Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
102
BLOG

Polska wyrzutem sumienia dla Europy Zachodniej

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Agnieszka Żurek: Unia Europejska zapowiada pomoc w budowie muru na granicy polsko – białoruskiej. Czy udzieli nam realnego wsparcia w ochronie zewnętrznej granicy UE, czy raczej będą to działania pozorowane?

Ryszard Czarnecki: Pomoc będzie, ale jedynie na otarcie łez. Unia Europejska z początku w ogóle nie chciała słyszeć o wsparciu Polski w budowie muru, formułując nawet wypowiedzi wprost niechętne tej inicjatywie. W końcu, pod polską presją, szefowa Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen ugięła się i zapowiedziała wsparcie w budowie ogrodzenia. Ale uwaga – środki na ten cel zostały przewidziane dopiero w przyszłorocznym budżecie unijnym, podczas gdy pomoc jest potrzebna natychmiast. Kwota wsparcia jest symboliczna, bo wynosząca 25 mln euro – na dodatek do rozdzielenia pomiędzy trzy państwa – Polskę oraz Litwę i Łotwę. W sytuacji, kiedy Polska graniczy z Białorusią na odcinku ponad 440 km, a Litwa ma granicę dłuższą o dwieście kilkadziesiąt kilometrów, to patrząc na to od strony czysto matematycznej, Litwa otrzyma większą pomoc od Polski – abstrahując od politycznego wymiaru sprawy i tego, że reżim białoruski, a de facto Rosja, skoncentrowały swoją agresję na Polsce.

Wsparcie unijne ma zatem charakter czysto propagandowy?

Nikt nie będzie mógł teraz zarzucić Komisji Europejskiej, że nie daje żadnych pieniędzy na pomoc Polsce, ale jeśli porównamy kwotę przeznaczoną na budowę muru chociażby z wysokością unijnych środków przeznaczanych na tzw. edukację seksualną w różnych krajach, zobaczymy, że na tę ostatnią Unia wydaje wielokrotnie więcej pieniędzy. Decyzja o minimalnym wsparciu budowy muru na granicy to tak naprawdę kpina i kolejny dowód na to, że musimy radzić sobie sami.

Komisja Europejska przeznaczy z kolei 200 mln euro na pomoc dla migrantów ekonomicznych, co w oczywisty sposób zachęci Łukaszenkę do dalszego ich sprowadzania. Jednocześnie KE wspiera teoretycznie budowę muru na granicy. To schizofrenia?

To przykład na to, jak dalece Unia nie wyciąga wniosków z własnych błędów. Złe doświadczenia unijne pokazują, że kreowanie funduszy na rzecz migrantów zachęca ich do tego, żeby masowo przybywali do Europy. Migranci w dobie mediów społecznościowych doskonale wiedzą, co piszczy w polityce migracyjnej Starego Kontynentu. Widziałem to na własne oczy przebywając służbowo w delegacji z Parlamentu Europejskiego na Zanzibarze w szczycie kryzysu migracyjnego. Niemieckie komunikaty „Herzlich Wilkommen” były pilnie śledzone przez mieszkańców Zanzibaru i z pewnością ułatwiały im decyzje o emigracji. Unia poprzez kontynuację swojej polityki migracyjnej pokazuje, że zupełnie nie wyciągnęła wniosków ani ze swoich doświadczeń, ani z doświadczeń innych krajów, jak choćby Australii, która postawiła tamę fali migracyjnej. Polityczna poprawność, której uparcie hołduje Unia Europejska, przynosi fatalne skutki. Na szczęście Polska nie śpiewa w tym chórze. Dzięki temu nie mamy tych problemów ekonomicznych, społecznych, kulturowych, religijnych i cywilizacyjnych, z którymi zmaga się Europa Zachodnia w wyniku swojej samobójczej polityki migracyjnej. Unijna „polityczna poprawność” nakazuje ukrywanie, z jakiego kraju pochodził przestępca albo jakiego był wyznania, ale jest tajemnicą Poliszynela, że ciężka przestępczość, w tym organizowanie zamachów terrorystycznych, jest na ogół związana ze środowiskami migrantów z krajów muzułmańskich. Polska nie wpuszczając migrantów teraz, unika zagrożenia nie tylko na dziś, jutro czy pojutrze, ale także w perspektywie 30-40 lat. Jeśli prześledzi się życiorysy autorów zamachów terrorystycznych w Europie Zachodniej i Południowej, przekonamy się, że dokonują ich nie tylko imigranci, ale także ich dzieci i wnuki. Europejczycy za swoje naiwne otwarcie się na imigrantów płacą cenę już przez dekady.

Jeśli Polska nie ulegnie politycznej poprawności i obroni granice swoje, ale i unijne, może wyrosnąć na lidera regionu i stanowić żywy dowód możliwości prowadzenia niezależnej polityki migracyjnej?

Polska jest wyrzutem sumienia dla polityków Europy Zachodniej, którzy przez dziesięciolecia wmawiali własnym społeczeństwom, że przyjmowanie migrantów jest koniecznością. Nasza ojczyzna dzięki oparciu się samobójczej polityce migracyjnej UE jest krajem bezpiecznym. Nie ma u nas zamachów terrorystycznych i innych ciężkich przestępstw, jakich w krajach Europy Zachodniej dopuszczają się imigranci. Nie ma u nas także związanych z imigrantami problemów społeczno–cywilizacyjnych, z jakimi zmaga się Zachód. To kłuje w oczy. Jeżeli okaże się, że w kwestii migrantów to Polska miała rację, że można ich nie przyjmować i że przynosi to pozytywne skutki, co poczują ci Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Hiszpanie i Niemcy, którym przez lata wmawiano, że przyjmowanie imigrantów to konieczność i korzyść? To znaczy, że ich okłamywano? Że jednak była alternatywy? Że można prowadzić inną politykę? Że może należy rozliczyć tych, którzy posługiwali się propagandą? Polska swoim działaniem wysadza w powietrze „kłamstwo imigracyjne”. Trudno, żeby to się unijnym liderom podobało.

Czy w tym kontekście należy widzieć dogadywanie się Angeli Merkel z Aleksandrem Łukaszenką i inne próby podejmowania decyzji dotyczących naszego regionu ponad naszymi głowami?

Kanclerz Angela Merkel zachowuje się jak strażak – piroman, który wznieca pożar, a potem go gasi i szuka z tego tytułu pochwał, odznaczeń i gratyfikacji pieniężnych. Niemiecka kanclerz wywołała np. w 2015 kataklizm migracyjny i potem za wszelką cenę próbowała ten pożar gasić kosztem wszystkich państw Unii Europejskiej. Na zakończenie swojej 16-letniej kariery kanclerskiej Angela Merkel próbuje robić to samo, nawet za cenę dogadywania się z białoruskim dyktatorem, którego podnosi w ten sposób do rangi partnera politycznego. Z Łukaszenką przez ostatni rok nikt nie rozmawiał. Teraz nagle za sprawą Merkel dyktator wdarł się na europejskie salony. To, co robi niemiecka kanclerz, nie tylko przywołuje najgorsze reminiscencje historycznych porozumień Niemiec z Rosją, ze Wschodem, ale także w wymiarze bieżącym stanowi wydanie świadectwa wiarygodności dyktatorowi.

Z jednej strony mamy dialog i negocjacje z Łukaszenką i Putinem, z drugiej zaś gigantyczne kary nakładane na Polskę w związku z rzekomym łamaniem zasad praworządności. Jak to rozumieć?

Niestety Unia strzela nam w plecy w momencie, kiedy my broniąc naszej granicy, jednocześnie bronimy wschodniej granicy UE. Warto przypomnieć, że Polska obok Finlandii, jest jednym z dwóch krajów Unii mających największy odcinek wschodniej granicy Unii. Sytuacja, kiedy ktoś strzela do nas z tylu , jest znana na wojnie, do nas jednak obecnie „strzela” Bruksela. Symbolicznym tego wyrazem była sytuacja, że tego samego dnia, kiedy jedenaścioro polskich funkcjonariuszy zostało rannych podczas bronienia granicy Polski ,a wiec Unii, Trybunał Sprawiedliwości UE w Luksemburgu wydał kolejny wyrok przeciwko Polsce. Jest to haniebne w wymiarze moralnym, a w wymiarze twardej polityki jest to potworny błąd – takie zachowanie nie zachęca do europejskiej solidarności i będzie ono generować tendencje odśrodkowe. Wiele państw zada sobie pytanie: po co nam taka Unia, która w sytuacji zagrożenia i walki o fundamentalne bezpieczeństwo nie dość, że nie pomaga, to jeszcze przeszkadza, atakuje i wywołuje wojnę propagandową. Ci, którzy występują teraz przeciwko Polsce, w istocie niszczą projekt europejski.

Co powinna zrobić w tej sytuacji Polska?

Robić swoje. Uśmiechając się do prezydenta Macrona przytoczę to, co powiedział jego wielki poprzednik, prezydent Charles de Gaulle. Kiedy odwiedził nasz kraj jeszcze w czasie komunistycznego zniewolenia, entuzjastycznie witany przez Polaków, podkreślił w Zabrzu: „Polska pozostała sobą”. Powinniśmy, zgodnie z tymi słowami, pozostać sobą, prowadzić taką politykę, jak dotychczas, nastawioną na współpracę z organizacjami ponadnarodowymi, takimi jak NATO i UE, ale nie dać się nikomu sterroryzować w zakresie polityki migracyjnej, energetycznej czy dotyczącej ochrony środowiska. Musimy walczyć o swoją podmiotowość. Skoro jesteśmy jednym z pięciu największych państw Unii, prowadźmy politykę wielkiego państwa, a nie małego kraju będącego jedynie „yes–manem”, czyli potakiwaczem. Polska przestała być tylko wielkim rynkiem zbytu i rezerwuarem „taniej siły roboczej”, jak to określano . Te czasy bezpowrotnie minęły i im szybciej Europa Zachodnia to zrozumie, tym lepiej dla wszystkich.

* wywiad ukazał się na portalu tysol.pl (19.11.2021)

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka