Sosenka Sosenka
291
BLOG

Stare Baby z torbami

Sosenka Sosenka Kultura Obserwuj notkę 25
Po naszym osiedlu chodziła długo pani W. Mówiłam o niej  - Ta z ręcznikiem na głowie. - I mama od razu wiedziała, o kogo chodzi.
 
Pani W. była chuda, wysoka i miała strasznie bladą twarz. Znając rumiane i opalone gębusie własnych babć, nie mogłam pojąć, że babcia może mieć twarz koloru kredy. I do tego wielkie, czarne oczy. Teraz już wiem, co oznacza nieprzytomne spojrzenie, niewidzące, z innego świata. Pani W. ubierała się w ubogie ubrania, ale na głowie zawsze miała turban, czyli właśnie ręcznik. Ale co ją świetnie określało, to dwie wielkie torby.
 
Codziennie sunęła ulicą, niosąc w obu dłoniach wielkie, wypchane torby z materiału. Zakupy to nie były, bo bym dojrzała kanciaste kształty pudełek albo butelek. Były pełne obłości. - Że też jej ramiona wytrzymują - dziwiłam się. Ale starsze, samotne panie miewają różne hobby, więc jej nie śledziłam.  
 
I nagle ta pani umarła. 
 
No, to jak powiedzieć przedwojennemu warszawiakowi, że umarł grajek z jego podwórka, albo lwowianinowi, że umarł właściciel knajpy na Łyczakowie.  Mnie powiedziała o tym koleżanka G., którą spotkałam na ulicy. Otóż panią W. zabrało do szpitala pogotowie. - Zapalenie płuc, organizm nie wytrzymał i pani W. już nie ma. - Ale zostało mieszkanie. Do tegoż mieszkania, tajemniczego poddasza w znanym mi domu, udała się komisja w składzie: rodzice G., G. oraz policjant. Drzwi otworzyli, ale poruszać się po pokoju już nie umieli. Było zawalone po sufit szmatkami, szmatami, ubraniami, ciuchami, ścierkami, ścinkami i inną formą  materii. Podobno mało brakowało, by wesoło zapłonął  ogień i strawił wszystko do szczętu. Ponieważ pani W. nie miała krewnych, rodzice G. zwinęli ubogi  majątek i zaadaptowali poddasze na pokój. Wiem, bo chodziłam tam słuchać zwierzeń G,. gdy wzdychała do swego przyszłego męża, a przyszły mąż usychał z  żalu za G., za Oceanem. Teraz na poddaszu gaworzy bratanek G. A pani W. - nawet nie wiem, gdzie jest pochowana. 
 
Tę Cygankę spotykam często, gdy krążę na Srebrnym po niedalekich dzielnicach.
 
Jest mała i wychudzona. Ma smagłą, pokrytą - dam głowę, że za wcześnie - zmarszczkami buzię. Dopiero gdy zauważyłam, że mówi do siebie na ulicy, dostrzegłam wielkie, smutne oczy. Mówią, że Żydówki mają smutne oczy, a może po prostu każdy egzotyczny kwiat tutaj, na Północy, tak ma. Nie wiem. Ale ją widzę przed przejściem dla pieszych. Zagubioną jak dziewczynka z przedszkola. Stoi, bezradna w swoim wzorzystym sweterku z bazaru lat 80., z chudą torbą w ręku, i porusza ustami. W torbie ma pewnie jedzenie, bo do nas też przychodzi, prosząc o konserwy. Kiedy patrzę z boku, jak idzie przez pasy, mogę odnieść wrażenie, że to wiecznie zmartwiona, zabiegana matka. Ot, leci do chorych dzieci. Ale to nie ten smutek w oczach. I nie ta samotność. 
 
- Ciociu, a może ja bym cioci zaniosła tę torbę do domu? - śmieję się, wyrywając staruszce wielki wór z kłębami ubranek. 
 
- Eee, tam - chichocze A. - Wiesz, jutro mam jasełka z dziećmi. Tu mam przebrania dla aniołków. A dla Maryi muszę jeszcze uszyć - przystaje i odpoczywa, bo organizm jednak zachowuje się jak osioł. Ta moja przyszywana A. śmieje się, że musi wziąć emeryturę od emerytury. Ma ponad osiemdziesiąt lat, a prowadzi kursy pedagogiczne dla rodziców, uczy dzieci śpiewać, tańczyć, robić wycinanki, rysować. Do tego jest zaangażowana w sto pięćdziesiąt stowarzyszeń charytatywnych. - Właśnie mamy zebranie - odpowiada, zaczepiona pod kościołem.  A czasem jej się wyrwie coś bardzo "niestosownego" - Wiesz, jak na Jasnej Górze wykonywali moje "Magnificat".. - rzecze pewnego razu  (tj. wyrwało jej się, że pisze wiersze). I zaraz zmienia temat. Tłumaczy, że chodzi do różnych przedszkoli i prosi o ścinki szmatek i ubranka. - Niech nie wyrzucają. - Ona je zbiera, a potem przynosi na spotkania z dziećmi i bawią się w teatr. 
 
- Gdzież do niej Babom w "Biedronce" albo innej "Stonce", z mlekiem w promocji ("20% smaku gratis")! Torby, które intrygują oraz zdobią, muszą być  szarobure, napełnione materiałem przypadkowym. Wtedy mogę myśleć, co  Baba ciągnie ze sobą i dokąd idzie. Zbiera elementy przyodziewku, którymi ktoś inny wzgardził.  Zabezpiecza się na zimę. Wypełnia szmatkami białe ściany i samotność..  Chodzą z torbami Baby i staruszeczki. Drobinki o smutnych oczach i małych zniszczonych rączkach. 
Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (25)

Inne tematy w dziale Kultura