Igor Janke opuścił na chwilę swój blogerski "lud Kaczyńskiego" i udał się do Miasta Na Wzgórzu. Efektami podróży chwali się – i słusznie – w notce "Obama do Warszawy, Salon24 do Waszyngtonu". Poza jednak częścią informacyjno-promocyjną wpis redaktora zawiera refleksje na temat polskiej i amerykańskiej polityki międzynarodowej:
Może narzekajmy mniej a zastanówmy się, co możemy zrobić, by być dla takiego partnera jak USA atrakcyjni. By oni mieli interes z nami współpracować. Bardzo ważne jest to, o czym na samym początku debaty w Salon24 pisał profesor Lewicki – że o relacje z USA trzeba dbać jak Anglicy dbaj a o trawę. Pielęgnować, siać, ścinać. Dbać. Niezależnie, czy rządzą Demokraci czy Republikanie, czy u nas rządzi jedna czy druga partia. To zbyt ważny partner. (...)
I potraktujmy to poważnie – bo to kwestie sto razy ważniejsze od naszych wojenek o kiboli i codziennych naparzanek. Gaz łupkowy może zmienić naszą rzeczywistość. Gospodarcza i polityczną. Może nagle odmienić całkowicie kwestie naszego bezpieczeństwa energetycznego. I zasadniczo zmienić pozycję wobec Rosji. Do tego Amerykanie są nam potrzebni. I potrzebny jest silny obóz Europy Środkowej,którego powinniśmy stać się nieformalnym koordynatorem.
Te słowa są słuszne, ale brakuje mi w nich konkretnie wskazanego adresata – nawet, jeśli jest w domyśle. Czasy, gdy można było subtelnie teoretyzować się bowiem skończyły. Także z powodu odkrycia złóż gazu łupkowego, ale przede wszystkim ze względu na ogólną dynamikę środowiska międzynarodowego.
Igor Janke wymienia szereg działań jakie może w tej chwili podjąć Polska:
Jeśli nie wyszło z tarcza wersji pierwszej, to może wyjdzie z tarcza w wersji drugiej. Chcą tu wiercić – dobrze. Chcą nas wesprzeć w Białorusi ale w zamian oczekują, że będziemy coś robić północnej Afryce - trzeba w to wchodzić.
Decyzji w tych sprawach nie podejmie bloger Rybitzky, "lud Kaczyńskiego" lub nawet parlamentarzyści. Kierunek polskich działań określają w tej chwili dwie osoby: Donald Tusk i Radosław Sikorski. Niektórzy wymieniliby zapewne jeszcze Bronisława Komorowskiego, ale przecież dobrze wiemy, jak wygląda jego talent dyplomatyczny.
Jak słusznie zauważa Igor Janke, w relacjach pomiędzy państwami liczą się tylko interesy. Ale dlatego właśnie to nie jest zawsze tak, że stosunki z USA, czy też z innymi krajami zawsze należy pielęgnować niczym dwustuletni angielski trawnik. Historia zna wiele przykładów gwałtownych wolt na arenie międzynarodowej wywołanych wyłącznie prostym (czasem zbyt prostym) rachunkiem zysków i strat.
To tylko od decyzji Tuska i Sikorskiego zależy, jaką drogę w tej kluczowej dla przyszłości naszego kraju chwili wybierze polska dyplomacja. Pozostaje więc zadać pytanie: czy ci dwaj ludzie rozumieją, że nie mają do czynienia z wojenką o kiboli i codzienną naparzanką? I czy w ogóle chcą to rozumieć?
Inne tematy w dziale Polityka