Stary Prokocim Stary Prokocim
286
BLOG

Jaki piękny Selbstmord

Stary Prokocim Stary Prokocim Polityka Obserwuj notkę 15

Ponieważ jest 1 września i ponieważ RAZ gada to samo dzisiaj, co kilka lat temu, pozwalam sobie na powtórne wklejenie tekstu, który już dawno temu na salonie publikowałem.

Z ogromnym zainteresowaniem spotkała się książka Rafaela von Ziomkowitza, członka 6 Pomorskiej Ferajny Vertriebenerów pt. „Jaki piękny Selbstmord” stawiająca tezę, że największym błędem Fȕhrera było zdławienie powstania warszawskiego. Zdaniem Ziomkowitza, Niemcy powinni wycofać się z Warszawy, pozwolić AK ogłosić powstanie Rządu Narodowego, uznać ten rząd (sic!), zgodzić się na granicę zachodnią Polski proponowaną przez Dmowskiego-Paderewskiego w Wersalu (z polskim Opolem, całym Pomorzem Gdańskim, polskimi Mazurami,z Królewcem jako Wolnym Miastem, będącym strefą wolnocłową, bez wysiedleń ludności. Ponadto, zdaniem Ziomkowitza, należało zawrzeć pokój z aliantami zachodnimi i wycofać się do granic Niemiec sprzed wojny na zachodzie, nawet, gdyby alianci zachodni nie uznali tego faktu za wystarczający dla zaprzestania działań wojennych. Koniecznie należało mieć Polskę po swojej stronie, to był warunek zwycięstwa w tej wojnie. Z Rafaelem Ziomkowitzem rozmawiała na ten temat słynna publicystka dziennika „Frankfurter Round Steak” - Helga von Öp-ciach. Ziomkowitz stwierdził, ze Polska nigdy nie niszczyła niemieckiego Wschodu i na przykład taki Gdańsk, choć należał do Rzeczypospolitej, zawsze był i etnicznie niemiecki i luterański. Efektem wojny, wymierzonej w Polskę była całkowita śmierć niemieckiego Gdańska. Niemieckiego Wschodu i zwycięstwo bolszewizmu nawet na części terytorium Niemiec. Ponadto, dodał Ziomkowitz, gdyby

taką woltę wykonać wcześniej i iść na wojnę razem z Polską, niepotrzebne byłyby nawet ustępstwa terytorialne wobec Polski, niestety w 1944 roku po kilku latach terroru na okupowanych terenach Polski trzeba było już wobec niektórych żądań terytorialnych Polski kapitulować.

W redakcji „Frankfurter Round Steak” we Frankfurcie nad Odrą z Rafaelem von Ziomkowitzem rozmawia Helga von Öp-ciach:

Jak Pan to sobie wyobraża, po kilku latach antypolskiej propagandy, terroru, nieznanego we wcześniejszej historii, Fűhrer nagle odwraca wszystko do góry nogami, własną politykę, własną propagandę, co na to jego polityczne zaplecze?

Rafael von Ziomkowitz:

Mój Boże, a cóż to za problem, w ustroju dyktatorskim, w warunkach wojny zmienić polityczne zaplecze? Jakoś Fűhrer nie miał żadnych problemów 10 lat wcześniej by wyrżnąć w pień całe przywództwo SA, zamienić je na SS, co przecież oznaczało zmianę politycznego zaplecza, jakoś jego władzy to nie zaszkodziło, przeciwnie – wzmocniło ją a opinia publiczna przełknęła to jak małpa kit. Jednym pociągnięciem Fűhrer mógł oświadczyć, że był błędnie informowany co do swej polityki, wyrżnąć co bardziej znienawidzonych przez Polaków zbirów z SS, tego moczymordę Gőringa, idiotę Rosenberga (błędna teoria rasowa – Polacy to typ subnordycki, prawie Niemcy) i skupić się na prawdziwym wrogu – bolszewikach. Stalin kilkakrotnie wyrzynał swe zaplecze polityczne i wygrał...

Zaś szczytem idiotyzmu – ciągnął Ziomkowitz – była decyzja o podjęciu walki po wybuchu powstania warszawskiego. Należało oddać Warszawę powstańcom, uznać polski rząd powstańczy za legalny i zostawić ten cały pasztet bolszewikom. Jak Pani myśli, jak zachowaliby się Polacy: po jednej stronie mają Niemców, którzy ich uznają, po drugiej bolszewików, którzy nie uznają innego rządu polskiego niż ten z bolszewickiego nadania.

HvÖ:

Podobno Niemcy proponowali Grotowi-Roweckiemu podobny układ a ten odpowiedział, że nie wchodzi się w układy z tymi, którzy dostają w dupę.

RvZ:

Tak, ale dostał taką propozycję w zamian za darowanie życia i bez konkretnych korzyści dla Polski, a w tak trudnej sytuacji jak w 1944 należało mu darować wolność bezwarunkowo, w ogóle powypuszczać z Pawiaka wszystkich więźniów, którzy mają jeszcze niepopękane wątroby, zamiast trzymać na terenie GG kilka – kilkanaście dywizji Wehrmachtu tylko po to by AK nie wyszła z lasu, należało ją uznać za legalnego przedstawiciela rządu polskiego i zaoferować swą pomoc w walce z bolszewikami. Zamiast tego wybrano taktykę „ani kroku w tył” czyli „wszystko albo nic” no i dostaliśmy nic. Przyznaję, że decyzja o ustępstwach terytorialnych wobec Polski była trudna, godziła w prestiż Niemiec, ale ze względu na powagę sytuacji była to w 1944 roku decyzja jedynie słuszna. W roku 1944 Armia Czerwona była już na linii Wisły, Prusy Wschodnie były już po części zajęte, powstał probolszewicki rząd polski w Lublinie, nie było się już nad czym zastanawiać. Powtarzam: zostawiamy Warszawę (a nie jej gruzy) Polakom, nie bolszewikom i patrzymy, jak rozwija się sytuacja. W przypadku Niemców jest to niestety zachowanie normalne (zasada „wszystko albo nic”), bo my, Niemcy jesteśmy cholernymi romantykami i zamiast, tak jak Angole czy inne Żabojady rozumieć politykę jako grę interesów, nasłuchaliśmy się w XIX wieku mów Fichtego do narodu niemieckiego, lub – co gorsza – próbowaliśmy zbawić świat marksizmem. Stało się tak dlatego, że przyzwyczailiśmy się traktować zjednoczone politycznie Niemcy jako mit a nie jako realny byt polityczny, w interesie którego trzeba umieć działać. Kiedy ten byt polityczny zaistniał, spartoliliśmy wszystko, nie starczyła nam nauka I wojny światowej, musieliśmy rozpętać drugą, by ją przegrać i skończyć z opinią największych morderców i oprawców w historii świata.

Straciliśmy niemiecki Wschód nie zauważając, że mająca terytorialne pretensje do części tego Wschodu Polska w niczym nie zagraża niemieckiemu etnosowi na tych terenach.

HvÖ:

No dobrze, ale czy w tak trudnej sytuacji jak w 1944 roku wsparcie Polaków byłoby wystarczające? Niemcy, nawet wsparte przez Polskę dałyby radę tę wojnę wygrać? Potrzebne były pola naftowe choćby w Rumunii, trzeba by było tę polsko-niemiecką armię zaopatrywać w ropę.

RvZ:

Cóż, ja w przeciwieństwie do Petera von Zychowitza nie tworzę alternatywnej wizji historii, wykazuję tylko ewidentne błędy niemieckich przywódców, błędy dobrze udokumentowane, gwarancji nie mogę dać, ale pragnę zwrócić uwagę na dwa szczegóły: Po pierwsze Rumunia była przed wojną sojusznikiem Polski i zdecydowanym wrogiem ambicji imperialnych ZSRR. W obliczu ofensywy Armii Czerwonej stanęła przed taką samą alternatywą jak choćby i Polska: nie chcecie mieć kołchozów i bolszewizmu, chcecie mieć Besarabię, dawajcie ropę, to leży w waszym interesie. Po drugie: Armia Czerwona w 1944 roku też była już nieźle wykrwawiona. Wcale nie miała wielkich rezerw. Niemcy popełniły ten błąd, że nie zlikwidowały kołchozów podczas ofensywy na Wschodzie. Za samą obietnicę własnej ziemi i cofnięcie kolektywizacji tamtejsi kołchoźnicy widłami i cepami pomogliby roznieść krasnoarmiejców w pył. W 1944 roku nikt by już Niemcom nie uwierzył. Ale gdyby z taką ofertą wyszli nieskompromitowani, bo nieobecni wcześniej tu Polacy? W roku 1920 Piłsudski spotkał się z bardzo chłodnym przyjęciem przez lud ukraiński, który bał się widma rządów „polskich panów”. W 1944 wiadomo już było, że są rzeczy gorsze niż „polskije pany” i jak bolszewicy rozumieją hasło „ziemia dla ludu”.

HvÖ:

W takim przypadku efektem wojny byłyby okrojone terytorialnie Niemcy i bardzo silna Polska?

A kto Pani powiedział, że silna Polska zagraża Niemcom? Silne Prusy/Niemcy Polskę zniszczyły. A teraz proszę wyjrzeć przez okno redakcji i co Pani widzi?

No, most na Odrze.

A za Odrą?

Polska.

A czy jakikolwiek Polak 31 sierpnia 1939 roku rościł sobie pretensje do tej ziemi?

No, chyba nie.

Taki jest ostateczny efekt prusko-rosyjskiej współpracy w sprawach polskich. W międzyczasie Polska była słaba, a nawet wcale jej nie było. Efekty widać za mostem.

Коммунизм победил!

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka