Poniedziałkowe głosowanie we francuskim Zgromadzeniu Narodowym było politycznym nokautem dla prezydenta Emmanuela Macrona. Powiedzenie, że desygnowany przez niego premier Francuis Bayrou przegrał głosowanie o wotum zaufania- to nic nie powiedzieć. To była kompromitacja liberałów i lokatora Pałacu Elizejskiego. Rzadko się zdarza w Europie i na świecie sytuacja ,w której urzędujący szef rządu dostaje 194 głosy poparcia, a przeciwko niemu głosuje aż 364 deputowanych. Człowiek Macrona w czarny- dla liberałów- poniedziałek miał więc minus 170 ! To jak zderzenie wschodnio- niemieckiego komunistycznego trabanta z polskim krzepkim Starem. I to kolejny upadek premiera, wysunietego przez Macrona , do którego rękę przyłożył francuski parlament. Poprzednik Bayrou był centro-prawicowy , obecny szef rządu to liberał z partii MoDem ,ale na dłuższą ,liczoną w miesiącach, metę nie mieli co szukać w parlamencie zdominowanym przez prawicę Marine Le Pen i skrajną lewicę Jean - Luc Melenchona. Skądinąd lewica chce teraz ... odwołać prezydenta Macrona, co jest tak skomplikowane, że niewykonalne, ale choć nierealne może spodobać się francuskiej ulicy. A propos ulicy: w wielu francuskich miastach odbyły się radosne ,ale też I gwałtowne demonstracje , w których uczestnicy żegnali odchodzącego premiera Bayrou. Te polityczne happeningi pokazały jak bardzo zużyty jest obecny system władzy, w którym znajduje się coraz bardziej izolowany, choć jeszcze nieosamotniony prezydent Macron.
Trzeba jednak przyznać francuskiemu prezydentowi, że nie stracił całkiem politycznego węchu mimo, że w kluczowych głosowaniach prawicowo-lewicowa opozycja bije go na głowę. Im bardziej Mounsieur Macron przegrywa bitwy w kraju, tym bardziej jest skłonny dokonywać „ucieczki do przodu” czyli przedstawiać siebie jako męża opatrznościowego dla Europy i Francji w obszarze polityki międzynarodowej. Stąd jego gorączkowa aktywność w kontekście wojny w Europie Wschodniej i kreowanie tak zwanej „koalicji chętnych” czyli nieformalnego, tymczasowego i po części pozornego sojuszu 26 państw, które odpowiedziały pozytywnie na apel Macrona o wysłanie swoich żołnierzy na Ukrainę.
Prezydent Francji wyznaje zasadę, że im słabszy jest nad Sekwaną i Loarą tym bardziej pręży muskuły w UE. To nawet sprytne działanie. Jednak świadczy to też o Unii Europejskiej, że daje trząść sobą politykowi przed którym stoi widmo politycznego bankructwa. Bankructwa rozłożonego na najbliższe dwa lata, ale jednak bankructwa.
*Artykuł ukazał się na portalu "DoRzeczy.pl"
historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka