sine sine
1285
BLOG

"Po dyplomatycznemu", czyli rozmówki polsko-polskie

sine sine Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 96

Wezwanie Zorżety do MSZ wywołało kolejną już falę niezwykle ożywionej dyskusji, nie tylko na łamach S24. Właściwie prawie wszyscy dyskutanci, niezależnie od swoich poglądów politycznych, byli niezadowoleni. Obrońcy demokracji i konstytucji byli niezadowoleni, ponieważ uznawali działanie polskiego MSZ za akcję pro forma i sugerowali, że tak naprawdę to Żorżeta udzieliła reprymendy wzywającemu ją na rozmowę wiceministrowi. Zaś zwolennicy pisowskiego faszystowskiego autorytaryzmu byli niezadowoleni, gdyż emeszetowski „dywanik” był wedle ich opinii akcją pro forma i sugerowali, że Żorżeta powinna natychmiast zostać uznana za persona non grata i wywieziona na taczkach z naszego kraju. Ci pierwsi uznawali, że Żorżeta wygłosiła opinię naszego wielkiego sojusznika, który lekce sobie nas waży. Ci drudzy, że nasz wielki sojusznik lekce sobie nas waży i jeszcze wiadomo co knuje.

Tę dyskusję, z całym szacunkiem dla obydwu stron sporu o Żorżetę, można tylko nazwać histeryczną, a i tak przymiotnik ten pozostanie eufemizmem.  

Skąd więc się wzięła ta faktyczna zgodność opinii obydwu stron zasadniczego politycznego sporu w sprawie wybryków Żorżety?  

Otóż wzięła się ona z kompletnej nieznajomości języka dyplomatycznego, w jego sferze werbalnej i symbolicznej.  

Jako uznany przez tutejsze autorytety „pisowski oszołom” nie mam żadnych szans na uzasadnienie tej tezy, a zatem posłużę się tu opinią człowieka, którego trudno uznać za oszołoma, a tym bardziej oszołoma pisowskiego. Na dodatek jego informacje i interpretacje języka dyplomacji zamieściło medium, które choć jest wyraźnie oszołomione, to równie wyraźnie nie jest pisowskie. No, chyba że prawdziwe nazwisko Lisa brzmi Wallenrod.  

Jan Wojciech Piekarski, który był ambasadorem RP w Belgii i Luksemburgu, a także w Izraelu, a w latach 1994-1997 stał na czele Protokołu Dyplomatycznego RP, zaś obecnie jest przewodniczącym Rady Ambasadorów Europejskiej Akademii Dyplomacji, pisze w NEWSWEEK-u:  

„Wezwanie do MSZ ambasadora drugiej strony jest jeszcze mocniejszym instrumentem działań dyplomatycznych. Jego celem jest przedstawienie ambasadorowi własnego stanowiska (niezadowolenia, oburzenia, potępienia itp).”

https://www.newsweek.pl/swiat/slownik-dyplomatycznych-pojec-newsweekpl/g6l98z4 

Pisząc na łamach S24 kilka razy wyrażałem opinię, że ekscesy Żorżety, takie jak uporczywa obrona wiarygodności dziennikarskiej TVN (czytaj: wiarygodności dziennikarskiej jej właścicieli i bezpieczeństwa ich interesów w Polsce), czy wywieszanie tęczowych flag na terenie placówek dyplomatycznych i konsularnych USA w naszym kraju, nie dawały polskiemu MSZ wystarczającego pretekstu do zdyscyplinowania niesfornej Pani Ambasador, a pamiętajmy, że interwencja taka musi być oparta na podstawie prawa międzynarodowego (Konwencji Wiedeńskiej). Teraz rudowłosa miss dyplomacji przekroczyła granicę wytyczoną przez ową konwencję, ustawiając sobie Polskę po „niewłaściwej stronie”.

Stojący po „niewłaściwej stronie” urzędnicy polskiego MSZ zareagowali właściwie. I dobrze.  

A rozgrzanym dyskutantom sugeruję naukę języka. Dyplomatycznego.   

sine
O mnie sine

Nic ciekawego

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka