Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
138
BLOG

Papież Polaków, papież mojego pokolenia

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Był bodaj przełom sierpnia i września, chyba początek września 1978 roku. Miałem wtedy 15 lat i chodziłem do drugiej klasy jednego z warszawskich liceów. Mieszkałem na Starówce, a moja parafia była katedra pod wezwaniem świętego Jana - tam przystępowałem do pierwszej komunii świętej, a sześć lat później stałem w tłumie wiernych słuchających kazania prymasa Wyszyńskiego. Ksiądz kardynał przyjechał prosto z Watykanu, było tuz po wyborze papieża Jana Pawła I. Mówił kazanie stojąc na ambonie umieszczonej wysoko, po lewej stronie katedry. Ludzie słuchali w nabożnym skupieniu. Zapamiętałem słowa Interrexa: ze wybrano nowego Ojca Świętego, Włocha i żeby nie mieli racji ci, którzy oczekiwali, że wybiorą Polaka-bo papieżem będzie, co naturalne, Włoch. „Szkoda” -pomyślałem. Minął przeszło miesiąc. W Stolicy Świętej trwało konklawe. 16 października wracałem ze szkoły. Dyskutowaliśmy z kolegami, kto zostanie papieżem. Witek powiedział:” wcale bym się nie zdziwił, jakby wybrali Polaka, Wojtyłę”. Byłem sceptyczny -pamiętałem słowa prymasa Polski. Tego wieczoru wszyscy usłyszeliśmy „Habemus Papam” ...  

Pierwsza pielgrzymka- jesteśmy u siebie... 

Początek czerwca 1979 roku. Warszawa. Jestem w papieskiej służbie porządkowej, a raczej jej części złożonej z warszawskich licealistów, których rodzice związani byli z Klubem Inteligencji Katolickiej. Plac Zwycięstwa-tak się wtedy nazywał (dziś: Piłsudskiego), co brzmiało zresztą jak metafora-msza, ołtarz, poczucie, że to wyjątkowy czas, szczególna chwila. Pamiętam słowa: „Niech zstąpi Duch Twój -i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”, ale przede wszystkim zapamiętałem brawa, morze, ocean braw po tych słowach. Pamiętam wodę podawana w plastikowych kubeczkach starszym ludziom. I poczucie, że możemy teraz się policzyć. I ze to Polacy są gospodarzami we własnym kraju: bo jesteśmy u siebie.  

 A potem jeszcze msza dla młodzieży przed kościołem akademickim pw. świętej Anny i od rana nadciągające grupy młodych ludzi. I ta nagła świadomość: jak nas wielu. I ze jesteśmy wspólnotą. I że „tu jest Polska”.  

 Zaraz po odlocie polskiego papieża z Krakowa do Rzymu umiera „ciocia Jadzia”, ciotka mojej Mamy. Ta starsza już pani, urzędniczka bankowa, żołnierz Podziemia na łożu śmierci powie:” doczekałam”.  Wielu z jej pokolenia, starszego o kilkanaście lat od księdza z Wadowic będzie to sobie po cichu powtarzać przez lata pontyfikatu Jana Pawła II.     

 Czy istnieje pokolenie JP 2? Czy to mit? Istnieje. Mam poczucie, że jestem częścią tej wspólnoty. Wspólnoty życiorysów: Oazy, piesze pielgrzymki do Częstochowy, duszpasterstwa akademickie, pielgrzymki Ojca Świętego do jego i naszej Ojczyzny, audiencje w Watykanie (późniejsi papieże bardzo ograniczyli możliwość udziału w nich i ich liczebność). Ale też poczucie intelektualnej więzi z autorem naprawdę czytanych przez nas (i cytowanych!) encyklik oraz uznania, że nasze społeczne, a czasem i nawet polityczne zaangażowanie źródło bierze w dużej mierze w Jego nauczaniu.  

 Polski papież i duma z bycia Polakiem 

Wreszcie to, co Papież-Polak mówił o Ojczyźnie, narodowej wspólnocie, o dumnej, choć i tragicznej polskiej historii-te lekcje patriotyzmu niezapomniane, nie do powtórzenia, jedyne w swoim rodzaju. Ich adresatem byli rodacy w kraju, ale też rodacy na obczyźnie. Pamiętam, jak jeden z najważniejszych ludzi w międzynarodowym ruchu związków zawodowych, sekretarz generalny Światowej Konfederacji Pracy (odwołującej się do wartości chrześcijańskich), Jan Kułakowski (późniejszy pierwszy ambasador Polski przy UE) mówił mi, że wybór polskiego papieża spowodował powrót do polskości, jej utrwalenie u jego trzech córek, urodzonych na emigracji w Belgii. Gdy nasz rodak na Stolicy Piotrowej przyjechał z pierwsza pielgrzymka do USA (zresztą zanim przyjechał do swojej ojczyzny...) to amerykańscy Polacy -albo polscy Amerykanie- witali go na trasie jego przejazdów i na mszach świętych „w plenerze” w koszulkach z napisem „I ’m proud to be Polish” - czyli „Jestem dumny z tego, że jestem Polakiem”. Tak, to właśnie był ten renesans dumy z bycia Polakiem. To podniesienie polskich głów -nad Wisła, Odra, Warta i Bugiem, ale też nad Sekwana, Tamizą, Renem czy Potomakiem.  

Jako człowiek urodzony w Londynie najlepiej wiem, jak przyjęli nasi rodacy na Wyspach Brytyjskich papieską homilię wygłoszoną na spotkaniu z Polakami w Londynie, w 1982 roku, podczas stanu wojennego, na nieistniejącym już stadionie Crystal Palace. Jan Paweł II mówił tam o Polakach poza granicami Rzeczypospolitej jako- uwaga- „Polsce poza Polska”. Czyż nie jest to najlepsze podsumowanie polskiego losu na obczyźnie i to z ust człowieka, który sam był w jakimś sensie „emigrantem”?     

 Jeździłem za Ojcem Świętym 

 Papieskie audiencje. Miałem zaszczyt w paru brać udział. Nie tylko w tych „dla wszystkich”, na placu św. Piotra w Rzymie, ale przede wszystkich w tych prywatnych, już na terytorium Watykanu, w papieskiej kaplicy. Po mszy świętej polski ksiądz Karol Wojtyła, papież, klękał na modlitewniku i na dłuższy czas jakby duchem znikał. Nawet ktoś w ogóle niewierzący czy poszukujący mógł dojrzeć, że Ojciec Święty to człowiek wielkiego zawierzenia. Potem mam chwilę na przedstawienie się i powiedzenie paru słów. Uważny, przeszywający na wskroś wzrok człowieka w bieli, jakby wiedział o Tobie wszystko, a mimo to chciał z Tobą rozmawiać... A jednocześnie ciepły, otwarty uśmiech, szczególny i wyjątkowy, niepowtarzalny. Wychodzisz i masz poczucie, że spotkałeś świętego, mocarza ducha, przy którym byłeś kimś jednocześnie ważnym, bo zaszczycił Cię chwila rozmowy, spojrzeniem, gestem, a jednocześnie malutkim. Ta euforia po najkrótszym nawet spotkaniu z Jego Świątobliwością. Po prostu- Ojcem.      

Nasz polski papież odbył 104 pielgrzymki na wszystkie kontynenty. Był pierwszym następca św. Piotra w Wielkiej Brytanii i w Białym Domu i w polskim parlamencie. Dla mnie jednak-to sprawa indywidualna - najważniejsze były jego pielgrzymki do Ojczyzny. Jeździłem za nim. W 1979 roku byłem w Warszawie, w 1983 w „moim” Wrocławiu, ale też w Warszawie (przerodziła się ta msza w wielką „solidarnościową” demonstrację), w 1987 znów w stolicy, jak zawsze, ale też w Gdańsku, na Zaspie i na południu, w Tarnowie i na drugim krańcu Polski-w Szczecinie. Po kolejnych czterech latach Warszawa, a potem w 1997 roku: Wrocław i Kongres Eucharystyczny, msza św. w Hali Ludowej i na otwartej przestrzeni, za „Poltegorem”. Byłem też na tej ostatniej, w sierpniu 2002 roku -w Krakowie. Przeczuwaliśmy, że to ostatnie spotkanie z Człowiekiem, który zmienił obliczeń Ziemi. Tej ziemi-i nie tylko tej.              

Moje pokolenie - pokolenie JP 2- miało wielkie szczęście żyć w tym samym czasie co polski papież i być przez niego kształtowanym. I Polska-jego miłość -tez miała wielkie szczęście. Polska, ta „Matka szczególna”, jak mówił ... 

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (14.05.2020)

 


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo