Dzisiaj mamy Dzień Kobiet. W czasach ‘komuny’ Dzień Kobiet był bardzo popularny. Komuniści ‘dbali’ o kobiety. Sekretarz wręczał kwiaty…
I chyba z tego powodu, za komuny ten dzień ignorowałem. A dzisiaj? Dzisiaj jakby mniej. Mam swojego rodzaju sentyment do tego dnia. I jak jestem w domu (dzisiaj niestety nie jestem) przynoszę żonie kwiatki. A żona, zdziwiona i z zaskoczeniem (mam wrażenie, ze miłym) pyta. Ty obchodzisz Dzień Kobiet?
A przy okazji wraca wspomnienie pewnej historii…
Chodziłem wtedy do trzeciej klasy. Nie pamiętam jak ten kolega miał na imię, ale pamiętam, że przezywaliśmy go Nuno. Dlatego Nuno, bo każdą odpowiedź przy tablicy zaczynał od słów - Nu… no …. I właściwie to zwykle na tym kończył. I nauczycielka, która akurat chciała wyrobić sobie opinię o stanie jego wiedzy, widząc, że nic więcej się nie dowie, odsyłała go z powrotem do ławki.
Nuno w szkole w Walimowie był krótko. Tak jak pojawił się w naszej klasie nagle, tak i nagle wkrótce potem zniknął.
Ale, nie z powodu swojego przezwiska Nuno utrwalił się w mojej pamięci. Przyczyna jest inna. Nasza pani wychowawczyni od pierwszej klasy wpajała nam zasady dobrego wychowania i zgodnie z obowiązującymi wtedy normami, kazała nam przynieść do szkoły kwiatki na Dzień Kobiet. W Walimowie z kwiatkami nie było problemu, rosły w każdym ogródku. W ogródku dziadków Nuna, z którymi on mieszkał też rosły (rodzice Nuna nie mieszkali w Walimowie). Pani wychowawczyni, każąc nam przynieść do szkoły kwiatki, miała oczywiście na myśli kwiatki w takiej formie jak to zwykle komuś przy takich okazjach się daje. Czyli kwiatki, które dzisiaj potocznie nazywamy ‘cięte’. Ale Nuno w swojej prostocie ducha był ponad takie niuanse. Zamiast uciąć nożem kilka narcyzów w ogródku babci, wziął łopatę i wykopał cały krzak – razem z korzeniami.
Ale traf chciał, że z kwiatkami wykopał jeszcze coś innego. A były to, ni mniej ni więcej tylko dolary. A do tego jeszcze, złote dolary. Dzisiaj czas dolarów już przeminął i waluta ta, tak jak każde inne pieniądze traci na wartości. Ale kiedyś było inaczej. Dolary były pewniejsze niż najlepszy bank. Szczególnie złote dolary. I babcia Nuna, pod tym właśnie krzakiem narcyzów, które Nuno wykopał, aby zanieść do szkoły na Dzień Kobiet – zakopała całe oszczędności rodzinne.
Oszczędności rodzinne, czyli dolary zarobione ciężką pracą – jeszcze przed wojną – przez dziadka Nuna w Ameryce. A potem szczęśliwie uchronione, tam za Bugiem, przed Sowietami, gdy przyszli oni ‘bronić’ miejscową ludność przed Niemcami. I wreszcie przywiezione tutaj jak to się wtedy mówiło - na Ziemie Odzyskane w wyniku przesiedlenia.
Niemcy by powiedzieli w wyniku wypędzenia. My Polacy jednak, jakby wzdragamy się przed nazwaniem rzeczy po imieniu. I używamy enigmatycznego określenia ‘przesiedlenie’. Określenia, które sprawia wrażenie jakby to wyrzucenie milionów ludzi z ich rodzinnych stron, nastąpiło w wyniku bezosobowej mocy albo konieczności dziejowej (to drugie określenie komuniści bardzo lubili). A przecież nastąpiło to w wyniku decyzji ludzi, którzy o tym przesiedlenie zadecydowali i je przeprowadzili. I nie było ono wynikiem jakichkolwiek ‘konieczności dziejowych’.
Ale wróćmy do dolarów. Czasy, o których jest ta opowieść i której bohaterem jest Nuno, to był przełom lat 50-tych i 60-tych, czyli okres głębokiej komuny. A wtedy posiadanie dolarów i trzymanie ich w domu było zakazane. Toteż babcia Nuna, w obawie przed rewizją, którą władza ludowa mogła wtedy przeprowadzić w każdym domu i w każdej chwili, zakopała je w ogródku. I pewnie leżałyby tam bezpiecznie gdyby nie Dzień Kobiet i Nuno, który chciał ten dzień uczcić (zgodnie ze wskazaniami pani wychowawczyni).
I Nuno, po wykopaniu kwiatków i dolarów, nic w domu o tym nie mówiąc, poszedł do szkoły. Kwiatki dał Pani (razem z bryłą ziemi) a dolary na przerwie pokazał kolegom. Wszystkim bardzo się podobały. I tak jak przedtem, Nuno był na szarym końcu, gdy na dużej przerwie kompletowano drużyny do gry w dwa ognie, tak teraz był pierwszy. Wszyscy chcieli, aby Nuno był razem z nimi. Bo Nuno nie tylko pokazywał dolary, ale również je rozdawał.
Rozdawanie dolarów jednak nie trwało długo. Ktoś z kolegów (tacy są zawsze i wszędzie) ‘niewinnie’ zameldował Pani nauczycielce - proszę Pani, Nuno ma dolary.
Pani oczywiście kazała Nunowi oddać dolary (te, które jeszcze mu pozostały). Ale w tamtych czasach złote dolary były rzadkością (w dzisiejszych zresztą również). I wśród nauczycieli zapanowało zamieszanie. Czy dolary, które przyniósł do szkoły Nuno, są prawdziwe czy też są to tylko miedziane imitacje. Wątpliwość tę wyjaśnił jednak nauczyciel, którego nazywaliśmy Łysy (oczywiście było to przezwisko a nie nazwisko tego nauczyciela, a wzięło się stąd, że bo był łysy jak kolano). Otóż Łysy był mężem kierowniczki szkoły i uczył chemii. Wziął, więc dolary (które Pani odebrała od Nuna) i potraktował je kwasem solnym, który był w szkolnej pracowni chemicznej. I okazało się, ponad wszelką wątpliwość, że dolary są prawdziwe.
I wówczas, wśród nauczycieli zapanowało zamieszanie jeszcze większe, niż po otrzymaniu pierwszej informacji od jednego z uczniów – ‘proszę Pani, Nuno ma dolary’.
Czy ‘wiadomy’ telefon był decyzją całego grona nauczycielskiego, czy też decyzją podobną do tej ucznia skarżypyty? Tego oczywiście nie wiadomo. Niemniej jeszcze tego samego dnia przyjechało do naszej szkoły dwóch ‘smutnych’ panów w długich skórzanych płaszczach (taka była śród nich moda wtedy).
I wszystkie dolary zostały przez owych panów zabrane. Tak jak by to była ich własność. Oczywiście nie zabrali ich dla siebie. A co z nimi zrobili? Pewnie zrobili protokół i przekazali na rzecz państwa. Jakim prawem? Komunistycznym prawem kaduka oczywiście. A na swoja wlasnosc przepisali je inni podobni tym dwom (no moze nie konkretnie te same), wiele lat pozniej - tez prawem kaduka.
A potem jeszcze przez długie miesiące można było spotkać babcię Nuna, jak szła do miasta. Stara kobieta, co tydzień musiała się meldować w powiatowej komendzie milicji. Że jest w Polsce i że nigdzie nie uciekła.
Z powodu dolarów i … Dnia Kobiet.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości