W poprzedniej notce nawiązałem do tego, że Orwell prawie pół wieku wcześniej, czyli wtedy, gdy komunizm dopiero się zaczynał, opisał niemal z detalami jak tenże komunizm później się skończył. I faktycznie, Magdalenka to przecież – wypisz, wymaluj - Orwellowskie ‘party’ opisane w Folwarku. I pewnie, dlatego ten nasz realny, ‘okrągłostołowy’ koniec komunizmu, ciągle wzbudza u nas emocje. Jedni, okrągły stół w czambuł potępiają i widzą w nim wszelkie zło, inni natomiast budują z niego ołtarzyk i prawie, że się do niego modlą.
Jednak niezależnie od Orwella i tego, co potem u nas się działo, okrągły stół w procesie odchodzenia od komunizmu był działaniem właściwym, (chociaż fraternizowanie się i picie z czerwonymi wódki w Magdalence już właściwe nie było). Problem z okrągłym stołem nie polega jednak na tym czy był dobry czy też zły. Problem jest w tym, że okrągły stół był tylko pierwszym krokiem. I tak pozostał, pierwszym i jedynym. Niedobre natomiast było to, że zabrakło drugiego kroku (i następnych).
Wtedy, gdy już upadł mur w Berlinie, a ‘jesień ludów’ rozlewała się po całych ‘demoludach’ należało zrobić ten drugi krok. Dokończyć to, co zaczęto przy okrągłym stole i tekstem otwartym powiedzieć, że komunizm był zły. Zły dla zwykłych ludzi i zły dla Polski. I wyciągnąć z tego praktyczne wnioski. Obiecywał to Lech Wałęsa w swojej pierwszej kampanii prezydenckiej, ale słowa nie dotrzymał. Nie dotrzymał, bo ostatecznie zwyciężyła koncepcja wyartykułowana przez Bronisława Geremka w słynnym ‘pacta sunt servanda’ a forsowana przez środowisko skupione wokół Gazety Wyborczej z uporem godnym lepszej sprawy (Lech Wałęsa, co prawda był wtedy z Adamem Michnikiem w ostrym konflikcie, jednak nie zmienia to faktu, że z chwilą, gdy został prezydentem praktycznie realizował jego koncepcje polityczne). I tak zamiast dekomunizacji mieliśmy ‘wzmacnianie lewej nogi’, zamiast przyspieszenia stagnację układów z poprzedniej epoki. Czym to się skończyło dla Lecha Wałęsy wszyscy wiemy. Z Aleksandrem Kwaśniewskim przegrał wybory prezydenckie na swoją drugą kadencję.
A koncepcja ‘pacta sunt servanda’ - chociażby punktu widzenia pragmatyki politycznej - nie była zbyt przenikliwa (i dziw, że tak wytrawny polityk jak Bronisław Geremek tego nie rozumiał). Przecież zawartych wcześniej umów nie było z kim dotrzymywać. Drugiej strony umowy zawartej przy okrągłym stole już nie było. Mieczysław Rakowski w międzyczasie kazał wyprowadzić PZPR-owski sztandar.
A poza tym – i co ważniejsze – „pacta’ nie były zawierane w sposób wolny i swobodny. W roku 1988 i na początku 1989-go ‘słoń na glinianych nogach’ za wschodnią granicą trzymał się jeszcze mocno. I w Polsce daleko było do warunków pełnej wolności politycznej! A umowy - zawierane pod jakimkolwiek przymusem - nie są ważne!
I teraz wróćmy z powrotem do ‘Folwarku zwierzęcego’. Jak to było z czytaniem tej książki przez głównych uczestników tamtych wydarzeń? Czytali czy też nie czytali wcześniej? W poprzedniej notce wątpiłem, co do tego, że ‘oni’ czytali. A nasi? No, nasi to chyba czytali, przynajmniej niektórzy. Jeżeli tak, to wygląda na to, że zbyt kurczowo trzymali się zawartego tam scenariusza.
A szkoda, bo to przecież tylko bajka.
Tadeusz Hatalski
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka