dziś ucieszyć. Oto bowiem premier Tusk i poseł Arłukowicz zafundowali im wyjątkową okazję na stworzenie ciekawego materiału. A może nawet na zdobycie dziennikarskich nagród.
W 2006 roku wystarczyło, by redaktorzy Sekielski i Morozowski ujawnili dostarczone im (zapewne przez samą Renatę Beger) nagrania z negocjacji pomiędzy posłanką a wiceszefem PiS Adamem Lipińskim.
Zapis niezbyt estetycznych, ale rutynowych negocjacji politycznych polskie media potraktowały niczym aferę Watergate. Słowom o "korupcji politycznej" nie było końca. A Sekielski i Morozowski zostali wybrani przez głosujących w konkursie Grand Press na dziennikarzy roku 2006. Jak pisał wówczas organizujący plebiscyt magazyn "Press":
Kolegia redakcyjne z całej Polski w tym roku zadecydowały o tym, że na tytuł Dziennikarz Roku zasłużyli dziennikarze TVN-u Andrzej Morozowski i Tomasz Sekielski - otrzymali odpowiednio 126 i 161 pkt.
Sprawiedliwość powinna iść przed prawem - skomentował decyzję o wyborze dwóch dziennikrzy jako Dzienniakrzy Roku [pisownia oryginalna w artykule na stronie "Press" – R.]redaktor naczelny "Press" Andrzej Skworz, uzasadniając złamanie regulaminu konkursu (stanowi on, że nagroda ta jest niepodzielna). Większość redakcji nominowała właśnie ten dziennikarski tandem do nagrody. Wśród uzasadnień najczęściej pojawiał się argument, iż "nie byłą to prowokacja, a udodownienie [pisownia oryginalna na stronie "Press" – R.] tego, co działo się w przyrodzie".
Pięć lat temu wystarczyło ujawnić trochę prawdy (czy też "prawdy") o kulisach polskiej polityki, by otrzymać najważniejszą branżową nagrodę. Dziś więc dziennikarzom powinny szybciej zabić serca – oto znów nadarza się okazja, by zyskać sławę i zaszczyty. Wystarczy ustalić, jak wyglądały negocjacje między Tuskiem a Arłukowiczem.
Inne tematy w dziale Polityka