Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki
126
BLOG

KATASTROFA "HEWELIUSZA" Z NIEMCAMI W TLE

Ryszard Czarnecki Ryszard Czarnecki Polityka Obserwuj notkę 2

Uważnie obejrzałem pięcioodcinkowy serial „Heweliusz” wyemitowany przez Netflix. W samym filmie, dobrze zrobionym przez ludzi o historycznych nazwiskach e branży filmowej: reżysera Jana Holoubka ( syna Gustawa) i scenarzystę Kaspra Bajona (syna Filipa), choć z jedną fatalną pomyłką w obsadzie aktorskiej (o czym później) zainteresowały mnie przede wszystkim wątki międzynarodowe.

Gdy przedstawieni jako „szwarccharaktery” prezes armatora Navica Ferries (w rzeczywistości była to polska państwowa firma Euro-Africa), odpowiedzialny za sektor wiceminister oraz oficer sluzb specjalnych mówią o konkurencji dla rodzimych firm ze strony Niemców, Szwedów i Rosjan to akurat w tej sprawie na sto procent mają rację. Jednak najważniejszy, w wymiarze międzynarodowym, w tej produkcji o największej katastrofie polskiej jednostki pływającej od czasów II Wojny Światowej jest wątek niemiecki. Warto o nim napisać, bo szersza publiczność skupi się zapewne bardziej na osobistych losach bohaterów filmu i ich rodzin.

Lista niemieckich grzechów w kontekście dramatu promu „Jan Heweliusz” jest długa. I tak Niemcy nie nadali informacji o przewidywanym huraganie na Bałtyku w języku angielskim, który na morzu, tak jak w powietrzu, jest językiem międzynarodowym. 


Strona niemiecka nie podała polskim służbom ratunkowym współrzędnych miejsca katastrofy "Heweliusza", co uniemożliwiło akcję naszych helikopterów czekających na te dane w bazie w Darłowie, ale także ewentualna misje ratunkowa naszego drugiego promu

 Dodajmy, że ten drugi polski prom był relatywnie dosc blisko „Heweliusza”

Część wyłowionych zwłok - ofiar katastrofy ze stycznia 1993 roku była zmiażdżona. To efekt - co z tego, że nieświadomy - działań niemieckiego statku „Kempen”. Jego dowódca i marynarze zorientowali się, że to ich wina, gdy wyłowili jedne z tych zwłok - człowieka, który zmarł nie w wyniku utonięcia czy z powodu wyziębienia organizmu, ale na skutek obrażeń zadanych przez zapewne śrubę okrętową jednostki niemieckiej.

Wreszcie sprawa zrezygnowania przez Niemcow z akcji ratowania Polakow. Kapitan niemieckiego statku ratowniczego ocenił, że jego statek jest zbyt mały, aby nieść pomoc polskiemu promowi. Uczynił to ku zaskoczeniu własnej załogi, a także swoich władz (kapitanatu) na lądzie. Jednak jego decyzja nie została przez nich zakwestionowana.

Źle przeprowadzona akcja ratunkowa przez niemiecki śmigłowiec spowodowała - przez źle rzucony hak - przewrócenie jednej z dwóch łodzi ratunkowych i śmierć znajdujących się tam rozbitków.

Wreszcie zapewne decydujący o katastrofie manewr „Heweliusza”, który chcąc uniknąć kolizji z niemieckim trawlerem wykonał bardzo ryzykowny i jak się okazało ostatni manewr.

Oczywiście każda katastrofa, morska czy lotnicza jest efektem wielu przyczyn. Warto jednak wiedzieć o tych powodach tragedii sprzed 32 lat, które leżały nie po stronie Polaków, tylko Niemców.

Na koniec obiecane wcześniej wskazanie błędu przy obsadzie. Skoro dzielnego kapitana promu Andrzeja Ulasiewicza niesłusznie oskarżano, że był nietrzeźwy podczas rejsu to powierzenie roli zagrania właśnie jego aktorowi, który przez lata był alkoholikiem, a potem z tego strasznego nałogu miał wyjść czyli Borysowi Szycowi mimowolnie może stworzyć wrażenie dokładnie odwrotne od zamierzonego i od prawdy historycznej. A na to pamięć o polskim kapitanie nie zasługuje.

*Artykuł ukazał się w dwutygodniku "Prawda Jest Ciekawa"

historyk, dziennikarz, działacz sportowy, poseł na Sejm I i III kadencji, deputowany do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, były wiceminister kultury, były przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej i minister - członek Rady Ministrów, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka