echo24 echo24
160
BLOG

Czemu człowiek Jarosława Kaczyńskiego nie powinien znów zostać prezydentem RP?

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 17
Wybory prezydenckie 2025

Podobnie, jak wszyscy Polacy wstrząśnięty tragedią smoleńską, zwyczajnie i po ludzku przejąłem się osobistym dramatem Jarosława Kaczyńskiego, który w tej koszmarnej katastrofie stracił bliźniaczego brata.

Poruszony nieszczęściem prezesa PiS, napisałem wtedy krytyczną wobec ówczesnej władzy notkę zatytułowaną „Niezniszczalny ” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/444762,niezniszczalny , w której ze wstydem przyznaję, w najlepszej wierze tak wtedy pisałem o Jarosławie Kaczyńskim, cytuję:

Co by nie mówić o Jarosławie Kaczyńskim, to od dawna na polskiej scenie politycznej nie było tak wytrwałego i odpornego na ciosy fightera walczącego o Polskę. Bo ileż to razy cynicy z Gazety Wyborczej bili Jarosława Kaczyńskiego niżej pasa, a sędziowie udawali, że tego nie widzą.

Ileż nieczystych ciosów musiał przyjąć Prezes.

Na korpus - od dziennikarzy: Olejnik, Kolendy-Zaleskiej, Lisa, Żakowskiego, Wołka, Szostkiewicza, Kuczyńskiego…

Ileż bolesnych ciosów dostał na wątrobę - od sprzedajnych lizusów z tytułami profesora: Kuźniara, Markowskiego, Krzemińskiego, Czapińskiego, Śpiewaka, Nałęcza et consortes, którzy go przedstawiali ludziom, jako ludojada pożerającego na śniadanie niemowlęta.

Ileż trafień na szczękę zaliczył - od politycznych rzezimieszków: Palikota, Nowaka, Sikorskiego, Grupińskiego, Olszewskiego.

Bili bezlitośnie. A gdy się tylko zachwiał, z loży różowego salonu rozlegało się zdziczałe wycie: Złam mu szczenę!!! Wal go w potylicę!!! Wybij zęby!!! No bij!!! Zabij!!! Dorżnij!!!

Ponieważ ludzi nietrudno podpuścić, rozpalona widownia wyła razem z nimi. A, gdy prezes schodził po walce do szatni, pluli na niego w przejściu obłąkany z nienawiści Niesiołowski i toksyczna Paradowska.

Nazajutrz Gazeta Wyborcza wybijała tłustą czcionką nagłówki: „Już nigdy nie wróci na deski”. „Kaczyński na zawsze skończony”. A ten znienawidzony przez post-komunistów „kurdupel z wiecznie rozwiązaną sznurówką” odradzał się za każdym razem jak Feniks z popiołów. Odnowiony, rześki, gotowy do walki o Polskę.

Jak to możliwe??? Głowią się ci, co go zdawało się mieli na widelcu, którzy już tyle razy witali się z gąską, a gdy na Polskę spadła tragedia smoleńska zacierali ręce, że tym razem już się nie podniesie. Otóż odpowiedź jest prosta. Choć rozumiem, że można Kaczyńskiego nie lubić, to nie sposób zaprzeczyć, że pan Prezes, przy wszystkich jego wadach, posiada nadprzyrodzony polityczny instynkt, który go czyni niezniszczalnym mężem stanu urodzonym do roli przywódczej…”, koniec cytatu.

A co się potem stało?

Kiedy Jarosław Kaczyński otrząsnął się z żałoby, rozpoczął zajadłą walkę o odbicie władzy z rąk partii Donalda Tuska, a jedną z form tej walki stały się miesięcznice smoleńskie.

Zrazu myślałem, że intencją tych żałobnych marszów jest rzeczywiście czarna rozpacz Jarosława Kaczyńskiego po śmierci brata i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej. Ale z każdą kolejną miesięcznicą przekonywałem się, iż rzeczywistym powodem odbywania tych kirowych uroczystości jest cynicznie perfidna gra Jarosława Kaczyńskiego na uczuciach jego elektoratu nazywanego potocznie „ludem pisowskim ”.

Wtedy po raz pierwszy przejrzałem Jarosława Kaczyńskiego, gdyż zrozumiałem, że ten człowiek pod pozorem walki o sprawiedliwą i praworządną Polskę z premedytacją podszczuwa swych orędowników przeciwko Polakom sympatyzującym z partią Donalda Tuska. Zrozumiałem, że Jarosławowi Kaczyńskiemu nie o Polskę idzie, lecz o osobiste rozrachunki z Donaldem Tuskiem, który jego zdaniem zabił mu brata, co jak wszyscy pamiętamy wykrzyczał w Sejmie, gdy bez żadnego trybu wskoczył na mównicę.

To w czasie smoleńskich miesięcznic powstała „religia pisowska ” oparta na wymyślonej przez Jarosława Kaczyńskiego dialektyce bólu i rozkoszy. I trzeba przyznać, że bezsprzecznie utalentowany reżyser miesięcznic smoleńskich „szaman” Kaczyński, grając na instrumencie wspomnianej wyżej dialektyki potrafił tak kuglować emocjami „ludu pisowskiego ”, by jego kilkuletnie biczowanie z czasem przestało być narzędziem tortury przechodząc stopniowo w stan swoiście masochistycznej ekstazy. I udało mu się, bo to wtedy zrodziła się trwająca do dnia dzisiejszego irracjonalnie ślepa wiara elektoratu PiS w mit, że wszystko, co robi Jarosław Kaczyński jest dobre dla Polski, - wyartykułowany pamiętnym hasłem: „Ja-ro-sław! Pol-skę zbaw!

Moje zwątpienie w mit o zbawcy narodu Jarosławie Kaczyńskim umocniło się w kilka miesięcy po tym jak jesienne wybory roku 2015 wygrała PiS-owi Platforma Obywatelska, która pod koniec swych rządów tak się rozbrykała, że część z natury przekornych Polaków zagłosowała na PiS, - do czego przyznaję ze wstydem też się przyczyniłem jednym głosem.

Na szczęście, jesienne wybory 2015 Prawo i Sprawiedliwość wygrało z przewagą sejmową. Dlaczego na szczęście? Bo ta przewaga sejmowa sprawiła, że pewny swego Jarosław Kaczyński odsłonił swe kolejne oblicze przeradzając się ze smoleńskiego cierpiętnika w łamiącego prawa konstytucyjne butnego i nieliczącego się z tradycją polskiego parlamentaryzmu i opinią społeczną bezwzględnego despotę dążącego wzorem Erdoğana do osiągnięcia władzy absolutnej. I znowu zaryzykuję tezę, że przyczyną tych autorytarnych zapędów Jarosława Kaczyńskiego nie była bynajmniej chęć budowania „lepszej Polski”, lecz wynikające z kompleksów i osobistych animozji pragnienie pokazania królowi Europy Tuskowi, który z nich jest lepszy.

Ale najgorsze cechy charakteru Jarosława Kaczyńskiego wyszły na jaw dopiero w czasie, kiedy Polskę ogarnęła śmiercionośna pandemia kororawirusa, a Polacy musieli się zmierzyć z narodową tragedią o skali porównywalnej, ba! – stokrotnie przewyższającej skutki katastrofy smoleńskiej. Bo pod Smoleńskiem zginęło kilkadziesiąt ważnych w państwie osób, zaś koronawirus zabił tysiące Polaków. A jednak, czego mu nigdy nie wybaczę, mimo śmiertelnego zagrożenia zdrowia i życia rodaków, Jarosław Kaczyński celem utrzymania władzy swojej partii nieodpowiedzialnie forsował majowy termin wyborów prezydenckich, - choć wiedział, że minister zdrowia przestrzegał, iż właśnie na ten okres przypadnie w Polsce apogeum morowej zarazy koronawirusa.

Więc chyba wszyscy rozsądnie myślący Polacy przyznają mi rację, że tylko szaleniec bez sumienia i serca mógł myśleć o wyborach w czasie, kiedy umierali masowo jego rodacy, a szalejąca z coraz większą siłą współczesna dżuma miała dla Polski i Polaków apokaliptycznie tragiczne skutki, - że przypomnę najwyższe w Europie zgony nadmiarowe w Polsce. A jednak, na zasadzie po nas choćby potop, zgodnie z wolą Jarosława Kaczyńskiego Sejm nie debatował nad zagrożonym epidemią zdrowiem i życiem Polaków, lecz priorytetowo zajął się głosowaniem metodą „aż do skutku” ustawy sankcjonującej majowe wybory prezydenckie. Sorry, ale jak żyję, nie widziałem czegoś tak zawstydzającego w polskim Sejmie, choć pamiętam wszystkie rządy poczynając od Bolesława Bieruta.

Oglądałem te obrady na żywo. Kamera cały czas trzymała w obiektywie zbliżenie Jarosława Kaczyńskiego, a mnie na zawsze wrył się w pamięć obraz siedzącego samotnie w ławach poselskich człowieka, na którego twarzy malowały się…, - sami sobie Państwo dobierzcie stosowne określniki patrząc na fotografię pod notką.

A gdy Jarosław Kaczyński miał już swojego prezydenta Dudę, PiS zaczął niszczyć nasze państwo w skali niespotykanej od zakończenia II Wojny Światowej.

Bo, gdy patrzyłem na te wszystkie draństwa jakie od jesieni 2015 wyprawiało Prawo i Sprawiedliwość, gdy widziałem jak Jarosław Kaczyński wyłącza kolejne hamulce w parciu do przejęcia władzy absolutnej i mono-partyjnego zarządzania państwem, niszcząc jego kolejne struktury demokratyczne i paraliżując kluczowo ważne dla państwa instytucje i urzędy, - nie miałem już wątpliwości, że nawet za komuny nie było aż tak źle.

Żeby wszystko było jasne. Komunistów nie cierpiałem każdą cząstką duszy, bo mi wykończyli ojca. Ale muszę sprawiedliwie przyznać, że czerwoni przynajmniej stwarzali pozory, że liczą się z ludźmi. Natomiast trwająca osiem lat arogancja, bezczelność, hucpa, grubiaństwo i buta PiS-u sprawiały, iż doszedłem do wniosku, iż ta partia w pomiataniu ludźmi posunęła znacznie dalej, niż niegdyś Polska Zjednoczona Partia Robotnicza.

W roku 2015 Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, bo miało być inaczej. A jak było? Co tam Polska. Co tam Bóg, Honor i Ojczyzna. Co tam narodowa pamięć i dziedzictwo kultury. Co tam przyzwoitość. Ważne było tylko by wygrać kolejne wybory i utrzymać władzę.

Zdeptano polityczny obyczaj. W dążeniu do partyjnej hegemonii ludzie Kaczyńskiego wyzbyli się poczucia wstydu. Nastało prawo dżungli. Kto silniejszy, ten był lepszy. Cham chama chamem poganiał. Zaczęło się masowe złodziejstwo w myśl zasady: „jak cię złapią za rękę mów, że to nie twoja ręka”. Wszystkie, choćby najpodlejsze chwyty były dozwolone. Byle tylko rządzić! Zagarnąć jak najwięcej stanowisk! Obsadzić przyczółki swoimi i usunąć niewygodnych, choćby byli genialnymi fachowcami!

To niewyobrażalne łotrostwo partii Jarosława Kaczyńskiego sprawiło, że naród się zbuntował i jesienią 2023, - Prawo i Sprawiedliwość utraciło władzę na rzecz rządu Donalda Tuska.

Lecz patogennie nienawidzący Tuska watażka Kaczyński nie odpuścił, i do walki o prezydenturę 2025 ponownie wystawił swojego człowieka, tym razem Karola Nawrockiego.

Dlaczego to wszystko przypomniałem?

Ano z tej przyczyny, że ogarniętemu manią prześladowczą na punkcie Donalda Tuska Kaczyńskiemu się marzy, iż wraz z prezydentem Karolem Nawrockim ponownie przywróci PiS do władzy.

A jeśli, co nie daj Boże tak się stanie, to tym razem będziemy mieli w Polsce Białoruś, - jak nie gorzej. Dlaczego gorzej? Bo bolszewicy pisowskiej prawicy to bezduszni, zawistni i mściwi, - bezwzględni egzekutorzy!

Dlatego w temacie wyborów prezydenckich 2025 od dłuższego czasu piszę: „Każdy, - byle nie z PiS ”.

Partia Donalda Tuska też nie jest święta, o czym wielokrotnie pisałem w latach 2007 - 2015. Lecz nie mające precedensu w historii Polski posierpniowej łamiące Konstytucję nikczemności przez osiem lat popełniane przez partię Jarosława Kaczyńskiego w okresie 2015 – 2023 okazały się sto, ba, tysiąckrotnie bardziej szkodliwe dla naszego państwa, - które PiS kompletnie zdemolował, demoralizując przy okazji Polaków do tego stopnia, że już mało kto reaguje na nieuczciwość, - patrz afera mieszkaniowa kandydata Nawrockiego.

Tak. Tak. Jarosław Kaczyński miał być zbawcą narodu, lecz życie pokazało, iż stał się dla Polski przekleństwem losu.

I tylko nie mówcie, że PiS to moja obsesja!

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

Post Scriptum

Pragnę także zaznaczyć, że miałem cywilną odwagę, by za moje naiwne zaufanie, jakim nierozważnie obdarzyłem PiS po wyborach 2015 przeprosić Polaków publicznie, - czytaj:  https://www.salon24.pl/u/salonowcy/963899,przepraszam-rade-wydzialu-prawa-i-administracji-uniwersytetu-jagiellonskiego   


Zobacz galerię zdjęć:

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (17)

Inne tematy w dziale Polityka