..bo pomyślałam, że może Agawa, pisząca u mnie o zielonych Wyspach ibłyskach słońca, lubi też zimowe (bez)czasy Lewisa?
Ostrożnie okrążaliśmy pałac w Gałowie, o żółtawych murach i osmolonych futrynach. Nad drzwiami widać było jeszcze herb dawnych właścicieli, z wykutym w kamieniu kozłem, wyżej jakieś ozdobne okucia, a w kilku oknach i bramie zostały jeszcze zardzewiałe kraty. I to było wszystko, co mówiło o Domu. Teraz wydawało się, że to zamek, porzucony przez Czary - z wyłamanymi drzwiami, otwarty, ale wciąż nieprzyjazny dla wędrowców. Stojąc przed nim, cofnęłam się lekko, by zrobić zdjęcie i coś chrupnęło mi pod nogami. O mało nie wpadłam do stawu, którego lód przysypany był delikatnie śniegiem. Myślałam, że to łąka, a to była mała zasadzka na intruzów.
Takiej białej ciszy, jak w zdziczałym parku na tyłach pałacu, nie znałam z żadnej innej wycieczki. (Może dlatego, że to było niedzielne popołudnie, a my na wyprawę wyruszyliśmy późno, bo w porze niedzielnego obiadu?). Park, przechodzący w las, wyglądał jak pobojowisko: pnie i kępy długiej, brązowej trawy (ale trawa!) pod śniegiem przypominały fragmenty kamiennych rzeźb. Niżej wiła się rzeka, na której mlecznobiały lód zastygł w postaci lśniących kręgów, miniaturowych fontann i kropel. Cuda było widać na tym lodzie i oczywiście zmarudziliśmy sporo czasu, fotografując martwy świat. W najdrobniejszych szczegółach widać było, w którym momencie zamarł ruch wody, wir. Tak, jakby ktoś dotknął rzekę magiczną różdżką, tą samą, która na dziedzińcu Kerl Paravelu zamieniała Życie w kamień..
Ta karczma Rzym się nazywa!
Mieliśmy przed sobą krótki dystans, a szliśmy tak do zmroku, potykając się o korzenie, przeskakując przez mokradła i omijając odnogi rzeki. Do wioski na obrzeżach Wrocławia doszliśmy po ciemku, a pierwszym znakiem osady był stary młyn, stojący po drugiej stronie Bystrzycy. Młyn jak młyn, duża, czarna bryła, a podświetlony od tyłu lampami, wyglądał naprawdę przerażająco. Wydawało się, że zaraz także w środku zaświecą się światła i będą harcować postacie z zaświatów.. I pewnie by tak było, gdybyśmy poczekali cierpliwie, bo już za mostkiem znaleźliśmy Karczmę Rzym (tak się nazywa!). Była ukryta między domami z muru pruskiego i zachęcała do wejścia przyćmionym światłem w oknach. Ludzie siedzieli tam przy drewnianych ławach, a nad ich głowami porozwieszana była stara broń i różne ciekawe przedmioty użytkowe.Oglądałam salę biesiadną i myślałam, że tak musiało być w dawnych czasach, gdy przejeżdżały tędy dyliżanse, a chłopi przy kuflu piwa gwarzyli, co przyniesie nowy rok. Współcześni przybysze w dżinsach nawet nie wiedzieli, że za ścianą, po zaśnieżonej ulicy chodzą strażnicy z halabardami i spóźniony Andersen.
Gwiazdy na królewskim trakcie
Zrobiliśmy sobie jeszcze bardzo śmieszne zdjęcie w starych kaskach strażackich, które zdjęliśmy ze ściany, i wyszliśmy z ciepłego wnętrza w mrok, w drogę powrotną. Było późno i dość daleko, iAdam opowiadał nam dla rozgrzewki, że na tych terenach obozowały kiedyś wojska Fryderyka Wielkiego - podobno do dziś w ziemi trafiają się jeszcze kule albo stare monety. Rozejrzałam się wokół: aż dziwne, że ta pustka, ciągnąca się aż do granic miasta, pokryta była kiedyś namiotami i bronią, i że niosły się w niej wrzaski żołnierzy. Zaczęliśmy się wygłupiać, że zatrzymamy następny samochód, Adam (190 cm wzrostu) ukłoni się grzecznie kierowcy i powie: "Dobry wieczór.. Czy Wasza Miłość może mi wytłumaczyć, jak dojść do namiotu Króla? Wyszedłem z obozu dwie godziny temu i nie mogę trafić z powrotem??". Jemu brakowało tylko trójgraniastego kapelusza, by straszyć na odludziu, a Izie i mnie - białych masek i sukien z robronami.
Uśmiechając się do własnych myśli, szłam z głową uniesioną tak wysoko, jak tylko potrafiłam i patrzyłam, jak z każdym moim krokiem "idzie" też i kołysze się firmament, i zmieniają się tylko konstelacje. To dzięki nim wiedziałam, że mimo iż drogi nie ubywa, czas płynie. Byłam już zmęczona i głodna, ale z Przyjaciółmi mogłabym tak iść bez końca, tocząc rozmowy o historii i baśni:między białą drogą a granatowym, rozgwieżdżonym niebem.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura