Siukum Balala Siukum Balala
1771
BLOG

Szuwarowe opowieści. Pojednanie z Niemcami ( - kami ) Część II

Siukum Balala Siukum Balala Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 83

image

Salę wypełniała muzyka i dym papierosowy. Bardziej jednak dym, bo muzycy robili przerwy, a ludzie nie przestawali palić. Dym był nawet w perkusji. Był to czas naszej małej demokracji i ludzie mogli robić co im się podobało. Nikt nie wychodził przed restaurację " na jednego " jak to czyni się obecnie. Popiół strząsano do szklanych kafli, które stały na każdym stole. Miejsca dość. Nie odrywaliśmy się od siebie, nie robiliśmy sobie przerw, bo żadne z nas nie paliło. Tańczyliśmy cały czas. Tańczyliśmy to mało powiedziane, my przeistoczyliśmy się w parę derwiszy. Hannelore chyba bardziej. Wirowaliśmy bez pamięci.

- Mein Hannelore, mein wundervolle Augen... mein schöner Schmetterling - nie przestawałem komplementować Hannelore. Co było dla mnie, Polaka przebranego za Kubańczyka niesłychanie trudne, bałem się, że pomylę " wundervolle " z wunderwaffe, a Schmetterlinga z Messerschmittem. Choć po prawdzie byliśmy parą " messerszmitów " Wymknęła mi się kiedy pani Violetta przemieniła się w Urszulę i zaśpiewała " Konika na biegunach " Nie mogłem jej opanować. Zaczęła tańczyć samodzielnie, podskakiwała, bujała się naśladując innych. Kompletny " meserszmit " kręcący beczki nad Kornwalią w 1940 roku.


Wróciliśmy do stolika, była mocno zgrzana. Pulsowała 

- Vermutschigk ! vermutschigk ! vermutschigk !

Hannelore zaczęła domagać się kolejnej porcji vermucika. Dziwne ten wermut smakuje jak waleriana, nikomu, prócz chorym na serce, nie poleciłbym, a jej tak posmakował i nakręcił. Na oko jeszcze pół godziny i może dojść do pojednania. Należną mi osobiście część reparacji odbiorę sobie sam, bez oglądania się na kogokolwiek. Ja też powoli traciłem w oczach autofokus, jednak potarcie powiek powodowało, że ostatecznie obraz ulegał wyostrzeniu. Niestety tak działa na człowieka wysokoprzetworzony ( w ciągu technologicznym : trzcina/ cukier / rum ) produkt kubański. Mimo nieostrego momentami obrazu, zachowałem ostrość i trzeźwość myślenia. Sprawa była polityczna i gra szła o dużą stawkę. Przed 23:00 Niemcy zaczęli zachowywać się podejrzanie.

image

Spoglądali na zegarki, szeptali coś do siebie, co chwila ktoś wychodził do szatni. Wracał coś komunikował innym... i tak w kółko.Co oni do cholery szykują ? Przemknęło mi przez głowę. Kristallnacht ? Nacht der langen Messer ? Jeśli tak to będę pierwszą ofiarą swojej politycznej naiwności. Kilka minut po 23:00 zaczął się w szatni jakiś rumor, głośne rozmowy, szum. Co jest do cholery ? pomyślałem po raz drugi tej nocy. Bo zasadniczo nie myślałem o niczym poważnym, będąc owładnięty ideą pojednania. Przecież jest letnia pora, nikt nie przyszedł do restauracji w płaszczu, więc to nie może być typowa szatniarska awantura z gatunku 

- Nie mamy pańskiego płaszcza ! ... i co nam pan zrobisz ?

Rzeczywiście to nie była ta awantura. Po 23:00 z hukiem otworzyły się wahadłowe drzwi do szatni i na salę wkroczyli Niemcy z Kwatery Hitlera Wilczy Szaniec w Gierłoży.

image

- Nareszcie ! - Hannelore rozpromieniła się - myślałam, że coś się stało 

Oczywiście to nie byli tamci Niemcy, nie cofnęliśmy się w czasie. Bo wówczas moja sytuacja byłaby jeszcze gorsza. Choć byłem Kubańczykiem to nie miałem wszak przy sobie żaden kubański Ausweis und patent kapitański.

image

To była po prostu część wycieczki Hannelore, która postanowiła odwiedzić Gierłoż, a druga część wycieczki miała zadanie trzymać w restauracji stoliki. Niemcy potrafią realizować takie projekty. Mieli po drodze jakąś awarię i przyjechali ze sporym opóźnieniem. Ech ! gdyby ta pomoc drogowa z Kętrzyna dała mi choć dodatkowe pół godziny. 

Na salę weszła kolejna blondyna, wysoka jak drabina, wyższa ode mnie prawie o głowę. Hannelore poderwała się z krzesła i zataczając się pobiegła w stronę wkraczających Niemców. Już serdecznie objęta z blondyną wróciła do mnie.

- Gertrud, pozwól że ci przedstawię - to mój przyjaciel Miguel Antonio Esteban, kapitan z Kuby gorącej jak wulkan.

- Hola ! - uścisnąłem rękę blondynie - Miguel Esteban de Molinero - powiedziałem swoje kubańskie imiona i nazwisko w wersji short

- Gertrud - odpowiedziała blondyna

- Estebanie, Gertrud to moja przyjaciółka od zawsze. Była żoną hiszpańskiego pilota, mieszkała 11 lat w Madrycie, hiszpański perfect. Będzie naszą tłumaczką - Hannelore trzeźwiała z każdą chwilą. Wermucik to jednak lipa. Mogłem dogadać się z kelnerem i zaordynować jej hard drinki na bazie wódki " Bałtyk "

- Estebanie opowiesz mi jeszcze raz wszystko od początku, ja sporo rozumiałam, ale nie chcę by uciekł mi choć jeden szczegół z tego wszystkiego o czym tak pięknie po hiszpańsku opowiadałeś. W tym momencie przestałem być kubańskim kapitanem i stałem się chyba kubańskim bohaterem narodowym, poetą Jose Marti, poległem w tej bitwie. To był mój 19 maja i to była moja bitwa pod Dos Rios. Już nie żyłem. Nie znałem hiszpańskiego, a dukanie pojedynczych, znanych mi wyrazów by okrasić kulawy niemiecki, nie na wiele tu się zdały. Gertrud była zbyt czujna, zbyt trzeźwa i zbyt dobrze znała hiszpański. Zdążyłem jedynie wystękać

- Ich bin betrunken wie ein Schwein... sehr schlecht ! sehr schlecht ! wo ist die kibel !

kibel ! ... i wycofałem się na z góry upatrzone pozycje do naszego domku typu " Brda - 1 " w WOSiR.

Rano obudził mnie lekki kopniak. To przyjaciel próbował przywrócić mnie do życia.

- Wstawaj ! gdzie czapka kapitana ? jak on pójdzie na wodę bez czapki ! ?

- Czapka w recepcji, zostawiłem tam. Na pewno już zwrócili kapitanowi.

- Coś ty wczoraj nawywijał ? te Niemki szukały ciebie, myślały że coś ci się stało. Były zdenerwowane. Co to za historia z tym kubańskim statkiem ? Nie do końca rozumiałem o co im chodzi.

- A bo to zrozumiesz co tam Niemcy szprechają, nie wiem o co chodzi.

- Wstawaj za godzinę mamy być na wodzie.

- Nie mogę, jestem zatruty, to ten rum. Nigdy więcej. Weź kluczyki i dowód, spakujcie się, ja naprawdę jestem bez życia. Nie mogę ci pomóc. Naprawdę nie mogę. Moja sytuacja była odwróceniem sytuacji ministra Bartoszewskiego. On bał się za okupacji Polaków, a ja bałem się Niemców. Bałem się, że spotkam Hannelore z Gertrud i mit dzielnego kapitana Miguela Antonio Estebana - rozwożącego statkiem po krajach demokracji ludowej kubański cukier w torebkach - legnie w gruzach. Niech zostanie już tak jak jest. Późnym wieczorem, wykorzystując zapadającą noc, przesmykiem między jeziorem Tracz, a twierdzą Boyen, wyrwaliśmy się z niemieckiego okrążenia i ruszyliśmy na zachód.

image


image


image

Dalszą część historii czytelnicy znają. Właściwego pojednania polsko - niemieckego dokonał premier Mazowiecki i kanclerz Kohl podczas Mszy Pojednania w Krzyżowej. Tylko co to było za pojednanie ? ten nasz premier chudy jak zapałka, a kanclerz Kohl jak wieża Bismarcka. Nie mam wątpliwości, że moje prywatne pojednanie polsko - niemieckie byłoby ciekawsze. 

PS. Niniejsza notka zamyka definitywnie polski cykl urlopowy i na dwa tygodnie zalegnie tu cisza. Kontynuuję urlop i wyjeżdżam z małżonką moją Zofią w inne rejony. A gdzie ? wkrótce się okaże. Na razie.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości