Pani prof. Zyta Gilowska zwróciła uwagę, że rząd Tuska uruchomił ogromny, warty 140 mld zł rocznie, program stymulacyjny.
Zwykle prace interwencyjne - opłacane z budżetu płatne zajęcia - oferowane są ludziom bez kwalifikacji, bez szans na znalezienie jakiejkolwiek pracy. Taka praca kosztuje budżet bardzo mało, przeważnie ludzie mogą w takiej pracy zarobić pensję minimalną. I wykonują pożyteczną pracę: ścinają trawniki, grabią liście, zamiatają ulice itp.
Pan premier Tusk wraz z mgr Rostowskim przyjęli do pracy ok. 75 tys. nowych urzędników. Gdyby zamiatali ulice, byłby z nich jakiś pożytek. Ale ci urzednicy zostali przyjęci do bezsensownej roboty opłacanej z naszych podatków. Często do pracy szkodliwej.
Wydatki publiczne były w ub. roku o ok. 140 mld zł wyższe niż w r. 2007. To znaczy o ok. 10% PKB.
Inne państwa wprost ogłaszały uruchomienie programów stymulacyjnych. "Nasz" rząd nie ogłaszał. Zwyczajnie podnosił podatki i emitował obligacje. Sejm zaklepywał budżety.
Ktoś te emitowane przez Ministerstwo Finansów obligacje ma i spodziewa się ich wykupienia. A koszt obligacji ponosimy my, podatnicy. Płacimy kilkadziesiąt mld zł rocznie odsetek. Czy jesteśmy gotowi płacić sto kilkadziesiąt mld zł odsetek rocznie?
Wiadomo, kto jest autorem tak wielkiego programu stymulacyjnego. Tak olbrzymiego wzrostu wydatków na kredyt.
Ktoś, kto swoją wiedzę o ekonomii zdobył (i wykładał) na jednej z najbardziej komunistycznych uczelni w świecie.
Uczelni założonej przez człowieka, który dążył do przekształcenia ustroju kapitalistycznego w socjalistyczny, który poprzez "przemiany świadomości społecznej" chciał budować "socjalizm na raty".
Uczelni, skąd pochodzą czołowi doradcy central związkowych. Kuźni kadr dla organizacji walczących z emisją CO2, a tak naprawdę niszczących gospodarkę.
Człowiek cywilizowany, o poglądach konserwatywno-liberalnych. Pisuję tylko o sprawach ważnych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka