Zaledwie kilka dni temu skończył się szczyt G20 w Sydney. Uczestniczyli w nim ministrowie finansów (skarbu) i prezesi (gubernatorzy) banków centralnych państw wytwarzających 85% PKB całego świata. Uczestnicy zaakceptowali dokument końcowy, w którym zobowiązali się do takich działań, by w ciągu 5 lat wzrost gospodarczy był sumarycznie o 2% wyższy od obecnych oficjalnych prognoz. Każdy z reprezentowanych krajów ma przygotować plan osiągnięcia tego celu i zaprezentować go w listopadzie w Brisbane. To "znaczące podniesienie tempa wzrostu światowej gospodarki" ma zostać osiągnięte za pomocą działań ułatwiających konkurencję, inwestycje, zatrudnienie i handel - tak to zostało zapisane w komunikacie końcowym - link.
I ledwo rozjechali się do domów, a już europejski parlament seryjnie przyjmuje regulacje mające spowodować skutek dokładnie przeciwny - po prostu brutalnie utrudniające działalnośc gospodarczą.
W tym tygodniu europarlament już zdążyli zaostrzyć normy emisji CO2 dla samochodów, zabronić produkcji i sprzedaży papierosów z dodatkami smakowymi i ukatrupić branżę papierosów elektronicznych.
"Takiego wała, będziecie mieli wzrost gospodarczy, ale po moim trupie! W Europie nie będzie przemysłu, handlu, rolnictwa, ma być pustka, jak w Korei Północnej!" - wydaje się krzyczeć europejska lewica.