Ja to jednak jestem niewdzięcznikiem. Rząd tak bardzo o mnie dba, a ja, jak ta ostatnia świnia, jeszcze na niego psioczę. Otóż odnieśliśmy dwa gigantyczne sukcesy, które złotymi literami zapiszą się w polskich kronikach.

Sukces pierwszy.
Dacie wiarę, że Komisja Europejska w swojej wspaniałomyślności zgodziła się, żeby Polacy, za własne pieniądze, wybudowali sobie elektrownię atomową? Ja w szoku! Kochani! Great success!
Łzy ciekną mi po policzkach, bo minister Motyka ogłosił ten sukces na tle flagi polskiej i unijnej. A wiecie, że mieszkańcy gminy Tokarnia uznali, że Miłosz Motyka nie nadaje się ani na radnego tej gminy, ani do sejmiku wojewódzkiego, ani na posła, ani na nic, a Donald uznał, że takiego właśnie chłopaka potrzebuje jako szefa jednego z najważniejszych resortów w kraju? No to już wiecie. Jeśli to nie jest dywersja, to nie wiem co nią jest.
Sukces drugi.
Naszemu Marcinkowi Kierwińskiemu wraz z Tuskiem udało się Polakom wmówić, że jesteśmy zwolnieni z paktu migracyjnego. To już nawet w niemieckich mediach napisali, że tylko na rok, bo za rok będą musieli tuż przed wyborami przybiec do kanclerza i płaszczyć się, żeby pomogli im znów ogłupiać Polaków niemieckimi gazetami, żeby interesy niemieckie były zabezpieczone, a hasło Berlin pozostało nieskalane. Nie wiem co im obiecają w przyszłym roku, skoro w tym roku Tusk obiecał, że Polacy Polakom spłacą reparacje za krzywdy wyrządzone przez Niemców, ale lepiej zapnijcie pasy.
A ja, proszę Państwa, wciąż jakiś taki niewdzięczny. Jakiś trudny. Jakiś nie do końca europejski w zachwycie. Oni tu sukces za sukcesem, konferencja za konferencją, flaga przy fladze, uśmiech przy uśmiechu, a ja zamiast klaskać, dopytuję. Zamiast bić brawo, liczę. Zamiast wierzyć – sprawdzam.
Widocznie mam tę wadę fabryczną, że jak słyszę "wspaniałomyślność Brukseli", to instynktownie chwytam się za portfel. Jak słyszę "zwolnienie z odpowiedzialności", to sprawdzam, gdzie drobnym drukiem wypisano rachunek. Jak słyszę "sukces", to pytam: czyj i za czyje pieniądze.
Może rzeczywiście problem leży we mnie? Może po prostu zbyt głęboko wgryzła mi się w krew ta staroświecka, nieeuropejska cecha – że wolę suwerenność od prezentów z cudzej łaski, prawdę od propagandy i interes własnego kraju od interesów cudzych stolic? Może dlatego nie potrafię się cieszyć z tego, że wolno mi budować elektrownię za swoje pieniądze i że jestem "chwilowo" zwolniony z problemów, które i tak wrócą jak rachunek z odroczonym terminem płatności?
Może nie umiem dziękować za kajdany tylko dlatego, że są jeszcze na chwilę rozpięte? Może dlatego nie potrafię docenić tego rządu za jego "sukcesy". Bo nie wiem, jak Państwo, ale ja najwyraźniej nadal mam ten poważny defekt: jestem Polakiem. I coś mi się uparcie nie zgadza w tej całej, doskonale wyreżyserowanej bajce o triumfach.
https://x.com/Lemingopedia/status/1998654488198942886
Inne tematy w dziale Polityka