W moich próbach literackich Niemcy, Polacy i Żydzi zajmują miejsce, którego nie można ani przemilczeć, ani ominąć. Nie mogę się też z tego zaklętego trójkąta wyzwolić. Dopóki będzie żył ostatni człowiek, który pamięta II wojnę światową, III Rzeszę i Adolfa Hitlera, tak długo nie skończą się dociekania, co się stało w XX wieku i jak do tego doszło? Ja w naiwności prozaika, któremu się wydaje, że wszystko można zbeletryzować i podsunąć czytelnikom, chciałem napisać powieść, której akcja będzie się działa w Birkenau, na ostatnim etapie zagłady, a członkowie Sonderkommando będą bohaterami.
Pomysł przerósł moje możliwości. W najlepszym razie napisałem książkę „Smak wiatru w Birkenau”, powieść w konwencji kryminału. Śmierć i złoto – te dwa bieguny były obecne w życiu ludzi na ostatnim etapie niemieckiego ostatecznego rozwiązania. Realia zaczerpnąłem z osobistego wywiadu z ostatnim żyjącym w Polsce członkiem Sonderkommando, Żydem, który dokładnie opowiedział mi o szczegółach. Pracował w rozbieralni, przy wyciąganiu zwłok z komory gazowej, przy obsłudze krematorium i dołów spaleniskowych. Wielokrotnie też mówił o tym w filmach dokumentalnych. Dopiero teraz natrafiłem na wspomnienia Rudolfa Hossa, który pisze o tym samym, co usłyszałem z ust Moshe Rosenbauma, (nazwisko zmienione).
Ponieważ z typowej powieści nic nie wyszło, fikcja nie może tu wchodzić w grę, uważam, że napisałem książkę jednak ważną. Ktokolwiek z młodych czytelników weźmie ją do ręki dowie się wszystkiego o Auschwitz-Birkenau, o Niemcach, Polakach i Żydach, którzy znaleźli się w największej fabryce śmierci.
Możesz znaleźć więcej szczegółów na temat tej książki na
http://www.unibook.com/pl/Zbigniew-RYNDAK/Smak-wiatru-w-Birkenau
Fragmenty wspomnień Rudolfa Hoessa, komendanta obozu Auschwitz-Birkenau.
(GKBZH w Polsce – Warszawa 1960)
Nadesłał p. PiotrX.
„Już wielokrotnie mówiłem: Żydzi mają silnie rozwinięty zmysł rodzinny. Czepiają się siebie wzajemnie jak łopian. A jednak według moich spostrzeżeń brakuje im poczucia wzajemnej przynależności. Można by myśleć, że w takiej sytuacji jeden powinien chronić drugiego. Nie, przeciwnie: często się z tym spotykałem i słyszałem o tym, że Żydzi — szczególnie z zachodu — podawali adresy swych ukrywających się jeszcze współplemieńców. Jakaś kobieta już z komory gazowej krzyknęła do podoficera jeszcze jeden adres jakiejś żydowskiej rodziny. Jakiś mężczyzna, sądząc z ubrania i sposobu bycia — należący do najlepszych sfer, przy rozbieraniu się podał mi karteczkę; znajdowało się na niej wiele adresów rodzin holenderskich, u których ukrywali się Żydzi. Nie mogę sobie wytłumaczyć, co skłaniało Żydów do tych doniesień. Czy płynęło to z osobistej zemsty, czy z zawiści, czy też z tego, że zazdrościli innym dalszego życia.
Równie osobliwe było zachowanie się członków Sonderkommando. Wszyscy oni wiedzieli, że po zakończeniu akcji spotka ich taki los; jaki spotkał tysiące Żydów, przy których uśmiercaniu byli tak bardzo pomocni. Mimo to wykazywali gorliwość, która mnie zawsze zdumiewała. Nie tylko nigdy nie mówili ofiarom o tym, co je czeka, nie tylko troskliwie pomagali im przy rozbieraniu się, lecz nawet stosowali przemoc wobec opornych, wyprowadzając ich za budynek i przytrzymując przy rozstrzeliwaniu. Prowadzili swoje ofiary w taki sposób, aby nie mogły widzieć podoficera czekającego z bronią w ręku na moment, gdy niepostrzeżenie będzie mógł przyłożyć broń do tyłu głowy ofiary. W ten sposób postępowali również z chorymi i ułomnymi, których nie można było doprowadzić do komór gazowych. Wszystko to robili tak naturalnie, jak gdyby sami byli powołani do przeprowadzania akcji zagłady. To oni wyciągali zwłoki z komór, usuwali złote zęby, obcinali włosy, wlekli do dołów czy pieców. Oni podtrzymywali ogień w dołach, oni wreszcie rozgrzebywali płonące góry zwłok, aby zapewnić dopływ powietrza.
Wszystkie te roboty wykonywali jakby z tępą obojętnością, jak gdyby chodziło o jakąś powszednią czynność. Ciągnąc zwłoki jedli albo palili. Nawet przy takiej okropnej robocie, jak spalanie zwłok, które już przez dłuższy czas leżały w masowych grobach, nie przestawali jeść. Zdarzało się często, że Żydzi z Sonderkommando znajdowali swoich najbliższych wśród uśmierconych lub wśród tych, którzy szli do komór. Zapewne byli przejęci, mimo to jednak nie dochodziło do zajść.
Byłem świadkiem takiego wypadku. Przy wyciąganiu zwłok z komory jeden z członków Sonderkommando stanął nagle jak wryty; stał przez chwilę niby urzeczony, potem wraz ze swym towarzyszem poszedł dalej ze zwłokami. Na moje pytanie, co się stało, kapo odpowiedział, że człowiek ten odnalazł między zwłokami własną żonę. Obserwowałem go jeszcze przez chwilę, lecz nic szczególnego nie zauważyłem w jego zachowaniu się. Jak przedtem, tak i teraz ciągnął za sobą zwłoki. Gdy w jakiś czas potem przyszedłem znów do Sonderkommando, siedział razem z innymi przy jedzeniu, jak gdyby nic nie zaszło. Czy tak dobrze potrafił ukryć swe wzruszenie, czy też tak już stępiał, że nawet to przeżycie nie mogło go poruszyć? Co dawało Żydom z Sonderkommando siły do wykonywania dniem i nocą tej straszliwej roboty? Czy liczyli na jakiś szczególny przypadek, który pozwoli im prześliznąć się tuż obok śmierci? Czy tak stępieli, a może osłabli wskutek wszystkich okropności, że nie potrafili sami skończyć z sobą, aby uniknąć takiego „istnienia”? Obserwowałem ich bardzo uważnie, a jednak nie zdołałem zgłębić ich zachowania się. Życie i umieranie Żydów postawiło przede mną wiele zagadek, których nie byłem w stanie rozwiązać.”
Rudolf Hoess nie mówi wszystkiego. Nic nie słyszał o zbrojnym buncie Sonderkommando?
Posted by Marucha w dniu 2012-03-24 (sobota)
Moje książki wydane w Belgii. "Drugi brzeg miłości" powieść 2010. "Smak wiatru w Auschwitz-Birkenau" powieść 2015 . „Inna barwa księżyca”reportaże 2012. "Dziewczyna w okularach" opowiadania 2015. "Moje zmory i marzenia" felietony 2013. "Czarne anioły" powieść 2015. "Zdobycie rzeki" opowiadania 2016. "Morderstwo w klubie dziennikarza" powieść 2017.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka