echo24 echo24
277
BLOG

Fixum Dyrdum – metodą wewnętrznej walki na prawicy

echo24 echo24 Polityka Obserwuj notkę 31
Panegiryk prześmiewczy ku czci wzajemnej psychiatrii politycznej

Wprowadzenie.

Zjawisko oskarżania przeciwników politycznych o chorobę psychiczną, zwane w literaturze ustrojowej fixum dyrdumizmem, ma chlubną tradycję sięgającą czasów, gdy psychiatra był pierwszym sekretarzem dusz ludowych, a kaftan bezpieczeństwa – formą ochrony przed wolnością myśli. Owa metoda, doprowadzona dziś do perfekcji w obozie szeroko pojętej prawicy, stała się sztuką autoterapii narodowej: nikt już nikogo nie musi zwalczać – wystarczy, że wszyscy na zmianę uznają się za obłąkanych.

I. Doktryna fixum dyrdum

Nie jest to zwykła choroba – to stan ducha, w którym polityk widzi w każdym oponenta, w oponencie zdrajcę, a w zdrajcy – pacjenta szpitala psychiatrycznego. Z początku tę metodę stosowano wobec lewicy, potem wobec liberałów, aż wreszcie przyszło oświecenie: po co marnować energię na wrogów, skoro tylu nienormalnych siedzi po naszej stronie?

I tak narodziła się nowa szkoła psychiatrii patriotycznej, w której każdy ma diagnozę, ale nikt nie ma lustra w domu.

Pisałem już o tym wcześniej - https://www.salon24.pl/u/salonowcy/1419735,pisowscy-ortodoksi-z-fixum-dyrdum 

II. Studium przypadku: od Kaczyńskiego do Mentzena i z powrotem

Prezes Jarosław, mąż stanu, prorok, architekt sześciu premierów i czterech prezydentów, pojął wreszcie, że największym zagrożeniem dla jego misji są nie wrogowie zewnętrzni, lecz wewnętrzni schizofrenicy niepodległości. Na pierwszy ogień poszedł Mentzen – młodzieniec libertariański, który w przypływie emocji nazwał Prezesa „chamem”, czym z miejsca zasłużył na diagnozę prezesa: fixum dyrdum w stopniu ciężkim.

Nie minęła jednak chwila, a podobne objawy zaczęły ujawniać się u Mastalerka, który z kolei zdiagnozował Kurskiego. Kurski – jako doktor od propagandy stosowanej – nie pozostał dłużny i wystawił Mastalerkowi zaświadczenie o „poważnym rozkojarzeniu moralnym z elementami schizofrenii". 

W efekcie scena polityczna zaczęła przypominać sanatorium w Kocborowie, gdzie każdy pacjent uważa się za dyrektora.

Szerzej na ten temat pisałem przed laty w tekście pt. „Naród obłąkany ” – vide: https://www.salon24.pl/u/salonowcy/392672,narod-oblakany 

III. Wielki Smutek Prezesa

Jarosław Kaczyński, świadomy, że oto w państwie polskim pojawił się nowy suweren – prezydent Karol Nawrocki – przeżywa dramat duszy. W głębi serca czuje, że niegdyś to on był źródłem wszelkiej racji stanu, a dziś staje się jedynie jej załącznikiem. Popada więc w melancholię i urojeniowe przekonanie, iż wszyscy – od Kurskiego po własne odbicie w lustrze – ukrywają przed nim „istotę praprzyczyny sprawczej panoszącego się w Polsce zła, która tylko jemu jedynemu nie jest znana ”.

Z tej rozpaczy, zamiast udać się do Krakowa, pojechał na Marsz Niepodległości, gdzie – wśród dymów rac i zapachu patriotyzmu w aerozolu – odnalazł chwilowe ukojenie w tłumie równie sfrustrowanych, co oddanych.

Czytaj także: K. Pasierbiewicz – „Istota panoszącego się w Polsce zła ” - https://www.salon24.pl/u/salonowcy/1250897,istota-praprzyczyny-sprawczej-panoszacego-sie-w-polsce-zla 

IV. Marsz Niepodległości jako psychoterapia grupowa

Marsz ten, niczym wielka sesja terapeutyczna, zjednoczył wszystkie przypadki fixum dyrdum pod jednym sztandarem. Tam każdy mógł poczuć się normalny, bo szedł obok kogoś bardziej niezrównoważonego. Kurski niósł sztandar racji stanu, Mastalerek – transparent moralności, Mentzen – ulotki ekonomii, a Kaczyński – krzyż własnego geniuszu niezrozumianego przez naród.

I tak w rytmie okrzyków „Czołem Wielkiej Polsce! ” maszerowała procesja wzajemnych pretensji, w której każdy wierzył, że to on jeden zna prawdę, a reszta – pacjenci psychiatryka.

Więcej na ten temat: K. Pasierbiewicz „Politycy przywiedli społeczeństwo do granic obłędu. Gwałtowne pogorszenie choroby! ” - https://www.salon24.pl/u/salonowcy/1464518,politycy-przywiedli-spoleczenstwo-do-granic-obledu-gwaltowne-pogorszenie-choroby 

V. Epilog psychiatryczno-patriotyczny

Tak oto prawica odnalazła sposób na jedność: wspólne szukanie winnego w lustrze. Fixum dyrdum stało się nie tylko diagnozą, lecz także stylem uprawiania polityki – terapią grupową bez końca i celu, w której najważniejsze nie jest wyleczyć kogokolwiek, lecz mieć rację w bogoojczyźnianym cierpieniu.

Niech więc trwa ten taniec obłędu narodowego, w którym każdy kolejny przywódca będzie święcie przekonany, że jego poprzednik miał fixum dyrdum, a następca dopiero je nabędzie. Bo gdzie kończy się rozum, tam zaczyna się patriotyzm w wersji hard, za czym jest już tylko czarna dziura.

Czołem Wielkiej Polsce – i psychiatrii społecznej!

Reasumując: rząd może spać spokojnie, bo prezes prezydentowi za Chiny nie odpuści, zaś inni pacjenci prawicy sami się pozagryzają. 

Krzysztof Pasierbiewicz (em. nauczyciel akademicki oraz niezależny bloger oddany prawdzie i sprawom ważnym dla naszego państwa)

echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Polityka