echo24 echo24
2095
BLOG

Poligon w Orzyszu, V Kolumna Stanów Zjednoczonych i pułkownik Winek

echo24 echo24 NATO Obserwuj temat Obserwuj notkę 45


Obejrzałem właśnie powitanie żołnierzy grupy batalionowej NATO na poligonie w Orzyszu i wsłuchując się w jakby nieco mniej ogniste niż zazwyczaj przemówienie Ministra Obrony Narodowej zgaszonego kilka godzin wcześniej przez komisję PIS ds. kariery Bartłomieja Misiewicza, - jak żywo stanął mi przed oczami pan pułkownik Winek, który był szefem szkolenia wojskowego, jakie odbywałem w czasie studiów w latach 60. ubiegłego wieku. Przepraszam za tę być może nieco zbyt śmiałą zbitkę odległych w czasie wydarzeń militarnej natury, ale do złudzenia podobna groteskowość wypadków dnia dzisiejszego i tego, co się wydarzyło w Orzyszu w roku 1964 ośmieliło mnie na tyle, żeby Państwu opowiedzieć tę oto historyjkę, która nie tylko poprawia wisielczy humor, ale także uczy, że w wojsku jest tak samo, jak od zawsze było, tylko ideologie, armie i mundury się zmieniają.

Otóż w ramach studenckiego szkolenia wojskowego wcielono mnie do artylerii przeciwpancernej, gdzie ledwie mówiący po polsku politrucy uczyli nas miłości do Związku Radzieckiego, zaś pułkownik Winek szkolił nas w strzelaniu z armaty, przepraszam haubicy 76 mm. Do dziś śni mi się po nocach obliczanie poprawki na wiatr oraz wzór na widły boczne, od czego zależało trafienie w cel, a także słowa pułkownika Winka, cytuję z pamięci: "wy, kanonier Pasierbiewicz wiecie o artylerii tyle samo, co juhasi o baranich jajach".

Przez cztery lata, w każdą środę, o godzinie szóstej rano budziłem sąsiadów waleniem w schody podbitymi ćwiekami wojskowymi buciorami, a na ulicy wprowadzałem w zdumienie przechodniów na widok długowłosego młodzieńca odzianego w wojskowy mundur, a dokładniej mówiąc, wpadającą na oczy furażerkę i wlokący się po ziemi o kilka numerów za duży szynel z rękawami do połowy łydek, gdyż mundury wydawano nam bez przymiarki. 

Pan pułkownik Winek uczył nas mozolnie kunsztu artyleryjskiego przez osiem semestrów, a ja co semestr, celem zdobycia zaliczenia pisałem odręczne oświadczenie: "Ja, niżej podpisany kanonier Krzysztof Pasierbiewicz zobowiązuję się, że w przyszłym semestrze będę uczęszczał na wszystkie zajęcia i nadrobię wszystkie zaległości". 

Aż nadszedł dzień egzaminu praktycznego, kiedy miałem oddać pierwszy, i jak się okazało ostatni w moim życiu strzał z armaty na poligonie wojskowym nomen omen w tym samym Orzyszu.  Sądnego dnia, gdy na horyzoncie pojawiło się ciągnięte na linach tekturowe pudło w kształcie czołgu, pan pułkownik Winek z marsową miną wydał rozkaz: „Żołnierze! Zza zalesionego wzgórza - koduję „ogórek” - naciera na nas pluton czołgów piątej kolumny Stanów Zjednoczonych! Ogłaszam gotowość bojową działonu pierwszego! Załoga! Odłamkowym! Przeciwpancernym! Cel! Pal!!

I wtedy nastąpiła prawdziwa masakra. Bo choć nam mówiono, że to działo głośno strzela nie mieliśmy pojęcia, że do tego stopnia i jak ta armata przepraszam za wyrażenie pierdyknęła, byłem święcie przekonany, że mi wybuchł w rękach odbezpieczony zapasowy pocisk, który jako amunicyjny drugi, zgodnie z regulaminem trzymałem oburącz w pozycji klęczącej. Bałem się otworzyć oczu. A jak się w końcu odważyłem, zobaczyłem coś, czego do grobowej deski nie zapomnę.  Podmuch wystrzału porozrzucał załogę mojego działonu w promieniu kilkunastu metrów. Celowniczy leżał w trawie z rozkwaszonym łukiem brwiowym, z którego sikała krew jak z fontanny, gdyż z wrażenia zapomniał o odrzucie i nie cofnął głowy. Parę metrów dalej kiwał się w pozycji siedzącej przypominający żydowskiego płaczka kompletnie oszołomiony zamkowy. Zaś amunicyjny pierwszy, któremu krew ciekła z ucha, bo zapomniał o otwartych ustach biegał w pokracznych podskokach wokół działa wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki. A spanikowany dowódca działonu wczołgał się ze strachu pod stojący opodal gąsienicowy wóz bojowy. 

A niczym niezrażony pan pułkownik Winek z ukontentowaną miną obwieścił tubalnym barytonem: „Zadanie wykonane! Nieprzyjacielski czołg trafiony i zniszczony! Gratuluję wam żołnierze! Od tej chwili jesteście podoficerami artylerii przeciwpancernej!...”  A teraz wojsko śpiewa dodał.

A my, świeżo upieczeni obrońcy Ojczyzny zaśpiewaliśmy gromko naszą ulubioną piosenkę wojskową: „A gdy nam wojnę, wypowie Ghana, my jej powiemy, ty..... w ..... …., o! ..... .....” - przez wzgląd na szarmancką formułę mojego blogu nie mogę zacytować w całości tej jakże do dziś aktualnej pieśni bojowej…”, koniec opowieści.

Dziś w Orzyszu były także inne przemówienia, lecz na wszelki wypadek nie powiem z czym mi się skojarzyły, bo najprawdopodobniej byłaby to moja ostatnia notka na Salonie24.

Alleluja!

Krzysztof Pasierbiewicz (bombardier w stanie rezerwy)


Zobacz galerię zdjęć:

Rok 1964. Poligon w Orzyszu. Autor notki drugi z lewej w górnym rzędzie.
Rok 1964. Poligon w Orzyszu. Autor notki drugi z lewej w górnym rzędzie.
echo24
O mnie echo24

emerytowany nauczyciel akademicki, tłumacz, publicysta, prozaik,

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka