Tajam. Szron z pleców zszedł. Klemy reumatyzmu odpuściły. Zgrabiałe palce coraz pewniej trafiają w klawiaturę. Wracam do cywilizacji, może dalej będę pisał ? Muszę tylko wrócić do formy. Oslo powitało mnie pełnym Słońcem i temperaturą 23 stopnie. Berlin jeszcze podgrzał atmosferę.
Z Berlinem tak zawsze, oni jak dołożą do pieca to nie ma zmiłowania. W Berlinie było 27 stopni. Z 4 stopni powyżej zera, z wiatru i zacinającego deszczu taki skok. Wszystko w ciągu 6 godzin. Możliwości przystosowawcze człowieka są wprost nieograniczone. Gorzej z roślinami. Aż trudno uwierzyć, że i tam 350 km za kołem polarnym, też jest czerwiec.
Te drzewka takie chude, listowie ledwie rozwinięte. Rachityczne kwiatki na klombach przed domami. Smutne pejzaże, tęsknota. Tam naprawdę człowiek czuje się samotny. Nie mógłbym tam egzystować. Jestem człowiekiem zgiełku, ruchu, dużego miasta ze wszystkimi niedogodnościami, ale coś musi się dziać. Życie w stylu " stop - klatka " nie dla mnie stworzone. Jeszcze tylko wrócę tam by obejrzeć funkcjonowanie gatunku homo sapiens w warunkach nocy polarnej i z kołem podbiegunowym daję sobie spokój.
Oslo Airport. Stojak do suszenia dorszy ?
Goahti, typowy dom Saamów, u nas zwanych Lapończykami. Jednak dziś używanie tej nazwy na określenie narodu zamieszkującego na północy Norwegii, Finlandii i Rosji zalatuje niepoprawnością.
Tromso Airport