Peter Gabriel to gigant rocka, wielka marka na światowej scenie muzycznej, wokalista, kompozytor, autor tekstów i animator wydarzeń muzycznych. To wiedzą wszyscy, którzy choć trochę interesują się muzyką.
Ale dzisiaj chciałbym się zająć pewnym wątkiem w jego karierze, który uważam za niezwykle ważny dla tego artysty. Co ciekawe, mało dzisiaj znanym, szczególnie wśród młodzieży, która kojarzy Gabriela wyłącznie z jego karierą solową. Sprawdziłem tę „niewiedzę” osobiście, prezentując temat w formie wizualnej w jednym z krakowskich klubów muzycznych jak i u siebie w domu. Za każdym razem reakcja widzów była taka sama – „nie wiedziałem, że Gabriel był taki niesamowity”. Był? Niesamowity? A tak. Ale po kolei.
Trudne początki Genesis
Grupa Genesis została założona w 1965 r. przez kolegów szkolnych – Tony’ego Banksa, Petera Gabriela, Micke’a Rutheforda i Anthony Philipsa. Nie będę tu opowiadał historii tego zespołu, zaznaczę tylko, że w początkowym okresie grał on muzykę zwaną rockiem progresywnym, cieszył się umiarkowanym powodzeniem wśród widowni. Takich zespołów na początku lat 70-ych było w Wielkiej Brytanii sporo, odbiorców tego typu muzyki (trudniejszej, ambitniejszej) nie tak znowu wielu, wiec i przebić się było trudno. Sam Peter Gabriel w tamtym czasie również niczym szczególnym się nie wyróżniał – ot, szczupły długowłosy młodzieniec, obdarzony nie nadzwyczajnym głosem. Słowem nic szczególnego. Zresztą sami zobaczcie - fragment koncertu Genesis z 1972 r.
Pojawia się magia
Grupa koncertowała, nagrywała płyty (zresztą świetne), ale nie zdobywała szczególnej popularności. Dość częste rotacje muzyków przyniosły efekt w postaci wykrystalizowania się najlepszego składu osobowego w historii zespołu – Peter Gabriel, Tony Banks, Mike Rutheford, Steve Hackett i Phil Collins (wtedy jeszcze na perkusji).
No ale co zrobić, żeby się wybić ponad inne podobne grupy? I tu na, jak się później okazało, genialny pomysł wpadł właśnie Peter Gabriel. Postanowił inscenizować treść prezentowanych utworów. Przy czym nie razem z kolegami z zespołu, tylko sam, przebierając się za bohaterów poszczególnych piosenek.
Pierwsza próba miała miejsce we wrześniu 1972 r. podczas koncertu w Dublinie. Peter Gabriel w połowie „The Musical Box” znika za kulisami, a po chwili na scenie zza kolumn i wzmacniaczy pojawia się… lis w czerwonej sukience, wypisz wymaluj postać z okładki płyty „Foxtrot” i głosem Petera Gabriela śpiewa dalej „The Musical Box”. Oniemiała nie tylko widownia, oniemieli również koledzy Gabriela, których on w swojej przewrotności nie uprzedził o niezwykłym pomyśle. Na szczęście ręce im nie zadrżały i grali dalej. Przez widownię przeszedł dreszcz lęku i fascynacji czyś niesamowitym, tajemniczym i mistycznym. Ten dreszcz towarzyszył widzom już zawsze, kiedy Peter Gabriel śpiewał w Genesis. Tak narodził się „teatralny” Peter Gabriel.
Myślę, że mogło to wyglądać tak, jak na tym koncercie ze stycznia 1973.
Kreacje Gabriela
Peter nie poprzestał na tej jednej „przebierance”. Koncerty Genesis wkrótce stały się widowiskami parateatralnymi z udziałem co prawda tylko jednego aktora, ale za to w nowoczesnej oprawie świetlnej i scenograficznej. Na koncerty Genesis publiczność zaczęła walić drzwiami i oknami. Każdy chciał zobaczyć słynne postacie z utworów Genesis.
Utwór „Watcher of the Skies” opowiada o lądowaniu na Ziemi przybysza z kosmosu, który widzi upadek naszej cywilizacji. Oto jak wyobraził sobie tego przybysza Peter Gabriel.
Kolejna słynna gabrielowska postać, która można powiedzieć przeszła do legendy Genesis, to jeden z bohaterów utworu „The Musical Box”. Jest to makabryczna opowieść (w rodzaju makabreski na dobranoc), w której występuje dwójka dzieci – Cynthia i Henry, grający pewnego dnia w krykieta. Nieszczęśliwie Cynthia uderza niechcący kijem do krykieta swojego małego kolegę, ten ginie na miejscu, a jego dusza ulatuje w niebo, by po jakimś czasie wrócić do pokoju Cynthii na dźwięk melodii z pozytywki pod postacią obleśnego, pokurczonego starca. Na szczęście w porę przybiega służąca i zapobiega najgorszemu, a obleśny starzec znika…
Występy Genesis pełne są przeróżnych postaci – raz jest to matka Brytania z ”Dancing with the Moonlit Night”, raz ogrodnik z „I Know What I Like”, w jednym utworze Peter Gabriel przebiera się nawet kilka razy, jak w „Supper’s Ready” – za kwiat, Jezusa i Szatana.
Jego sceniczne kreacje są, pod względem technicznym, coraz bardziej skomplikowane. W finałowej scenie „Supper’s Ready” unosi się (jako Chrystus) kilka metrów nad sceną zawieszony na linkach. Nie zachował się niestety żaden film to pokazujący, ale odtworzyła to na swoich koncertach grupa „The Musical Box”. Musiało to wtedy robić rzeczywiście niesamowite wrażenie na widzach.
W roku 1974 grupa nagrała swój ostatni album z Peterem Gabrielem w składzie „The Lamb Lies Down on Broadway”. Ten dwupłytowy album to wielka kilkuczęściowa rock-opera, która dla potrzeb scenicznych również „oprawił” teatralnie autor tekstu – Peter Gabriel. Niestety, nie zachował się żaden zapis video całego koncertu Genesis. Tu również pojawiały się niesamowite postaci, a wśród nich odrażający Slippermen .
Formuła „parateatralna’ Genesis wydawała się już wyczerpana. Coraz częściej dochodziło do różnicy zdań miedzy Gabrielem a resztą zespołu i w końcu w 1975 r. Gabriel odchodzi. Sami muzycy różnie mówią na temat przyczyn rozstania z Gabrielem, winiąc go głównie za jego solowe przedsięwzięcia (współpraca z reżyserem Williamem Friedkinem), sam Gabriel zrzucał zaś wszystko na swoje ówczesne problemy rodzinne. Wydaje mi się jednak, że koledzy Gabriela nie chcieli się już więcej godzić na bycie tylko podkładem muzycznym dla teatralnych popisów swojego wokalisty. A sam Gabriel nie wyobrażał sobie zapewne powrotu do bycia tylko muzykiem, co chyba najbardziej dosadnie podsumował po latach Phil Collins:
„Peter natomiast – odkąd odszedł z zespołu – wciąż robi tę jedną swoja rzecz. Nawet jeśli są to różne projekty, to wszystkie pozostają skupione pod jednym parasolem. Za bardzo chyba boi się powrotu do robienia czegoś, co w gruncie rzeczy jest tylko muzyką” (patrz „Genesis. W krainie muzycznych olbrzymów”, Łukasz Hernik).
The show must go on
Po odejściu z Genesis Peter Gabriel rozpoczął swoją karierę solową. Popularyzuje
”world music”, angażuje się w „Amnesty International”, nagrywa liczne solowe albumy. Ale kiedy popada w ogromne kłopoty finansowe – ratuje się z opresji przy pomocy byłych kolegów z Genesis – dają wspólnie w 1982 r. jeszcze jeden, wspaniały „teatralny” występ Genesis.
Po latach daje o sobie znać jego miłość do inscenizacji. Oto słynna rozmowa telefoniczna kochanków w utworze „Come Talk to Me”.
I kiedy śpiewa o relacjach miedzy ojcem i rozpoczynającą samodzielne życie córką.
Peter Gabriel starzeje się, ale nie starzeją się jego inscenizacyjne pomysły. Kiedy śpiewa o świecie postawionym na głowie – razem ze swoją córką Melanie rzeczywiście zawisa do góry nogami…
Dzięki swej inscenizatorskiej pasji Peter Gabriel zapisał się swoimi scenicznymi kreacjami na trwałe w historii muzyki rockowej. Dodajmy – muzyki rockowej „z wyższej półki”. Miejmy nadzieję, że w tej materii nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
P.S.
Za tydzień bohaterem mojej opowieści będzie… riff (nie tylko gitarowy). Zapraszam.
Inne tematy w dziale Kultura