Najgorszym wrogiem wiedzy.
nie jest niewiedza,
ale – wiedza połowiczna…
/ Enrico Fermi /
Wiele następujących po sobie przemian losowych i zdarzeń jednostkowych bądź cyklicznych, mających miejsce w różnych okolicznościach, jak i częściach świata, od dziejów najdawniejszych, bliższych nam, a nawet współczesnych, przybiera czasami taki, a nie inny charakter najczęściej z powodów tylko czysto prozaicznych. Po prostu, ktoś czegoś do końca nie usłyszał, czegoś nie zrozumiał, bądź pojął ale zupełnie na własny tylko sposób, a więc najczęściej odwrotnie i niewłaściwie, co nie znaczy, że akurat źle, zinterpretował nie tak jak powinien… Generalnie, zawsze wynikało to, lub nadal pozostaje, brakiem niezbędnej w tym przypadku koniecznej wiedzy, bądź zaledwie przyjmowaniem pewnych bliżej nieokreślonych trendów, opinii, mody, a nawet zupełnie skrajnych sądów, w stosunku dla tej właśnie płaszczyzny bądź problemu – jakoby faktycznej i najprawdziwszej w i e d z y…
Mimo znacznego upływu czasu odległych setek, a nawet dziesiątek ostatnich lat, do dziś nie przebrzmiały spory, na wciąż irytujące tematy rzeczywistych mieszkańców Kresów, jak i związanych z nimi konfliktów. Tajemniczym ciągle dla znacznej większości społeczeństwa chyba nie tylko polskiego, pozostaje w zderzeniu dnia codziennego, jak i zależności historycznej, kulturowej bądź społecznej, określenie etnicznej grupy Łemków, oraz powiązanych z nimi więzami krwi, ale nie tylko – Ukraińców, jak również – Polaków. Węzeł niejasności, towarzyszących temu zadrażnień, oraz ból wzajemnych relacji, ujawnia ciągle nowe jakieś, do tej pory pozostające zakryte karty wspólnej tragicznej historii. Ciągu zdarzeń, które nie wiadomo niby dlaczego, celowo ukrywano, przeinaczano, przedstawiano w błędnym świetle. Szczególnie jaskrawego odcienia, nabrały one w okresie lat 1942-1944. Wtedy bowiem, za pośrednictwem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (dalej: OUN), oraz ich zbrojnego ramienia – Ukraińskiej Powstańczej Armii (dalej: UPA), rozpoczęły się i nasilały represje wobec cywilnej (choć nie tylko) ludności polskiej, po słynną rzeź wołyńską włącznie (zamordowano wówczas na tle tzw. czystek etnicznych tylko około… 80-100 tysięcy cywilnych obywateli polskich, natenczas mieszkańców Kresów).
Wzajemnie pochłaniająca się asymilacja narodowa Polaków, Łemków i Ukraińców, wynikająca z miejsc zamieszkania i narodowościowego „mieszania” zawieranych małżeństw i ich potomstwa, budowała raz pewność i bezpieczeństwo, a raz problemy i kłopoty każdego kolejnego dnia już od około wieku XIV, aż do czasów ostatecznego rozbioru państwa polskiego. Czasy zaborów i „zrywów” narodowych powstań, raczej znów cementowały ten układ we wspólnej walce przeciwko Rosjanom: najpierw Rosji carskiej, a następnie Rosji czerwonej. Problem powrócił, wraz z kolejnych odrodzeniem państwowości polskiej i kolejnymi wojnami o zasięgu światowym. Mało tego, spowodował nawet, iż na ziemiach obecnych terenów pogranicza Polski i Ukrainy, do roku 1944, z wyraźną przewagą ku stronie polskiej, zamieszkiwało ten obszar około 640 tysięcy Ukraińców i Łemków, oraz ewentualnych „mieszańców” obu tych grup. Dopiero „porządki” Stalina na nowo przywołały problem, jak i konieczność jego ostatecznej regulacji. Otóż z dniem 9 września 1944 roku, mocą porozumienia komunistycznego zalążka rządu polskiego – Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (dalej: PKWN), z rządem komunistów sowieckiej republiki ukraińskiej, rozpoczęło falę repatriacji, jak i przesiedleń strony polskiej z terenów byłych Kresów Wschodnich. Osadzano przesiedleńców od razu na obszarze tzw. Ziem Odzyskanych, które dopiero co wracały po latach niebytu znów w granice państwa polskiego. Według oficjalnych danych, w okresie lat 1944-1946, z terenów natenczas już Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (dalej: USRR) stanowczo przymuszono do emigracji około 790 tysięcy takich osób. Natomiast ludność jakoby z czystym rodowodem ukraińskim, zmuszano z kolei do powrotu na niby rdzenne jej ziemie, aktualnie utworzonej republiki USRR. Namacalnym dowodem zaistniałej sytuacji, było wysiedlenie na Ukrainę około 490 tysięcy takich osób do końca roku 1946. Faktycznie do mniej więcej połowy roku 1945, przesiedlania ukraińskie posiadały status dobrowolności. W kolejnym czasie – wyraźnego ociągania się Ukraińców do przesiedleń, całkiem poważnie już straszono ich odwetem polskim za popełnione mordy, przymuszano surowym traktowaniem przy obowiązkowych dostawach płodów rolnych, oraz kolektywizacją rolnictwa. Jako dowody takiego postępowania, pozostawała chociażby miejscowość – Pawłokomy oraz Piskorowice, gdzie wymordowano w każdej z tych wsi, jej ukraińskich mieszańców i Łemków po około 300 osób, jakoby rękoma lokalnych polskich organizacji „reakcyjnego podziemia”, wciąż podległego rządowi w Londynie. Miejscowe oddziały UPA, nie pozostały dłużne na ten fakt i odemściły się na Polakach w miejscowościach: Wiązownica k/Jarosławia (zamordowano około 100 osób cywilnych) oraz Borownica na Pogórzu Przemyskim (zamordowano około 60 osób). Wzajemne mordy przerwano dopiero około połowy roku 1945, gdy oddziały AK-WiN i UPA wspólnie opanowały Hrubieszów i nasiliły walkę z Sowietami. Zorganizowana akcja komunistów polskich wespół z władzami sowieckimi, postanowiła wówczas usunąć „te inne narody” siłą z zajmowanych terytoriów. Kierowane w te regiony frontowe oddziały Wojska Polskiego (dalej: WP), także nie szczędziły sobie w używaniu, a szczególnie – nadużywaniu – powierzonej im siły i władzy. W nadmiernej mnogości powtarzały się natenczas gwałty, grabieże i mordy, z których pamiętnie zapisały się chociażby w miejscowościach: Zawadka Morochowska oraz Terka. Kontrofensywa oddziałów UPA, niszczyła z kolei drogi, mosty, połączenia kolejowe i łączność. Miała przy tym na uwadze darowanie życia napotykanym cywilom, choć nie zawsze do końca się to udawało: np. w Jasielu, gdy rozbrajano oddział Wojsk Ochrony Pogranicza, 20 osobom darowano życie, ale 60 rozstrzelano; we wsi Nowosielce spalono wieś z 17 cywilami łącznie. Sztandarowym przy tym hasłem UPA, a kierowanym do ludności „innej”, pozostawało natenczas: „Idziemy bronić waszych wsi”.
Ta coraz bardziej zaangażowana „wojna domowa”, zaczęła w pełni przybierać na sile od dnia 28 marca roku 1947. Wtedy bowiem w zasadzce zginął, jakoby przypadkiem, coraz bardziej niewygodny dla aktualnie wzmacniającej się władzy, zbuntowany już wyraźnie przeciwko sowieckiemu przemocą narzucanemu reżimowi, komunistyczny bohater polski z Hiszpanii – gen. Karol Świerczewski „Walter”. Rząd Polski podjął wówczas decyzję od dnia następnego – 29.03.1947 r., rozpoczęcie słynnej – Akcji WISŁA. Akcji, która miała na celu całkowite oczyszczenie państwa polskiego i pogranicza z Sowietami z ludności ukraińskiej, jak również z bandyckich działań zbrojnych. Rezultatem tych zmasowanych zabiegów do końca lipca roku 1947, było wysiedlenie dalszych 140 tysięcy osób z rodowodem ukraińskim lub łemkowskim, a tak naprawdę wszystkich „innych”, a nawet, nie zaliczających się do żadnej z tych grup, ale podejrzanych chociażby tylko o sympatię ku nim. Szczególnych „sympatyków” przy tym, w wartości około 76 tysięcy osób, skierowano od razu na tzw. socjalistyczne wychowanie w głąb państwa sowieckiego do pracy w łagrach poza naturalną granicę Uralu, gdzie sowieckie służby potraktowały ich z „należytym szacunkiem”. Wszystkich „innych” po stronie polskiej, celowo rozbijając ich rodziny, najczęściej poprzez rozdzielanie, kierowano transportem kolejowym, przeważnie przez węzeł kolejowy – Oświęcim na nowe polskie Ziemie Zachodnie. Z zachowanych danych do 27 lipca roku 1947, jednak nie do końca pełnych i nie wiadomo na ile faktycznie prawdziwych, przez Oświęcim przepuszczono łącznie tylko… 269 transportów. Z tej wartości rozdzielono na pewno: 121 w region Pomorza, 74 w region Dolnego Śląska, 37 do Olsztyna, 31 do Poznania, oraz 6 do Lublina.
Wiadomo, że pierwszy wyraźnie skonkretyzowany transport z ukraińskimi „bandytami” (z każdego przejeżdżającego transportu przesiedleńców kierowanych na Ziemie Odzyskane, wybierano od kilku do kilkudziesięciu osób najbardziej „podejrzanych” o udział w „bandzie zbrojnej UPA” lub czynnie z nią współpracujących), dotarł do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie, gdzie zamierzano ich właściwie przygotować do życia w socjalistycznym społeczeństwie, już od dnia 9 maja 1947 roku. Znaczy to, że zaledwie… w 12 dni po rozpoczęciu operacji wysiedleńczej Akcji WISŁA. Zawierał tylko – 17 osób (więźniem Nr 1, była 18 –letnia Maria Baran c. Piotra i Anny z miejscowości Łukowa z powiatu Lesko). W cztery dni później – 13 maja, przywieziono kolejne – 67 osób, a dzień później, czyli 14 maja – 258 mężczyzn i 49 kobiet dostarczono do obozu w Jaworznie z aresztu Urzędu Bezpieczeństwa (dalej: UB), w Sanoku. Osoby te poddawano niekończącym się cierpieniom fizycznym i psychicznym, znęcając się nad nimi biciem, wyzwiskami, stosowaniem stałej odpowiedzialności zbiorowej. Osadzenie ich wszystkich w tym miejscu – Obóz Pracy Jaworzno, nie miało najmniejszego chociażby cienia podstawy prawnej. Wszystko bowiem opierało się tylko i wyłącznie na decyzji ówczesnego komunistycznego Biura Politycznego Polskiej Partii Robotniczej (dalej: BP PPR). Najprawdopodobniej wówczas też, dopracowano detale założeń do szczegółowego postępowania z ludnością ukraińskojęzyczną, osadzaną na dołączonych do Polski już wtedy terenach Ziem Odzyskanych, czyli: Dolnego Śląska, Pomorza, Warmii i Mazur. Wytyczne te przybierały charakter wielce pomocnych wskazówek do zastosowania dla miejscowych organów UB, oraz lokalnej władzy komunistycznej. Traktowały m.in.:
· dopuszczały, akceptowały i stwarzały warunki umożliwiające całkowite zniszczenie więzi rodzinnych grup ukraińskojęzycznych, nawet jeżeli posiadały one uprzednio więzi i korzenie rdzennie polskie, za pomocą maksymalnego rozproszenia członków rodzin z dala od siebie, z wyraźnym i ostatecznym zakazem powrotu, oraz nasilaniem procesu wynarodowienia poprzez polonizację w nowym otoczeniu społeczeństwa;
· zgadzały się w pełni świadomie na fizyczne unicestwianie rzeczywistych członków zbrojnego podziemia ukraińskiego, poprzez wykonywanie w stosunku do nich bezwzględnie kary śmierci;
· kierowanie do Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie (podobóz ukraiński), wszystkich członków inteligencji ukraińskiej, świadomych Ukraińców i Łemków w tym przede wszystkim nauczycieli, lekarzy, prawników tego pochodzenia oraz duchowieństwo wyznania grekokatolickiego i prawosławnego; ponadto członków rodzin wysoko ustawionych w hierarchii tegoż społeczeństwa; oczywiście li tylko dlatego, że wszystkie te „podgrupy” nie dawały żadnej pewności na chęć i zamiar uległości wobec aktualnych polskich władz komunistycznych (przypisywano im w momencie aresztowania od razu: skrajny nacjonalizm; szczególnie zagrożenie niebezpieczeństwa dla Polaków; celową rezygnację jakoby z wyjazdu – powrotu na „ojcowskie” ziemie przynależne już wówczas do ZSRR )
· niezależnie od prowadzonych operacji wysiedleńczo-repatriacyjnych Akcji WISŁA, żołnierze, funkcjonariusze UB i Milicja Obywatelska, miała wówczas za zadanie aresztowanie Ukraińców i Łemków oraz sprzyjających im Polaków na terenie całego kraju – od Gdańska aż po Zakopane, Od Szczecina i Bogatyni aż po Suwałki i Sanok.
Przy czym spełniając wszystkie powyższe zalecane szczegóły operacyjne, ludność ukraińskojęzyczna ładowana na transporty przesiedleńcze, od razu też „sortowana” była według następującego podziału z odpowiednią adnotacją na listy transportowe:
A – osoba niebezpieczna i notowana przez UB
B – osoba podejrzana i notowana przez zwiad wojskowy
C – osoba notowana przez dowódcę oddziału wysiedlającego lub jego „aktyw”
Uzupełniająca te szczególne wytyczne – Instrukcja Akcji WISŁA, każdorazowo dopowiadała wyraźnie jej wykonawcom: „każda z tych liter, jest symbolem kategorii ludzi, których należy bezwzględnie wyeliminować jako podejrzanych…”.
Całością operacji tego selekcjonowania, oraz umieszczania w obozie koncentracyjnym Jaworzno, w stosunku do ludności ukraińskojęzycznej w ramach Akcji WISŁA, kierował natenczas osobiście ówczesny wiceminister UB – pułkownik Grzegorz Korczyński. Tylko w pierwszej fazie tej zmasowanej akcji, wśród aresztowanych znalazło się m.in.: 2 lekarzy, dorożkarze z Gdańska i… Krynicy z pochodzeniem ukraińskim, 21 nauczycieli, 22 duchownych grekokatolickich i 5 prawosławnych, a nawet… byli żołnierze WP walczący w Kampanii Wrześniowej 1939, chłopi ukraińscy, jak również kobiety z dziećmi z okolicznych wsi ówczesnego powiatu Tomaszów Lubelski, kierownik lokalnej rafinerii ropy i 2 inżynierów. Na pewno należy zwrócić przy tym uwagę, iż właśnie wtedy także wciąż szerzono w polskiej świadomości, ogromną falę żywej nienawiści, strachu i denuncjacji przeciwko tym ludziom.
Do obozu wywożono nawet całe rodziny, tylko za to, że uznawali się Ukraińcami bądź Łemkami. Bardzo często wtedy również już, wszelkie donosy i „usłużne meldunki” kierowane przeciwko osiedleńcom zza Buga do UB, były w przeważającej większości bezpodstawne i całkowicie zmyślone, bądź sugerowane czysto komunistyczną propagandą na konieczność wyszukiwania – ukraińskich bandytów w spokojnym powojennym społeczeństwie polskim. Dopiero z dniem 22 maja roku 1948, do Jaworzna dotarła faktyczna 112 osobowa grupa rozbrojonego oddziału UPA, przechwyconego na terenie Czechosłowacji i deportowana w trybie natychmiastowym do Polski. Niestety, dwa dni później wywieziono ich wszystkich do Krakowa, skąd trafili prosto w ręce Sądów Rejonowych Przemyśla i Rzeszowa. Większość z nich została też od razu skazana na śmierć i bez chwili zwłoki – stracona.
W okresie funkcjonowania w Jaworznie podobozu ukraińskiego w latach 1947-1949, łącznie więziono w nim – według dostępnych, o ile nie do końca zafałszowanych danych, około 4000 osób. W większości osoby te wywodziły się z województwa rzeszowskiego – około 2.600 (mieszkańcy 12 powiatów, czyli 454 miejscowości); z województwa lubelskiego około 800 (mieszkańcy 7 powiatów, czyli ze 157 miejscowości), oraz województwa krakowskiego (z miasta Krakowa i 3 powiatów, czyli 35 miejscowości). Warto przy tym wciąż zachować w pamięci, że w tej ogólnej wartości, zaistniała także bardzo trudna ciągle do ustalenia grupa rodzimej ludności polskiej, oskarżonej bądź to o czynny udział, bądź tylko o sprzyjanie działaniom UPA
Najprawdopodobniej pierwszą osobą, która zginęła w podobozie ukraińskim w Jaworznie z dniem 14 czerwca roku 1947, był – 51 letni Michał Ogarek posiadający obozowy Nr 343, rolnik ze wsi Czaszyn z powiatu Lesko.
Wciąż szemraną tajemnicą, pozostaje także stosowanie metod postępowania przez wojskowy nadzór obozu w stosunku do uwięzionych, o czym świadczą zachowane do chwili obecnej raporty codzienne, pełne wytłumaczeń wprost rodem z przedszkolnego podwórza. Mało, utrzymujące do granic wytrzymałości bezczelnego spokoju i prawnie usankcjonowanej przez władze komunistyczne bezkarności, przy skrajnie wymyślnej brutalności stosowanej w trakcie jakoby „przesłuchań śledczych”, gdzie normą pozostawało chociażby na początek bicie kolbami karabinów, pałkami gumowymi bądź drewnianymi, rażenie prądem elektrycznym, lub wbijanie szpilek pod paznokcie. Z okazji różnych świąt uznanych przez cerkiew ukraińską – dla przykładu świętego Piotra i Pawła z dniem 12 lipca (wg kalendarza gregoriańskiego – 29 lipca), dość popularne były tzw. procesje ukraińskie. Polegały one głównie na „przeganianiu” osadzonych przez szpaler straży obozowej, złożonej z żołnierzy i osób funkcyjnych obozu, w trakcie której bezlitośnie więźniów bito i kopano.
Wiadomo również, iż najprawdopodobniej w okresie maja-grudnia roku 1947, na terenie tej właśnie – ukraińskiej – części obozu, „terminowały” w specjalności przesłuchań śledczych co najmniej dwie specjalne grupy powołane z ramienia UB. Jedną kierował major – Józef Bik, a drugą kapitan – Wysocki. Każda z tych grup zbudowana była zarówno z kilkudziesięciu profesjonalnych funkcjonariuszy UB, jak i kursantów Centralnej Szkoły UB w Łodzi (jej skład tworzyli delegaci UB z obszaru całego ówczesnego państwa polskiego, wspomagani przez sowieckich oficerów służb specjalnych).
Naczelną zasadą tego specyficznego miejsca, była na pewno „święta” reguła, zakładająca fizyczne wyniszczanie osadzonych. Więźniów, w opinii ich oprawców zawsze uważano za element: „…o niskiej kulturze bytu i życia, przywiezieni zostali do obozu w podartej i brudnej oraz długi czas nie zmienianej odzieży i bieliźnie, zawszeni. Swym niechlujnym trybem życia przyczynili się do rozszerzania i wybuchu różnego rodzaju chorób epidemicznych. Pozbawieni wszelkich zasad higieny i kultury, wygłodzeni po długim okresie pobytu w lasach, rzucali się jak dzicy na surowe i niemyte ziemniaki, buraki, marchew, itp., pili wodę z beczek przeznaczonych jako zapas na wypadek pożaru, mimo możliwości zaopatrzenia się w wodę zdatną do użytku… (…) … obserwacje czynione na miejscu utwierdzały w mniemaniu, że Ukraińcy w świadomy sposób sabotują zarządzenia wydane przez kierownictwo obozu, celem utrzymania go na odpowiednim poziomie sanitarnym, w ten sposób, że mimo normalnego wyżywienia przewidzianego normami Departamentu Więziennictwa i Obozów, to jest 2.400 kalorii (przyp. autora: tylko na papierze tegoż raportu) – to niejednokrotnie, co też świadkowie (przyp. autora – funkcyjni tegoż obozu) potwierdzają: jedzą surowe ziemniaki niemyte, buraki, marchew, w które to produkty zaopatrują się będąc użytym przy wyładowywaniu wagonów (…) jako jeden z czynników sprzyjających powstawaniu epidemii tyfusu, można podkreślić fakt niedostarczenia przez kierownictwo obozu, na skutek zakazu grupy śledczej UB, papieru klozetowego, co przy niskim stanie kultury i nieprzestrzeganiu zasad higieny (mycia rąk) może spowodować wybuch duru brzusznego, tym bardziej, że ci sami ludzie żywność roznoszą po swoich salach i zapewne rąk nie myją przed jedzeniem; baraki UPA są przeludnione, ponadto odczuwa się brak słomy; Ukraińcy są pozbawieni w większości wypadków bielizny i ubrań, co uniemożliwia im mycie codzienne, posiadanie zaś ubrania są w tak opłakanym stanie, że nie mogą opuścić baraku...”.
K’woli wyjaśnienia, w tym miejscu na pewno należy dodać, iż warunki życia w tym podobozie uległy zasadniczej zmianie od czasów budowy i „dzierżawienia” go przez faszystowskie Niemcy. Otóż, więźniowie zatrudniani przez faszystów w obozie koncentracyjnym Jaworzno (jako jednej z filii Oświęcimia), po ciężkiej około 12 godzinnej pracy w kopalni, spali wprawdzie na piętrowych pryczach drewnianych, posiadając jednakże papierowe sienniki i poduszki wypychane słomą oraz po dwa koce do przykrycia na osobę. Teraz, za czasów zniewolenia totalitarnego, więźniowie leżeli na gołych deskach bez żadnego przykrycia. Ponadto warto docenić zestawienie wartości ogólnej. Otóż, za czas trwania niemieckiego obozu koncentracyjnego w okresie II wojny, zamordowano i zmarło w nim (późniejszym całym COP) do roku 1944 (do momentu wyzwolenia) tylko … 2000 więźniów, natomiast w okresie przemocy totalitarnej tylko w latach 1947-1949 na terenie całego COP (nie tylko w podobozie ukraińskim), zginęło około …7000 osób. Naiwną przewrotnością pozostaje także nazwa podobozu dla tej grupy – „Obóz pracy”. Wiadomo, że tylko bardzo nieliczną grupkę zatrudniano w obozowych warsztatach stolarskich przy wyrabianiu mebli dla kadry, w szwalni – gdzie szyto i naprawiano umundurowanie dla wojska i służb więziennych, oraz warsztatach rymarskich i szewskich trudniących się wyrabianiem i naprawą wyrobów skórzanych. Przeważająca większość uwięzionych natomiast, pozostawała przez cały czas w barakach bez najmniejszego chociażby zatrudnienia. Nie wolno im było ani siedzieć, ani leżeć w dzień na łóżkach, a tylko i wyłącznie czekać, oraz być przygotowanym do kolejnego, niekończącego się „przesłuchania śledczego”, w trakcie którego, oczekiwano od nich złożenia wreszcie oświadczenia o czynnej współpracy z bandyckim podziemiem UPA, za co od razu mogła ich dosięgnąć nieubłagana i ostateczna – kara śmierci. Znaczna ilość uwięzionych, nawet według raportów osób kontrolujących stan faktyczny prokuratorów wojskowych, była zdecydowanie gorzej traktowana niż prawdziwi oprawcy – jeńcy faszystowscy: oficerowie, podoficerowie, żołnierze. Faktycznie, przeważająca liczba Ukraińców, Łemków i Polaków, uzyskała już nawet formalne zwolnienie z tego miejsca, ponieważ stwierdzano brak w stosunku do nich jakiegokolwiek rzeczywistego dowodu winy. Mimo to, pozostawali dalej więzieni i poddawano ich wzmożonym i niekończącym się represjom. Mało, w tej więzionej grupie, ponad 1000 osób stanowili tylko… nieletni, kobiety ciężarne, starcy i obłożnie chorzy… gdzie więc zatarł się powielany wciąż przez komunistów rysunek straszliwego, nienawistnego i ociekającego krwią „Ukraińca-bandyty”???!!!
Jeżeli podoba się Tobie moja interpretacja historii i śmierci, szukaj mnie też na www.eioba.pl; www.historia.org.pl; www.racjonalista.pl
LITERATURA:
· Archiwum Państwowe Katowice, Księga główna więźniów śledczych (Ukraińców), Nr 1, 4, 5.
· Archiwum Państwowe Kraków, Państwowy Urząd Repatriacyjny, sygn.. 25, k. 197-213.
· Archiwum Państwowe Kraków, WUBP, sygn. 8 Sprawozdanie por. Jakuba Hammerschmidta dla MBP za III i IV kwartał 1947 roku z 31.XII.1947 r.
· Archiwum Państwowe Kraków, WUBP, sygn.. 11 Sprawozdanie por. dr Bronisława Jakobi z 18.XI 1947 r.
· Czajka M., Kamler M., Sienkiewicz W., Leksykon historii Polski, Warszawa 1995.
· Hryciuk H., Przemiany narodowościowe i ludnościowe w Galicji Wschodniej i na Wołyniu w latach 1931-1948, Toruń 2005.
· Miroszewski K., Woźniczka Z.(red.), Obóz dwóch totalitaryzmów Jaworzno 1943-1956 (materiały z konferencji naukowej – kwiecień 2006 r.), Jaworzno 2007.
· Misiło E., Akcja WISŁA, Warszawa 1993.
· Misiło E.(red.), Repatriacja czy deportacja. Przesiedlenia Ukraińców z Polski do USRR 1944-1946, t. 1-2, Warszawa 1996-1999.
· Siemaszko W. i E., Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945, t. 1-2, Warszawa 2000.
· Stegner T.(red.), Polacy o Ukraińcach, Ukraińcy o Polakach (materiały z sesji historycznej), Gdańsk 1993.
· Szymczak M.(red.), Słownik języka polskiego, t. 1-3, Warszawa 1978-1981.
· www.historia.pl;