Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
90
BLOG

POLSKIE DROGI: MADAGASKAR

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Madagaskar – czwarta pod względem wielkości wyspa świata jest pełen polskich śladów i polskich życiorysów. W XVIII wieku polski szlachcic Maurycy Beniowski, do którego dzisiaj chcą przyznawać się także Słowacy, bo urodził się na obecnym terytorium tego państwa, a także Węgrzy - podbił sporą część wyspy zostając miejscowym królem. Do dzisiaj są tam jego pomniki, popiersia, ulice i znaczek pocztowy. Jego „imperium” kolidowało z interesami Francji i Polak zginął z rąk Francuzów. Miał wtedy 40 lat.

Polski opiekun trędowatych

W tym roku obchodzimy 110 rocznicę śmierci polskiego zakonnika - jezuity, misjonarza Jana Beyzyma. Był pierwszym, który na tej wyspie zaopiekował się trędowatymi, do tej pory wykluczanymi poza nawias społeczeństwa. I on ma dziś swoje ulice, pomniki i ma mieć znaczek pocztowy (projekt zaakceptowany przez odpowiednie ministerstwo, ale jeszcze czeka na zgodę madagaskarskiej poczty - trwa to już za długo). W dziewięćdziesiątą rocznicę jego śmierci polski papież Jan Paweł II zaliczył go do grona błogosławionych. Jest jednym z pięciu świętych i błogosławionych w historii kościoła na Madagaskarze – choć, ciekawa sprawa, nie zawsze jest przywoływany przez miejscowych hierarchów jako, że nie był przecież rodowitym Malgaszem.

Arkady Fiedler był na Madagaskarze kilka razy i opisał go w książce „Gorąca wieś Ambinanitelo”, która została przetłumaczona aż na dziewięć języków. W książce tej wspomina Polaka Drotkowskiego, bardzo poważanego przez miejscowych przedsiębiorcę, właściciela pierwszej sieci kin i posiadacza własnego samolotu, którym latał także za granicę. Jego córka Lea Drotkowska jest dziś nauczycielką w jednej z najbardziej prestiżowych szkół w stolicy kraju Antatanarywie. Z kolei w Liceum Francuskim uczy plastyki Albert Zięba, rodem ze Zgorzelca, który przez Belgię dotarł na tę wyspę, by z czasem zostać prezesem polonijnego Stowarzyszenia „POLka”. Jest on także autorem wystaw, popiersi, pomników i znaczków pocztowych sławiących Polaków, których losy splotły się z Madagaskarem – nie tylko Beniowskiego i ojca Beyzyma, ale też Jana Pawła II, którego wizyta w roku 1989 i gorące przyjęcie przez miejscowych przeszły do historii tego kraju. W jego ślady poszedł zresztą niedawno obecny papież Franciszek.

„Sobieski” zdobywa Madagaskar

Takich „Poloniców” jest tu wielu. Choćby postać Hieronima Obsta, plantatora z okolic Majungi. Arkady Fiedler spotkał i jego. Pan Hieronim, zagorzały Polak z Wielkopolski, uczestnik I wojny światowej w armii niemieckiej, miał statek, którego ochrzcił „Stach” z polską banderą i z silnikiem Forda, który zawijał pod biało-czerwoną banderą do różnych portów. Szacunek wśród miejscowych zdobył nie tylko swoimi sukcesami biznesowymi, ale także fizyczną krzepą. Gdy w 1947 roku Malgasze usiłowali wzniecić irredentę niepodległościową skierowaną przeciwko „białym”, nasz rodak po prostu „przetrzepał skórę” liderowi tej ruchawki w Majundze i rewolta się skończyła.

W 1942 roku Anglicy zajęli Madagaskar wypierając Francuzów podległych rządowi Vichy. W brytyjskiej inwazji brał również udział polski statek „Sobieski”. Dawniej pasażerski, na użytek wojenny przerobiono go co celów transportowych i desantowych. Nazywany był też..."Kopciuszkiem", a to z racji tego, że niebywale nieekologicznie kopcił . Zbudowano go ledwie dwa lata przed agresją Niemiec na Polskę, mógł pomieścić maksymalnie 1100 pasażerów, a jego wojenny rejs na Madagaskar był częścią operacji pod kryptonimem "Ironclad".

Polskie zakonnice, polscy księża...

Trudno rozdzielić „Polskę na Madagaskarze” od kościoła katolickiego. Na wyspie pracuje według oficjalnych danych około 80 polskich kapłanów i sióstr zakonnych. Jednak ich liczba systematycznie zmniejsza się .Z mojej inicjatywy spotykam się z niektórymi z nich.

Ojciec Roman Majewski rodem z Sulejowa (Ziemia Łódzka) jest na Madagaskarze od 31 lat. Ten misjonarz z zakonu oblatów był jedynym księdzem na, powiedzmy, „parafii” liczącej sześć wiosek. Do najdalszej miał… 120 kilometrów. Tyle, że tylko 30 kilometrów dało się przejechać autem, resztę musiał przejść pieszo. Nie miał własnego jedzenia – żywili go tubylcy, na zasadzie „co wioska da”. Głownie był to ryż, czasem kura czy ryba. Dziś zajmuje się dwiema parafiami miejskimi w Fianarantsoa. Był wychowawcą w seminarium duchownym w stolicy, a także przez sześć lat przełożonym oblatów na Madagaskarze. Przez kolejne trzy pracował jako duszpasterz marynarzy i rybaków.

Ojciec Tomasz Łukaszuk – salezjanin, wśród swoich wiernych promował piece, które wykorzystując siłę promieni słonecznych mogły dać strawę największej biedocie. Miejscowi byli początkowo nieufni, ale potem zwietrzyli w tym ratunek.

Polska fascynacja Madagaskarem

Kraj, w którym jestem, jest uważany za jeden z pięciu najbiedniejszych państw świata. Sytuacja ekonomiczna państwa, zwłaszcza po straszliwej suszy przed dwoma laty jest bardzo trudna, zresztą i bez klęsk żywiołowych Madagaskar jest „na minusie”. Od czasów, gdy Francuzi zgodzili się na niepodległość Madagaskaru, tylko dwukrotnie PKB był większy niż za czasów kolonialnych.
 
W ambasadzie Unii Europejskiej, czyli przedstawicielstwie Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych pracuje tu aż troje Polaków. Jednym z nich jest Sergiusz Wolski. Pochodzi z Zielonej Góry, w MSZ jest od 2009 roku, a w 2015 wylądował w Kenii w polskiej ambasadzie, która „opiekuje się” także Madagaskarem. Bywał już na nim wtedy kilkukrotnie. Pewnie nie przypuszczał, że po paru latach będzie mu dane pracować tu jako przedstawiciel UE.

Małgorzata Klein przyjechała tu po raz pierwszy w 2005 roku w ramach bardzo aktywnego świeckiego wolontariatu ojców salezjanów. Pochodzi z Puław, mieszka w Warszawie, robi tam doktorat, ale na wyspę przyjeżdża z pomocą humanitarną systematycznie. Opowiada, że bieda tu jest taka, iż rodziny odmawiają sobie jedzenia ,żeby choćby jedno dziecko mogło ukończyć studia. Najgorsze jednak jest to, że nawet los absolwentów uczelni z biednych rodzin niewiele różni się od losu młodych ludzi bez żadnych studiów. Opowiada o międzynarodowych projektach charytatywnych: studniach, piecach słonecznych do gotowania, sadzeniu drzew.

Pani Małgorzata, mama dwójki dzieci, mówi tez o powiększającym się wykluczeniu komunikacyjnym: coraz więcej ludzi pozbawionych jest jakichkolwiek możliwości wyjazdu ze swojej wioski. Opowiada o tym, że na niektórych terenach co roku jest dżuma ,a dzieciaki chorują na zapomnianą w Europie gruźlicę ,ale też o dzielnych kapłanach: osiemdziesięciolatku z Hiszpanii, który jest tu „od zawsze”, dojeżdża wszędzie na swoim motorze i jest dla miejscowych autorytetem ważniejszym niż papież.

Brat Daniel Kloch rodem z podwarszawskiej Wiązownej od 30 lat na Madagaskarze, z zakonu Oblatów Maryi Niepokalanej. Misjonarz na wschodnim wybrzeżu, ale też kapelan w więzieniu. Siedem lat spędził w buszu zajmując się wszystkim: od działań pro-life, przez edukację po recycling. Obecnie w mieście portowym Tamatave pracuje w duszpasterstwie akademickim, które skupia pięć tysięcy studentów. Na jedną mszę przychodzi i po tysiąc osób. Mówi o czterech szkołach prowadzonych przez oblatów na Madagaskarze i o „ewangelizacji XXI wieku”: łódkami – pirogami też już wiele razy płynął, aby nieść Słowo Boże…

Są jeszcze inni zakonnicy. Lazarysta o. Kazimierz Bukowiec pracujący w Fort-Dauphin w południowo-wschodnim Madagaskarze, ojciec Tomasz Łukaszuk, salezjanin pracujący w Ankililoaka w południowo-zachodniej części wyspy. I kolejni: ojciec Stanisław Oller, oblat, który do wiernych jeździł na motocyklu mimo swoich 67 lat i miał właśnie groźny wypadek. Udało się go przetransportować do szpitala kierowanego przez siostry franciszkanki w stolicy. Odwiedzam go tam. Ma połamane cztery żebra, ale już myśli o powrocie do pracy misyjnej. Jest też następny oblat, ojciec Adam Szul.

Siostra Władysława Piróg - i tak wszyscy mówią o niej „siostra Sława” - pochodzi z Podkarpacia ,a na Madagaskarze jest od 26 lat. To Franciszkanka Misjonarka Maryi. Była przez lata dyrektorem gimnazjum liczącego ponad 1200 (!) uczniów, a znajdującego się w pobliżu stolicy. Przez 11 lat prowadziła szkole zawodowa i kurs „alfabetyzacji”, jak to określa, w Fianarantsoa, w plemieniu Betsileo. Obecnie pracuje w szkole dla pielęgniarek i położnych ,założonej przez jej zgromadzenie w stolicy kraju. Zajmuje się też szkolnym internatem dla uczennic. Służy też Bogu i bliźnim przez prowadzenie tzw. adopcji szkolnych na odległość (zamożne rodziny z zagranicy, pojedyncze osoby, szkoły oraz różne grupy socjalne płacą za kształcenie i podstawowe potrzeby ucznia). Mówi, że jest jedną z trzech sióstr - Polek – poza nimi i pojedynczymi zakonnicami z Japonii i Afryki jest już 120 miejscowych z Madagaskaru

Konsulem Honorowym RP jest tu Zbigniew Kasprzyk z Gdyni, przedsiębiorca. Przyjechał tu jako ekspert FAO (Food and Agriculture Organization) na rok, został na sześć, a potem założył własną firmę konsultingową, gdzie zajmował się ochroną środowiska i rybołówstwem. Spore pieniądze zarobił na eksporcie materiału rozrodowego krewetek aż na Seszele (7 godzin samolotem). To była jego praca przez czternaści lat, dziś reprezentuje Państwo Polskie, tu na końcu świata, aż za południowo-wschodnim wybrzeżem Afryki, za Komorami.

Dominik Włoch z Gdańska pierwszy raz przyjechał tutaj w 2009 roku w ramach wspominanego tu już międzynarodowego wolontariatu salezjanów. Potem przyjeżdżał tu co roku, aby wspierać miejscowych. Śmieje się z włoskich wolontariuszy – dentystów, którzy przyjeżdżają poleczyć na dwa dni do buszu, a resztę czasu spędzają na nurkowaniu. Od półtora roku jest tu już ciągle. Pracuje zawodowo jako terapeuta manualny- chiropraktyk ma zamożnych klientów: Amerykanów, Europejczyków, Hindusów i miejscowych Malgaszy, ale każdą wolną chwilę poświęca bądź na działalność polonijną bądź na akcje humanitarne.

Beata Kasprzyk jest tu od 34 lat, napisała 12 artykułów do polskiej prasy na temat Madagaskaru. Jej pierwszy artykuł opublikowała „Polityka”. Dziś zajmuje się finansami w Konsulacie Honorowym RP. I jak mówi sama: „zjechała Madagaskar wzdłuż i wszerz” i była „wszędzie”...

Katarzyna Białous pochodzi z Olsztyna, a pierwszy raz na Madagaskar przyjechała przez dwunastu laty. Jest z zawodu dietetykiem, od 2012 roku jest tu bez przerwy, ma męża Anglika, dwójkę dzieci i działa na rzecz Fundacji Dzieci Madagaskaru. Zajmuje się „adopcją na odległość” polegającą na tym, że: rodziny w Polsce utrzymują wybrane tutejsze dziecko z biednej rodziny. Sponsorzy z Polski pomogli już i pomagają przeszło 500 dzieciom od podstawówki do liceum, a także wsparli odremontowanie pięciu szkół i powstanie czterech stołówek.

Haller, Piłsudski, Anders, Sosabowski - bohaterami madagaskarskiego muzeum

„Polonica” – ciąg dalszy. Jestem w stolicy kraju na ulicy naszego polskiego papieża Jana Pawła II. Jest tu tablica z jego popiersiem na pamiątkę wizyty rodaka z Watykanu. Początkowo była to po prostu ulica.... „Papieża”(!),nie wiadomo jakiego, ale po staraniach Polaków zmieniono ją na Jana Pawła II. Z okien mojego hotelu widać stadion, na którym Jego Świętobliwość spotykał się z pielgrzymami z całego Madagaskaru. Ulica jest zresztą niedaleko tego miejsca. Niedawno papieską tablice zniszczył… wóz z bykami! Miejscowi Polacy z inicjatywy Alberta Zięby naprawili ją i zabezpieczyli. Głowa polskiego papieża z tegoż popiersia posłużyła potem do znaczka wprowadzonego do obiegu przez madagaskarską pocztę (projekt tegoż polskiego plastyka i lidera tutejszej Polonii). Nasi postawili teraz przy tablicy murek, aby uniknąć kolejnych kolizji z transportem byków. Kwiatów kłaść się nie opłaca, bo i tak zaraz zabierają je miejscowi.

Odwiedzam Dom Kombatantów, gdzie znajduje się stała wystawa, która jest znakomitym przykładem, ile może polskie lobby. Poza informacjami o 62 rocznicy powstania tutejszej armii – oczywiście w roku uzyskania niepodległości (1960) - czy o fakcie, że w I wojnie światowej w szeregach armii francuskiej walczyło 45 tysięcy mieszkańców Madagaskaru, z czego zginęło 6800 widzę imponującą w zakresie wielkości zbiorów część ekspozycji poświęconą… polskim żołnierzom. Są tu polskie mundury: lotników, czołgistów, marynarzy, żołnierzy AK, a także spadochroniarzy gen. Sosabowskiego i żołnierzy gen. Andersa. Są fotografie z wysiłku zbrojnego Polaków z II wojny światowej, w tym zdjęcia z Powstania Warszawskiego. Cóż, uwiecznienie polskich żołnierzy na końcu świata robi wrażenie! Oprowadza mnie nowy dyrektor Domu Kombatantów, na którym wizyta przedstawiciela Parlamentu Europejskiego z Polski robi kolosalne wrażenie. To tylko może pomóc poszerzeniu polskiej ekspozycji w tym swoistym muzeum wojska.

Jest też osobna część poświęcona wcześniejszym dziejom Polski, jest miejsce na „Błękitną Armię” gen. Hallera, jest Piłsudski, kawaleria, legioniści w okopach podczas I wojny światowej, są hełmy i szable polskich żołnierzy, nasze odznaczenia z Orłem Białym na czele, jest wreszcie polska flaga.

Naturalnie jest też miejsce dla francuskiej armii, bo przecież w jej szeregach walczyli Malgasze, tyle że na tym polega geniusz miejscowych Polaków, że choć związki Polski z Madagaskarem są historycznie o ileż mniejsze niż Francji z tym krajem, to Polska ekspozycja zdominowała tą francuską.

Uczestniczę w XII festynie jednej z najlepszych szkół na Madagaskarze, obok Lycee Francais i American School – Gimnazjum i Liceum św. Michała. Na „dzień dobry” spotykam Genię (Genowefę), która ma 15 lat i zwraca się do mnie… po polsku. Liceum istnieje już ponad 100 lat, założyli je jezuici i do dzisiaj ma charakter katolicki. Za chwilę kolejny młody człowiek mówi do mnie całkiem dobrą polszczyzną. Ma 18 lat, malgaską mamę i polskiego tatę.

Na starym lotnisku, teraz służącym do lotów krajowych, przed Salonem Ambasadorów kolejny polski akcent. Oglądam tablicę ku czci francuskiego lotnika Jeana Raoula, który w 1911 roku wykonał pierwszy lot w historii Madagaskaru oraz francuskiej lotniczki Maryse Chilsz, która była pierwsza kobietą, która w 1930 roku doleciała samodzielnie do Madagaskaru. A tablicę - i tu jest polski wątek - wykonał nasz rodak, już tu przywoływany, niespożytej energii Albert Zięba.

Myślę, jak jednak wielkie piętno wywarli i wywierają w historii i współczesności tego kraju moi rodacy. Stwierdzam to ja, podróżnik, patrząc na symbol Madagaskaru – „Ravinala”, czyli drzewo podróżnika.

Na „Rue Benyowski” witają dziś "Pana Beniowskiego"

Przejeżdżam koło Jeziora Anosy w centrum stolicy. Dużo drzew wokół. To specjalny gatunek: „dżakaranda”.

Kolejne jezioro w Antananarywie stolicy i jednocześnie największym mieście nazywa się Marrais Massay. Jest ledwo na metr głębokie -niegdyś było to bagno. Mijam siedzibę tutejszego Episkopatu, gdzie „ekonomem” czy też sekretarzem administracyjnym jest polski kapłan, ojciec Roman Majewski.  Dalej główny dworzec kolejowy, poczta główna. Siedzę obok kierowcy, telefon komórkowy leży przede mną na pulpicie. Otwieram okno. Natychmiast każą mi zamknąć, bo złodzieje tu się nie patyczkują, są bezczelni, potrafią podbiec do samochodu stojącego na światłach czy w korku i zabrać torebkę lub telefon. Znowu jezioro, tym razem z pomnikiem anioła, postawionego na pamiątkę zwycięstwa w I wojnie światowej. Madagaskar uważa, że było to też jego zwycięstwo, skoro Malgasze walczyli po stronie Francji -członka zwycięskiej "Ententy".

Jadę dalej - tym razem ulica Beniowskiego w dół. Piękna sprawa: na drugim końcu świata jechać ulicą rodaka. Tuż przed ulicą grobowiec pierwszego premiera Madagaskaru z epoki królewskiej. Do niedawna był też grobowiec jedynej kobiety – błogosławionej w historii kraju Wiktorii Rasoamanarivo (1848-1894). Teraz spoczywa już w katedrze.

„Rue Benyowski” to brzmi! Ulica „króla Maurycego” prowadzi do bazaru i dużego skrzyżowania i całkiem niedaleko, w pobliżu ulicy – o tempora, o mores – Rosyjskiej...

Prowadzą mnie do właściciela sporej posiadłości, na której murze mieści się popiersie Maurycego Beniowskiego. Jest nim miły Francuz. Ochroniarz na bramie głównej mówi po francusku do ochroniarza na wejściu do domu: „przyszedł pan Beniowski”… Aż się wyprostowałem!

Siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi są na wyspie od roku 1900. Mają tu jedyny katolicki szpital pod wezwaniem św. Franciszka. Zapraszają mnie do środka, na ścianach co chwilę bardzo popularny w Polsce obraz, w sumie naliczyłem ich pięć przedstawiający Chrystusa z polskim podpisem (!)„Jezu Ufam Tobie!”. Ten sam obraz widzę też już z podpisem malgaskim „Ry Jesoa o matoky anao aho”. Zakonnice maja też liceum św. Antoniego, gdzie uczęszcza ponad 2 tysiące licealistek, szkołę pielęgniarską, którą kieruje miejscowa zakonnica, wspierana przez siostrę Władysławę Piróg oraz nową szkołę - dla salowych.
W szpitalu rozmowa z dwoma polskimi zakonnikami, rozmawiamy o polskich kapłanach na tym końcu świata. W sumie było tu 30 oblatów, ale naraz najwięcej 20. Zostało 11-12. Oprócz tego jest pięciu ojców lazarystów, czterech werbistów, pojedynczy salezjanie i saletyni oraz 2-3 z zakonu Świętej Rodziny i może z pięć sióstr zakonnych. Możemy się jednak pochwalić na Madagaskarze rodakiem – biskupem Zygmuntem Robaszkiewiczem (też zakonnik – ze Świętej Rodziny).

Do domu swojego zgromadzenia zaprasza mnie kolejna polska zakonnica, siostra Alojza. Przed 34 laty przyjechały tu cztery siostry – orionistki, wśród nich Polka Krystyna Smoter z Tymbarka koło Limanowej. Od 28 lat jest tu siostra Alojza Kwiatkowska z Konina. Posługę sprawował też, zmarły w wieku 86 lat ksiądz z zakonu orionistów Janusz Osmałek. Jest już 67 sióstr zakonnych malgaskich po ślubach wieczystych i 31 kandydatek na zakonnice. 15 czerwca ma być wyświęconych kolejnych siedem sióstr. Dość długo trwa tu formacja, bo aż 10 lat do złożenia ślubów wieczystych, ten czas ma wystarczyć do uznania, że na pewno chce się być zakonnicą. Siostry prowadza w stolicy ośrodek dla 250 dzieci. Kolejnymi 400 opiekują się w Madiavato. Jest tam szkoła ,a podczas wielomiesięcznych susz siostry uruchamiają stołówkę. Z kolei w miejscowości Moramanga orionistki mają liceum i gimnazjum, internat dla dziewcząt, a nawet własną cukiernię. Kształci się tam 760 dzieci i młodzieży . Jeszcze więcej, bo 950 uczy się w szkole podstawowej i gimnazjum w Ankazoabo. To miasto odległe o 1000 km od stolicy. Jedzie się tam dwa dni, normalna temperatura to 40 stopni, ale w porze suchej „zimą” jest „tylko” 30 stopni Celsjusza. Dodajmy do tego jeszcze dom rekolekcyjny w Ambanja: tam orionistki nie mają własnej szkoły, ale pracują jako nauczycielki w lokalnej szkole. Wreszcie przychodnia i porodówka w Mandiavato z zakonnicą – lekarką.

Kogut pieje w stolicy...

Podróż powrotna. Na drodze przestój. Wypadek. W takich sytuacjach zamiast trójkąta ostrzegawczego wyjętego z bagażnika jak w Europie paręnaście metrów za samochodem i kilka przed nim leży duża gałąź albo zwykły kamień. Kierunkowskazy? Ręka w prawo wychylająca się z okna samochodu oznacza, że samochód zaraz skręci w tym kierunku. Ręka w lewo - wiadomo. Za kurs prawa jazy trzeba zapłacić 100 dolarów. Nawet ostatnio pojawiły się różne „auto-ecole”. Na Madagaskarze prawo jazdy jest zrobić bardzo łatwo – nie tak jak w Polsce. Nikt nie słyszał, żeby ktoś nie zdał… Miejscowi narzekają, że wprowadzenia na krótki czas sygnalizacji ulicznej tylko zwiększyło liczbę wypadków. Ludzie słuchają nie świateł, tylko kierujących ruchem policjantów. Tutejsi Europejczycy mówią, że policja szczególnie chętnie zatrzymuje „białych” kierowców, aby wymusić od nich – a skąd, żadna tam łapówka - po prostu „na kawę”. Ciekawostka. Cena benzyny jest identyczna na wszystkich stacjach w tym kraju, choć należą one do różnych firm...

Madagaskar jest co prawda jednym z pięciu najbiedniejszych krajów świata, ale jednocześnie jednym z najdroższych na globie, gdy chodzi o połączenia telefoniczne i internet. Zmęczony po 11 godzinach lotu z Paryża, a wcześniej 2 godzinach z Warszawy do stolicy Francji i kolejnych 2 oczekiwania, zapomniałem wyłączyć roamingu w telefonie. Boję się nawet zajrzeć do rachunku.

Wielkim problemem tego kraju jest brak wody. Brakuje jej nawet w domach w stolicy kraju. Mieszkańcy biorą ją z publicznych pomp, płacąc słono za każdy baniak. Beczka kosztuje 20 tysięcy franków na dawną walutę (zmiana waluty nastąpiła w 2005 roku) czyli 5 tysięcy ariarów. Na początku roku kurs był następujący 1000 ariarów = 1 zł.

Właściciele aut – podobne obrazki widziałem w wielu krajach Afryki – uważają za punkt honoru, aby na często zdezelowanym samochodzie nakleić nalepkę „F” czy „D”, aby przez odniesienie do krajów europejskich podnieść swój prestiż.

Hotel Ibis, sklep „Mr Bricolage”, małe sklepiki i kramy oraz nowoczesne quasi- europejskie magazyny. Dwóch nastolatków żongluje małymi piłeczkami, parolatek leży na chodniku z palcem w buzi. A dorośli siedzą na chodnikach albo na małych murkach. Na ulicy w stolicy słychać jak kogut pieje. Jedziemy samochodem w górę, bez przerwy, auto szarpie, ledwo się wdrapuje na coraz wyższe wysokości. Ale było warto, bo za chwilę mam stolicę u stóp i widok na całe miasto. Czas na powrót. Mijam siedzibę Międzynarodowej Organizacji Frankońskiej – siedzibę na państwa Oceanu Indyjskiego. Skupia wszystkie kraje, gdzie język francuski dalej obowiązuje. Przejeżdżam koło kolejnej katolickiej szkoły - Liceum św. Laurentego Ambohimanoro.

Parkuje się tu gdzie popadnie i jak popadnie. Z trudem przebijamy się przez ulice, po obu stronach stoją sznury zaparkowanych aut i dla jadących zostaje wąska nitka.

Spalony budynek Narodowego Urzędu ds. Środowiska. Trochę to brzmi jak metafora. Urząd jest nieczynny, a o środowisko się tutaj po prostu kompletnie nie dba. Dla przybyszy z Europy wychowanych w duchu „ekologicznym” jest to szokujące.

Stoję przed pomnikiem Philiberta Tsiranany -pierwszego prezydenta Madagaskaru, od 1960 roku, czyli od momentu, gdy Francja przyznała dawnej kolonii prawo do samostanowienia. Ten żyjący w latach 1910-1978 polityk jest określany na monumencie jako „ojciec niepodległości”. Tuż obok pomnika stara żebracza, wśród bardzo wielu żebraków w różnym wieku w stolicy kraju Antananarywie , dość nachalnie wyciąga rękę. Trochę to wygląda jak metafora: Madagaskar jest wolny, ale bardzo, bardzo biedny . Rzecz w tym, że międzynarodowa pomoc dla tego kraju jest często rozkradana albo wydawana zupełnie bez sensu.
Czas żegnać oba Madagaskary. Ten oficjalny i ten, jakże frapujący, „polski Madagaskar”.

*tekst ukazał się w dwumiesięczniku „Arcana” (ARCANA nr 166. 4/2022)


historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura