Sosenka Sosenka
42
BLOG

Przejście

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 20
A jednak to był wczesny zmierzch. Niektóre góry chowały się za różem, niektóre za pasmami granatu, a pojedyncze buki w żółci. Wszystko razem było w głębokiej ciszy.

Włóczykij maszerował przez las, śpiewając półgłosem „Pocztówkę z Beskidu". Dobrze się szło i wcale się nie bał iść w pojedynkę. Są takie chwile, że trzeba przejść, w ogóle nie patrząc za siebie, a obejrzeć się dopiero na drugim brzegu rzeki. Las kiedyś wydawał się Włóczykijowi groźny, a teraz był bezpieczny. Rozglądał się wokół, ale nie mógł dużo zobaczyć, bo co tej porze ciężka zieleń buków zlewała się już z odcieniem mchu na skałach.

Około 19. Włóczykij stanął na progu doliny. Tam dopiero wiedział, że doszedł do nich, bo wreszcie nie zasłaniały ich szyby autobusowe ani domy. Były tak wyraźne, tak dobrze znane i widoczne na całej szerokości, jak gdyby to był ktoś, kto otwiera ramiona dla Włóczykija. Z kim się nawet nie mówi po długim czasie, tylko bardziej patrzy. - No, i one pewnie dlatego tak milczały i czekały - skojarzył potem. I ta piosenka mówi prawdę, w porze przejścia góry „są najszczersze" i dopiero się otwierają.. Stanął na brzegu ścierniska i próbował, tak jak szyderczo określa, wymienić oprogramowanie, czyli zostawić za progiem doliny tamte myśli i zacząć być tu, tylko tu, bez wyjątku. Zawsze przychodziło mu to w kilka sekund. Ale teraz okazało się, że nie umie. Coś może za mocno utkwiło w zielonych zakątkach.

Kiedy Włóczykij doszedł do Barysiówki, na Chełmcu już paliło się czerwone światełko i kilka innych na bliższych wzgórzach. Siedząc przy ognisku, miał przed sobą światła Strzegomia (który go zawsze intryguje nocą), lampy Świdnicy i łunę od Wałbrzycha, oświetlającą niższe górki i opierającą się o Chełmiec. Było tak cicho, że słyszał bicie własnego serca. Znowu przyłapał się na tym, że zamiast dać sobie zasłużony spokój, układa całe zdania, a to jest bardzo trudno wysiedzieć spokojnie i kontynuować prywatę, kiedy głowa już przerabia kształty na tekst (coraz trudniej, he, he). Myślał, o tym, patrząc, jak zmienia się kolor węgli w ognisku, od pomarańczowego w żółty i  różowy. I wtedy odkrył, czego wcześniej nie wiedział, że węgle od ogniska mruczą. One mruczą,  jednocześnie z boku szeleszczą liście, a w domu ktoś dzwoni łyżeczką od herbaty. Muzyka ognia, liści i srebra była zaskakująca, jak.. kompletna, mistrzowska kompozycja. Chyba po to była ta noc, bo  z muzyki górskiej Włóczykij znał dotąd tylko szum od wiatru i wody.

Było potwornie zimno. Piąta pora roku w Górach. Włóczykij co chwilę zmieniał układ stóp, tak, żeby się ogrzać i nie spalić trampek (można było wziąć pancerne Trezety, ha, ha!). W końcu odwrócił się do miejsca, od którego mógł wiać ten wilgotny wiatr, za siebie. Przyszło znowu śmieszne wrażenie, że czas się cofnął, a to pociąg do Krynicy i Beskid nad ranem. Patrzył, i patrzył.. Aż w końcu napisał:
„Tu jest dzień za moimi plecami, i te góry takie jasne, bo wschodzi księżyc..".

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Kultura