dr Włodzimierz Nikitenko dr Włodzimierz Nikitenko
138
BLOG

Świadomość śmierci

dr Włodzimierz Nikitenko dr Włodzimierz Nikitenko Kultura Obserwuj notkę 2


Pamiętaj o śmierci – ostatnim swym celu,
gdzie nie chce iść nikt,
a odchodzi wielu ...

                                   / Sebastian Poskier /



    Śmierć jako czynnik obowiązkowy w ludzkiej egzystencji, „od zawsze” bardzo interesował cały gatunek ludzki. Działo się tak bez względu na postać, w jakiej potrafi ona wystąpić zarówno w sensie fizycznym, jak i tylko rozważań czysto teoretycznych. Choć niekiedy sama istota śmierci pozostaje jakoby wciąż nie do końca tematem otwartym, a raczej nawet tematem wprost zakazanym w niektórych środowiskach, grupach, jak również na pewnych spotkaniach. Generalnie wiadomo, że społeczeństwa państw zachodnich, a współczesnej Ameryki w szczególności, do kwestii śmierci woli odnosić się zaledwie w jej konkretnych przypadkach. Takie zachowanie najprawdopodobniej uwarunkowało się kontekstem nie do końca zrozumiałego patriotycznego i narodowego moralizatora w postaci twierdzenia, iż nie ma nic lepszego jak życie doczesne, ponieważ co następuje po śmierci, jest wprost nieprzewidywalne. Amerykanie są natomiast w zdecydowanej większości na pewno realistami na miarę – „tu i teraz”.
     Podobnie ma się sprawa z profesjonalnym przygotowaniem chociażby personelu medycznego nie tylko na kontynencie amerykańskim do zjawiska śmierci. Dopiero okres ostatnich 20-40 lat próbował podjąć próbę częściowego przygotowania do postępowania z ludźmi umierającymi. Działo się tak zarówno od strony fizycznej, czyli bardziej – ludzkiej – ale też od strony technicznej, z użyciem stosownego sprzętu i aparatury medycznej wspomagającej proces ulżenia cierpieniu pacjenta poprzedzającym sam moment śmierci w tym ostatnim aspekcie. Uczono nawet m.in.: postępowania tzw. „pielęgnacji pośmiertnej”, czyli czysto praktycznego przygotowania zwłok do wydania ich rodzinie. Nie uczono wciąż jednak: jak, kiedy, o czym, czy w ogóle rozmawiać z osobą umierającą. Niestety, faktem pozostaje, iż w okresie pierwszych lat realizacji „nowego” modułu w programie ”zawodowego” kształcenia na płaszczyźnie medycyny, tak naprawdę, problematykę tę zredukowanego zaledwie do jednego, lub …kilku wykładów monograficznych prowadzonych dla przyszłych lekarzy, pielęgniarek, jak i pozostałego „w branży” personelu medycznego, z końcem ostatnich semestrów kształcenia. Czyli, mówiąc wprost, nic osobliwego ten nie wnosi w faktycznie zdobytą wiedzę medyczną. Generalnie, w zespołach opieki medycznej amerykańskich szpitali, obowiązuje wciąż fundamentalna zasada zachowywania „dyskretnego” milczenia stosowanego leczenia i rozpoznania chorobowego, która jest bezwzględnie przestrzegana w przypadku ludzi śmiertelnie chorych. Właśnie względem tego, sami członkowie opieki medycznej – zarówno lekarze, jak i pielęgniarki – pracując wśród „takich” pacjentów, skarżą się na znaczne wyczerpanie psychiczne i trudny do wyciszenia w czasie swojego rodzaju rozstrój nerwowy. Ponadto maksymalnie, według przyjętej zasady, starają się unikać bezpośredniego kontaktu z pacjentami umierającymi, by być zwolnionym z odpowiedzi na ich zbyt dociekliwe czasami pytania o stan zdrowia, postawioną diagnozę perspektywę dalszego życia własnego…
Naiwnym wydaje się fakt, iż generalnie ci pacjenci zdają sobie w większości sprawę ze swojego stanu, tylko wobec rzetelnego braku wiedzy, szukają potwierdzenia w prawdziwości informacji. Ciągle jednakże trwa fundamentalny dylemat na płaszczyźnie i moralnej, etycznej, prawnej i wreszcie czysto ludzkiej: na ile i czy w ogóle pacjentowi należy powiedzieć, czy nie, jaki jest jego prawdziwy stan zdrowia?
Realia amerykańskiego świata „stylu życia i postępowania”, przenoszą się i powielają jako gotowe wzorce do innych państw szeroko pojętego Zachodu, a więc gównie Europy Zachodniej. Również coraz częściej, spotkać je można w państwach (częściowo nowych członkach Unii Europejskiej) spoza byłej ponad półwiekowej <żelaznej kurtyny>. W chwili obecnej, najprawdopodobniej około 70 % społeczeństwa zachodniego nie umiera już w swoich domach, a właśnie w szpitalach, domach spokojnej starości i zakładach-fundacjach, zwanych także „hospicjami” dla chorych terminalnie (najprościej mówiąc: „z czasowo zawieszonym” jeszcze za tę nieprzekraczalną furtę bez klamki”). Czasami, choć rzadko, do samego „końca” osoba umierająca pozostaje pod „dochodzącą” opieką rodziny i przyjaciół. Najczęściej jednak, pozostaje zdana na siebie, czyli – sama, co ma potwierdzić tylko oddalanie problemu od świata żyjących, „... no bo skoro jej i tak nie można już pomóc...”. Otóż to wcale nie jest jeszcze właściwy koniec poruszonej płaszczyzny. Przeważająca większość „odchodzących”, pozostaje bez styczności z aktualną rzeczywistością, umierając w stanie tzw. śpiączki  lub bez świadomości.  Tego typu śmierć jest i najprawdopodobniej będzie coraz częstszym przypadkiem aktualnej cywilizacji. Dlaczego? Otóż po pierwsze znacznie wzrósł okres życia człowieka, a więc znaczny odsetek ludzi dojrzałych „dożywa” sędziwego wieku. Po drugie, m.in. z powodu stałego rozwoju cywilizacyjnego, a więc i postępu technicznego, jesteśmy w bardzo dużym stopniu skazani na choroby przewlekłe, które szeroką gamą będą towarzyszyć obecnym i późniejszym pokoleniom, chociażby z powodu coraz bardziej sztucznej (chemicznie zbliżonej do „doskonałości” ?!) żywności i coraz większego skażenia oraz projektowania i programowania sztucznych warunków, w jakim spędzać nam przyszło nasze życie doczesne. To niby jedna strona narastającego bezustannie problemu. Druga, jest tylko trochę inna, ale czy naprawdę?... Otóż pozostaje kwestią wciąż otwartą, czy lekarz i towarzyszący jemu personel medyczny ma chociażby najmniejsze prawo taić informację o zbliżającej się śmierci tylko dla siebie, nie dając umierającemu możliwości zakończenia przynajmniej części swoich ziemskich spraw w zgodzie ze swoim sumieniem i wolą? Wiadomo – ktoś na pewno musi wziąć odpowiedzialność na siebie za wyrażenie owej tragicznej informacji. Do końca też nie wiadomo, czy ma to zrobić lekarz, czy pielęgniarka, czy powinien ktoś z rodziny. Z czysto medycznego punktu widzenia, lekarze bardzo często szukają chociażby częściowego usprawiedliwienia dla stanu umierającej osoby – większość pozostaje przecież poza świadomością, ponieważ pacjent nie reaguje na bodźce zewnętrzne poza sferą odżywiania komórkowego. Ponadto, prawie zawsze towarzyszy śmierci w murach szpitala zasadniczych kilka czynników, stanowiących naturalną przeszkodę do skrywania faktycznej tajemnicy:
-  pacjent umierający może sam być lekarzem, osobą personelu medycznego bądź w sposób pośredni znać się na medycynie i doskonale rozczytuje wyniki i zabiegi medyczne wokół niego, a więc doskonale orientuje się, że stoi w obliczu śmierci;
-  pacjent jest ofiarą wypadku, zdarzenia, katastrofy i stan jego zdrowia pozwala uzmysłowić sobie własne poważne, a nawet krytyczne zagrożenie życia;
-  pacjent tak naprawdę może nie chce znać faktycznego stanu swojego zdrowia i tego, iż umiera; gdyby naprawdę chciał to bez wątpienia znalazłby sposób na „dotarcie” do potrzebnych mu informacji;
-  personel medyczny obsługujący pacjenta, ze względów czysto organizacyjnych szpitala, lecznicy, zakładu ułatwia utajnienie informacji o stanie zdrowia pacjenta, bo historia jego schorzenia znajduje się w innym miejscu niż on leży; ponadto charakterystyczna specyfika zawodu i języka medycznego, sama stwarza okazję i warunki pozwalając na ukrywanie prawdy przed niczego nie rozumiejącym pacjentem;
-  niewiedza pacjenta o zbliżającej się śmierci, może być powodowana wyraźnym życzeniem zachowania tajemnicy w interpretacji rodziny i krewnych (kultura Dalekiego Wschodu jest akurat w tym przypadku diametralnie różna od naszej, gdzie licznie gromadzi się rodzina, aby towarzyszyć odchodzącemu z tego świata w ostatnich momentach jego ziemskiego żywota)
-  współtowarzysze w chorobie – inni pacjenci z sali, zazwyczaj nawet gdy wiedzą o zbliżającej się śmierci pacjentki/pacjenta raczej na pewno nie podzielą się z nim tą informacją, z bardzo różnych, a także niejednokrotnie bardzo osobistych powodów (inaczej sprawa w tym przypadku wygląda m.in. w tzw. hospicjum (zakładzie fundacyjnym), gdzie wszyscy pacjenci przyszli szczególnie po to, by tam właśnie spokojnie umrzeć, a jedynym dzielącym ich warunkiem jest tylko i wyłącznie czas – jedni już, inni jutro, jeszcze inni po jakimś czasie). Wszystkie te przypadki podają możliwość niepewności dla osoby umierającej ale świadomej, która może nie wiedzieć jaki jest jej ostateczny stan zdrowia i życia.
Nierzadko w szpitalach, personel medyczny tworzy wokół umierającego pacjenta specjalnie sztucznie fabrykowaną przesłonę stanu rzeczywistego. Niby zdawkowo, niby przypadkiem opowiada kłamstwa o podobnych zdarzeniach i szczęśliwym zakończeniu. Kiedy indziej znowu karmi pacjenta historiami „wyssanymi wprost z palca”, pozostającymi dalej niż bliżej realiów rzeczywistości. Czasami serwuje pacjentowi serię dodatkowych, choć zupełnie bezcelowych badań i zabiegów, tylko i wyłącznie w celu zmiany jego sposobu myślenia i postrzegania, dla jeszcze większego kamuflażu całości. Oczywiście zawsze tenże personel zmuszony jest zachować milczenie w kwestiach istotnych, ponieważ zmiany dyżurne mogłyby przez przypadek odkryć faktyczną tajemnicę przez pacjentem, a to pod żadnym pozorem nie może po prostu nastąpić. Generalnie, zawsze sygnałem dla pacjenta, iż jednak nie jest tak dobrze jak wokoło mówią, jest jego pogarszający się stan, towarzyszące temu niezrozumiałe objawy. Czasami jest to przypadkowy zaobserwowany wyraz twarzy personelu bądź rodziny. Czasami jednak sam personel zmuszony jest przerwać panującą „zmowę milczenia”, ponieważ w ostateczności musi wezwać księdza do posługi tzw. ostatniego namaszczenia.   Czasami wypisuje się nawet takiego pacjenta do domu, by tam spokojnie umarł wśród swoich bliskich, oczywiście nie informując go o tym fakcie, ponieważ osiągnięta wiedza medyczna nie potrafi udzielić już skutecznej praktycznej pomocy…
Są także, choć rzadko, wygodne dla medycyny przypadki, kiedy to sam pacjent mówi otwarcie o swojej zbliżającej się coraz wyraźniej śmierci. Zdecydowanie w amerykańskich szpitalach personel jest za tym, by pacjent był nieświadomy swojego stanu. Lekarze wolą milczeć na ten temat i wtedy, cała odpowiedzialność ogólnoludzka spada oczywiście na niższy personel medyczny – pielęgniarki. Niestety, pacjenta się po prostu zwyczajnie oszukuje. Umiera więc w nieświadomości i nawet w kontekście ogólnoludzkim, nie może podziękować personelowi medycznemu za ostatnią opiekę nad jego osobą...

Starsze artykuły nadal dostępne są pod adresem: https://justpaste.it/u/edlesz

Jeżeli odpowiada Ci mój sposób postrzegania, zapraszam do innych publikacji mojego autorstwa na portalach: www.historia.org.pl; www.racjonalista.pl; https://justpaste.it/u/edlesz  oraz w szeroko rozumianej przestrzeni Internetu, choć nie tylko…  


Literatura wspomagająca:

•    Encyklopedia Powszechna PWN, t. 1-5, Warszawa 1973-1989.
•    Kopaliński W., Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 1991.
•    Pearson L.(red.), Śmierć i umieranie – postępowanie z człowiekiem umierającym, wyd. 2, tłum.: B.Kamiński, Warszawa 1975.
•    Szymczak M.(red.), Słownik języka polskiego, t. 1-3, Warszawa 1978-1981.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura