Czy te oczy mogą kłamać?
Czy te oczy mogą kłamać?
echo24 echo24
1814
BLOG

Jak to naprawdę jest z tą wojną w Ukrainie 2022?

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 29
Szokująca relacja naocznego świadka!

Motto: Na tej wojnie prawda umarła na długo przed oddaniem pierwszego strzału (Marcin Wyrwał)

Oprawa muzyczna: https://www.youtube.com/watch?v=tZBipNvbkhM  (zalecam dźwięk na full i wersję pełnoekranową) (niewtajemniczonym wyjaśniam, że idylliczna piosenka "Souliko" koiła do snu niejakiego Józefa Stalina)

I jeszcze jeden okolicznościowy protest song wykonany przez krakowską aktorkę Marię Peszek po ukraińskim Majdanie, - vide: https://www.youtube.com/watch?v=c8mxfrsUpKA

A teraz do rzeczy.

Portal internetowy „Onet WIADOMOŚCI ”, - vide: https://wiadomosci.onet.pl/opinie/wyrwal-stan-na-dzis-ukraina-przegrywa-te-wojne/gjr1306?utm_medium=pushpushgo&utm_source=browser&utm_campaign=allonet_00d_&utm_site=onetsg&utm_push_id=628e26685a3e39bd2a6243b8 opublikował dziś  artykuł pt. „Stan na dziś. Ukraina przegrywa tę wojnę ”, - autorstwa Dziennikarza i reportera wideo Onetu Marcina Wyrwała.

Mój komentarz:

Zacznę od tego, że do napisania tej jednej z najważniejszych, jeśli nie najważniejszej notki jaką do tej pory napisałem na Salonie24 skłoniła mnie uczciwość i rzetelność brokerska nakazująca mi zwrócenie uwagi czytelników mojego blogu na ten szokujący artykuł, którego fragmenty teraz Państwu zacytuję:

Za każdym razem, kiedy wracam z Ukrainy do Polski, rozjeżdżają mi się rzeczywistości. Jedna rzeczywistość to za z mediów, która każe mi wierzyć, że zwycięstwo Ukrainy w wojnie z Rosją jest kwestią czasu. Druga to ta, którą widzę na własne oczy w Donbasie. Wyjaśnię wam, dlaczego ta druga ma więcej wspólnego z prawdą.

Wojnę w Ukrainie relacjonuję od chwili jej wybuchu w 2014 r. Jej najgorętszą fazę zacząłem pokazywać i opisywać od jej pierwszego dnia, a w zasadzie jeszcze wcześniej. Do Kijowa przyjechałem dwa tygodnie przed nocą 24 lutego, kiedy Rosjanie przypuścili zmasowany atak. Dzień po dniu opowiadałem o narastającym napięciu, ale też narastającej wojnie informacyjnej pomiędzy oboma krajami, w której nie wiadomo było, co jest prawdą, a co kłamstwem.

Na tej wojnie prawda umarła na długo przed oddaniem pierwszego strzału. Nie dziwię się żadnej ze stron, że ubiła ją już na samym początku. Rosja od zawsze używała kłamstwa jako strategii porozumiewania się ze światem zewnętrznym, a od 1917 r. bolszewicy zaczęli stosować propagandę jako formę komunikacji ze społeczeństwem. Ukraińcy musieli po prostu dotrzymać im kroku, a że kraj od wieków lat znajdował się pod silnym wpływem Rosji, w sztuce kłamstwa okazali się uczniami, którzy w tej wojnie chwilami nawet przerastają profesorów (…)

Skąd tyle artylerii? Rosjanie nie są głupi. Szybko pojęli, że zaplanowany na kilka dni blitzkrieg nie ma szans powodzenia. Dlatego po fiasku pod Kijowem postawili na sprawdzone metody. Dowodzenie przejął gen. Aleksandr Dwornikow i zaczął robić dokładnie to, czym kilka lat wcześniej wygrał w Syrii – bez żadnych finezyjnych manewrów, niespodziewanych oskrzydleń i błyskawicznych wypadów zaczął po prostu mielić pozycje przeciwnika zmasowanym ogniem artyleryjskim z dodatkiem lotnictwa.

Widziałem skutki jego działań w syryjskich Homs i Aleppo. Olbrzymie połacie tych miast były po prostu do szczętu wyburzone. Czułem się tam, jakbym znalazł się Warszawie po powstaniu 1944 r. W Ukrainie nie widziałem jeszcze niczego podobnego, ale przecież Dwornikow dopiero zaczął.

Na takie „zmiękczone” artylerią pozycje rzuca się piechotę. Trzy kroki w przód, dwa w tył – to daje jeden do przodu. Wolno, bo wolno, ale Rosjanom się nie spieszy. Mają czas.

Skutek? Może Rosjanom nie udała się przeprawa przez Doniec w celu okrążenia Sewerodoniecka od północy, ale za to idą od południa od strony Popasnej. Owszem, za cenę sporych strat, ale Ukraińcy też się wykrwawiają. Nie muszę mówić, gdzie jest więcej ludzi i który kraj wciąż posiada ogromne możliwości rekrutacyjne wśród buriatów, kałmuków, tuwińców, jakutów i mieszkańców wielu innych pogrążonych w biedzie republik, którzy bilet do wojska kojarzą głównie z możliwością znacznej poprawy swojej sytuacji bytowej. Nie muszę też mówić, gdzie ludzkie życie nie znaczy nic w porównaniu z osiąganymi celami wojennymi.

Z dnia na dzień jestem zatrzymywany na tej samej drodze i informowany, że już nią nie przejadę, bo stoją tam Rosjanie. Z dnia na dzień widzę kolejne autokary z ludźmi wywożonymi ze wsi w rejonie Iziumu, Limania, Barwinkowa. Z dnia na dzień widzę kolejne elementy zniszczonej przez rosyjskie ostrzały infrastruktury oraz zakładów produkcyjnych (...)

A potem wracam do Polski.

Kiedy byłem tu poprzednio, niedługo po wycofaniu się Rosjan spod Kijowa, media zachwycały się faktem, że wycofanych z północy żołnierzy przerzucono prosto na wschód, co znaczy, że od dwóch miesięcy bez wytchnienia znajdują się w walce. Tak jak gdyby Ukraińcy pojechali w tym czasie na wakacje. A ja znam chłopaków, którzy walczą nieprzerwanie od pierwszego dnia rosyjskiej ofensywy.

W tym samym czasie ukraińscy wojskowi pokazywali dziennikarzom ziemianki, w których żyli rosyjscy żołnierze pod Kijowem. Owszem, ukraińscy żołnierze nie funkcjonują w tak fatalnych warunkach, ale możecie mi wierzyć, że miejsca, w których żyją, to żaden Ritz. Widziałem chłopców, którzy w środku dnia wracali z pozycji do zapylonych podpiwniczeń, kładli się na ułożonych w rzędy materacach i niemal natychmiast zasypiali. I tak od miesięcy.

Nie chcę przytaczać niewiele mających wspólnego z rzeczywistością wypowiedzi polskich oficerów i specjalistów ds. wojskowości, bo wiem, że są świetnymi specjalistami, z których wiedzy sam korzystam, ale widzę, że nie będąc na miejscu i oni ulegają zamętowi informacyjnemu. Wiem z czego to wynika – siłą rzeczy każdy z nas skłania się bardziej ku źródłom ukraińskim niż rosyjskim i na nich opiera swoje analizy. Tylko musimy pamiętać, że Ukraina jest na wojnie, która obejmuje nie tylko sferę militarną, ale i informacyjną.

Na koniec każdego dnia patrzę na mapę, na której zaznaczone są terytoria ukraińskie, a także te zagarnięte przez Rosjan do 24 lutego 2022 r. oraz te zagarnięte po tym dniu. Nie trzeba być specjalistą w dziedzinie wojskowości, żeby zobaczyć, że od 24 lutego Rosjanie zagarnęli znacznie więcej terenu niż mieli przed tą datą.

I wtedy zadaję sobie pytanie: gdyby dziś doszło do zawieszenia broni i obie strony usiadły do stołu, to kto by miał lepszą pozycję negocjacyjną? Odpowiedź na to pytanie jest też odpowiedzią na pytanie, kto w tym momencie wygrywa wojnę.

Zanim wielu z was rzuci się na mnie, oskarżając mnie o sianie defetyzmu i tym podobne, chcę wam powiedzieć o dwóch rzeczach. Po pierwsze, jestem dziennikarzem i moim obowiązkiem jest dostarczanie informacji, takimi, jakie są, a nie takimi, jakie ktokolwiek – w tym ja – chciałby je widzieć. I to w zasadzie zamyka temat.

Ale chcę powiedzieć jeszcze coś. Czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy następni w kolejce. Jeśli chcecie mi na to odpowiedzieć, że jesteśmy w NATO, więc Rosja tu nie wejdzie, to życzę wam powodzenia i odsyłam do francuskich i brytyjskich gwarancji z 1939 r. – wtedy też karmiliśmy się pięknymi złudzeniami i fałszywymi scenariuszami. A kiedy z nich wytrzeźwieliśmy, było już za późno…”, koniec cytatu.

Przyznacie Państwo, że ciarki chodzą po plecach.

Ja oczywiście nie mam zielonego pojęcia, jaki jest na obecną chwilę stan faktyczny wojny w Ukrainie 2022 i wszystko, co wiem na ten temat czerpię z mediów polskich, zachodnioeuropejskich i amerykańskich, które siłą rzeczy nie mogą być całkowicie prawdziwe, bo jest wojna, a w czasie wojny jest rzeczą normalną, że propaganda wojenna obu walczących stron podaje wiadomości nie do końca zgodne z rzeczywistością.

I dlatego właśnie zdecydowałem się zacytować fragmenty relacji naocznego świadka, traktując to jako mój obowiązek, jak piszę pod każdą notką: „niezależnego blogera oddanego prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa ”.

Zaś tym, którzy napiszą w komentarzach, że sieję defetyzm i znów jątrzę, bo zapewne znajdą się tacy, - pragnę tylko powiedzieć, że od czasu, jak tylko nauczyłem się chodzić, moja śp. Mama wielokrotnie mi powtarzała, iż we wrześniu 1939 Polacy byli do ostatniej chwili święcie przekonani, że jesteśmy w pełni bezpiecznym państwem europejskim posiadającym nowocześnie uzbrojoną i znakomicie wyszkoloną armię oraz sprawdzonych i wypróbowanych sojuszników, z którymi rządzący podpisali stosowne traktaty o wzajemnej pomocy wojskowej i humanitarnej.

A jak się to wtedy skończyło?, - sami już sobie Państwo dopowiedzcie.

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka