Jak tylko Jarosław Kaczyński otrząsnął się z żałoby po katastrofie smoleńskiej, rozpoczął zajadłą walkę o odbicie władzy z rąk partii Donalda Tuska, a jedną z form tej walki stały się miesięcznice smoleńskie. Zrazu myślałem, że intencją tych żałobnych marszów jest rzeczywiście rozpacz Jarosława Kaczyńskiego po śmierci brata i pozostałych ofiar katastrofy smoleńskiej. Ale z każdą kolejną miesięcznicą przekonywałem się, iż rzeczywistym powodem odbywania tych „Załobnych” uroczystości była cynicznie perfidna gra Jarosława Kaczyńskiego na uczuciach jego elektoratu nazywanego potocznie „ludem pisowskim”.
Wtedy po raz pierwszy przejrzałem Jarosława Kaczyńskiego, gdyż zrozumiałem, że ten człowiek pod pozorem walki o sprawiedliwą i praworządną Polskę z premedytacją podszczuwa swych orędowników przeciwko Polakom sympatyzującym z partią Donalda Tuska. Zrozumiałem, że Jarosławowi Kaczyńskiemu nie o Polskę idzie, lecz o osobiste rozrachunki z Donaldem Tuskiem, który jego zdaniem zabił mu brata, co jak wszyscy pamiętamy wykrzyczał w Sejmie, gdy bez żadnego trybu wskoczył na mównicę.
To w czasie smoleńskich miesięcznic powstała „religia pisowska” oparta na wymyślonej przez Jarosława Kaczyńskiego dialektyce bólu i rozkoszy. I trzeba przyznać, że bezsprzecznie utalentowany reżyser miesięcznic smoleńskich „szaman” Jarosław Kaczyński, grając na instrumencie wspomnianej wyżej dialektyki potrafił tak kuglować emocjami „ludu pisowskiego”, by jego kilkuletnie biczowanie z czasem przestało być dla niego narzędziem tortury przeradzając się z czasem w stan swoiście masochistycznej ekstazy. I udało mu się, bo to wtedy zrodziła się trwająca do dnia dzisiejszego irracjonalnie ślepa wiara „ludu pisowskiego” w mit, że wszystko, co robi Jarosław Kaczyński jest dobre dla Polski, - wyartykułowany pamiętnym hasłem: „Ja-ro-sław! Pol-skę zbaw!”
Moje zwątpienie w mit o zbawcy narodu Jarosławie Kaczyńskim umocniło się w kilka miesięcy po tym jak jesienne wybory roku 2015 wygrała PiS-owi Platforma Obywatelska, która pod koniec swych rządów tak się rozbrykała, że część z natury przekornych Polaków zagłosowała na PiS.
Na szczęście, jesienne wybory 2015 Prawo i Sprawiedliwość wygrało z przewagą sejmową. Dlaczego na szczęście? Bo ta przewaga sejmowa sprawiła, że Jarosław Kaczyński odsłonił swe kolejne oblicze przeradzając się ze smoleńskiego cierpiętnika w łamiącego prawa konstytucyjne butnego i nieliczącego się z tradycją polskiego parlamentaryzmu i opinią społeczną bezwzględnego despotę dążącego wzorem Erdoğana do osiągnięcia władzy absolutnej.
I znowu zaryzykuję tezę, że przyczyną tych autorytarnych zapędów Jarosława Kaczyńskiego nie była bynajmniej chęć budowania „lepszej Polski”, lecz wynikająca z kompleksów i osobistych animozji chęć pokazania niegdysiejszemu „królowi Europy” Tuskowi, który z nich jest lepszy.
Tyle wspomnień, a teraz przechodzę do wyborów prezydenckich 2025.
Gdy w czasie debaty prezydenckiej Super Ekspresu kandydat PiS Karol Nawrocki niechcący (a może chcący?) skłamał, że ma tylko jedno mieszkanie, - sztab wyborczy Rafała Trzaskowskiego postanowił wykorzystać tę okazję i rozpoczął zmasowany atak na Karola Nawrockiego, co zaowocowało wysypem kolejnych afer kandydata PiS. Dla porządku przypomnę wyłudzenie kawalerki od niepełnosprawnego Jerzego Ż, apartamenty w IPN, saszetki, ustawki i domniemane sutenerstwo pisowskiego kandydata.
I Jarosław Kaczyński ponownie postanowił wykorzystać diabelski trik z dialektyką bólu i rozkoszy.
I tak, prezes PiS na jakiś czas usunął się w cień pozwalając platformerskim politykom, dziennikarzom i ekspertom na takie rozbrykanie w atakach na Karola Nawrockiego, że ich początkowo dla nich bolesne oburzenie draństwami Nawrockiego poczęło się z czasem przeradzać w swoistą ekstazę upajania się dowalaniem Nawrockiemu nieusankcjonowanymi sądownie oskarżeniami, gdzie popadnie i jak leci. Aż te oskarżenia powtarzane w koło Macieju od rana do nocy stały się przeciw-skuteczne, gdyż uśpiło czujność rządzącej koalicji. I to właśnie sprawiło, że młodzi Polacy albo zostali w domu, albo podpuszczeni przez Mentzena zagłosowali na Nawrockiego.
I tak, prezes PiS na jakiś czas usunął się w cień pozwalając platformerskim politykom, dziennikarzom i ekspertom na takie rozbrykanie w atakach na Karola Nawrockiego, że ich początkowo dla nich bolesne oburzenie draństwami Nawrockiego poczęło się z czasem przeradzać w swoistą ekstazę upajania się dowalaniem Nawrockiemu nieusankcjonowanymi sądownie oskarżeniami, gdzie popadnie i jak leci, które powtarzane w koło Macieju od rana do nocy stało się przeciw-skuteczne, gdyż uśpiło czujność rządzącej koalicji. I to właśnie sprawiło, że młodzi Polacy albo zostali w domu, albo podpuszczeni przez Mentzena zagłosowali na Nawrockiego.
Na to tylko czekał Jarosław Kaczyński, który począł się coraz częściej pokazywać w mediach, by z miną Matki Boskiej Bolesnej przedstawić Nawrockiego jako prześladowanego przez Tuska cierpiętnika i narodowego bohatera, co, „ciemny lud”, po części także platformerski, - na pniu kupił.
I trzeba powiedzieć otwarcie, że sztab wyborczy Rafała Trzaskowskiego wykazał się wręcz infantylną nieudacznością. Zaś sam Trzaskowski wiedząc, że pierwsze wyniki sondażowe są obarczone błędem statystycznym, odtrąbił swoje zwycięstwo, - czym dokonał pożałowania godnej auto-kompromitacji.
W czasie pierwszych rządów Platformy Obywatelskiej (2007 – 2015), jako niezależny bloger pisałem, cytuję:
Choć rozumiem, że obłudnego kłamcę Kaczyńskiego można nie lubić, to nie sposób zaprzeczyć, że prezes PiS, w przeciwieństwie do Donalda Tuska, - posiada nadprzyrodzony instynkt wyczuwania nastrojów społecznych.
Za tę moją opinię zostałem wtedy znienawidzony przez salony mazowieckiej Warszawki i podwawelskiego Krakówka, który za tę wypowiedź obłożył mnie klątwą ostracyzmu i zmowy milczenia.
Pragnę tedy zapytać tych infantylnych orędowników partii Donalda Tuska, czy się ze mną zgodzą, iż życie właśnie pokazało, iż w krytyce partii Donalda Tuska miałem sporo racji?
Obawiam się jednak, że tej zgody od nich nie uzyskam, bo jak chodzi o bezkrytyczne zaczadzenie ideologią polityczną, - pisowscy fundamentaliści niewiele się różnią od platformerskich ortodoksów.
Ale, żeby wszystko było jasne powiem, że ja nie zmieniłem poglądów i nadal hołduję zasadzie: „Wszystko, byle nie PiS”
Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)
UWAGA!
Nauczony doświadczeniem, na wszelki wypadek uprzejmie informuję, że komentarze wulgarne, obraźliwe, zawierające treści noszące znamiona insynuacji i pomówień, a także komentarze niedorzeczne, - będę kasował bez podania przyczyn. Informuję także, iż namolnych maniaków nowogrodzkich piszących od lat w koło Macieju jedno i to samo, - będę okresowo blokował.
Inne tematy w dziale Polityka