W dawnych czasach wierzono w skuteczność medyczną używania smoczego ciała jako lekarstwa. Średniowieczny przyrodnik Konrad z Megenbergu (1309-1374) polecał spożywanie mięsa a smoczego jako lekarstwa, np. język smoka należało osuszyć i namoczyć w winie, a potem to pić. Powinno to działać dobrze przeciwko złym duchom.
Nawet ludzie Kościoła, jak św. Hildegarda z Bingen (1098-1179) – zielarka i lekarka, teolog i filozof, mniszka benedyktynka – wierzyła w skuteczność medyczną smoczego ścierwa. Była ona autorką dzieła o przyrodzie, w którym pisała o istnieniu smoków. Twierdziła, że mają one w sobie ogień, ale ich ciało nie jest ogniste, lecz trują oddechem, bo smoki posiadają w sobie diabła i dlatego nienawidzą ludzi. Zalecała używanie smoczej krwi w celu leczenia chorób, m.in. kamieni nerkowych. Jednakże podkreślała, że tylko w odpowiedniej postaci spreparowanego lekarstwa należy używać, gdyż picie samej czystej krwi powoduje nagłą śmierć. Oczywiście krew smocza istnieje ale jako nazwa preparatu chemicznego i jest od wieków używana w lecznictwie, nosi nazwę „sanguis draconis”. Jest to naturalnego pochodzenia żywica o ciemnoczerwonym kolorze, nie ma ona zapachu ani smaku. Swoją nazwę zawdzięcza bajkowym opowieściom o smoku walczącym ze słoniem. Wskutek zadanych ran i wymieszania się krwi tych zwierząt powstaje właśnie smocza krew.
W XVI wieku odrzucono wiarę w istnienie smoczej krwi, stało się to za sprawą smokoznawcy Konrada Gesnera (1516-1565), który potraktował to jako historię niezbyt godną wiary i wskazał na żywicę z pewnego drzewa w Indii i na wyspach atlantyckich (łac. Daemonorops dracena), palma rosnąca w Azji Południowo-Wschodniej i na wyspie Sokotra).
W Europie można nabyć smoczą krew jako produkt naturalnego pochodzenia w postaci żywicy w roztworze w kroplach, zalecany do celów pseudomedycznych i paramagicznych, rzekomo oczyszcza środowisko ze złej energii a nawet ma ponoć działanie antybaktryjne, antygrzybiczne i antywirusowe (w sprzedaży w np. niemieckich aptekach jest smocza krew (niem. das Drachenblut) pod nazwą ”Sangre de Grado” i pochodzi z okolic Peru, Ekwadoru i Kolumbii). Jest to ta sama żywica, o której mówiono przed stuleciami jako o prawdziwej smoczej krwi. Chociaż te smocze medyczne historie są już bajkami, to jednak do dziś w Chinach sprzedaje się lekarstwa z mielonych kości krokodyli lub ich tłuszczu, a jest to pozostałość wiary w cudowne własności smoczych organów. Chińczycy od wielu stuleci robią też lekarstwa z mielonych kości prehistorycznych zwierząt i uznają je za panaceum na wszystkie dolegliwości.
napisał Marek Sikorski
Polecam moją książkę o smoku wawelskim:
Marek Sikorski, Smok wawelski w kręgu mitu i historii, Wyd. Sativa Studio 2012.
Na temat mojej książki o smoku wawelskim zob. stronę internetową:
www.smok-wawelski-ksiazka.blogujacy.pl
Książka ta jest do nabycia m.in. w Krakowie w Księgarni Akademickiej oraz Księgarni Naukowej a także na Wawelu w Sklepie "Irsa".
Na temat autora zob. strony internetowe:
www.marek-sikorski-autor.blog.pl
www.mareksikorskiksiazki.blogspot.com
Inne tematy w dziale Kultura