Rozdział XXXII
Po wyborach czytam Ujejskiego: z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej
Jędrzej Kitowicz, mój poprzednik.
W poezji przestroga!
Jestem ponury, jestem zdegustowany, jestem rozgoryczony. Skończyła się kampania wyborcza, odbyły wybory, ma padać deszcz, a lada moment mają nadejść też przymrozki. Mama mówi, że przymrozki to nie jest efekt wyborów i tych dwóch faktów nie należy łączyć. Moim zdaniem to dowód Jej politycznej naiwności (w czasach, gdy nic, nawet rząd, nie może być polityczny, naiwność być polityczna po prostu musi). To dla mnie oczywiste, bo gdyby przedstawiciele takiego niepolitycznego rządu chcieli dobra obywateli, zorganizowaliby wybory na wiosnę, od razu byłoby cieplej, dni byłyby dłuższe, a nosy polityków (niepolitycznych polityków, ma się rozumieć), krótsze. A teraz jest odwrotnie i będzie jeszcze gorzej. Miau!
O wyborach czytałem wiele, między innymi w "Księdze Dżungli", a i tak, mimo dogłębnego studiowania tematu uważam wybory za jeden z najdziwniejszych zwyczajów, jakie mogę sobie wyobrazić. Zupełnie nie rozumiem, jak można na swoich reprezentantów wybierać osoby, których się nie zna - a takich jest większość - o których zazwyczaj nic się nie wie, a które obiecują wszystkim, że jak się ich wybierze, to od razu będzie im, to znaczy ich elektoratowi, dobrze. Że wyborcy staną się po wyborach od razu młodzi i piękni (jak ja, i to bez wyborów), a do tego będą zarabiać więcej, a frykasy z Indyka i musy z Tuńczyka staną się tanie jak barszcz i będzie je można kupować dla swoich Kotów na każdym rogu 24 godziny na dobę, tak jak szampana na Ukrainie, a koniak w Mołdawii. Nawet Rodzice biorą udział w wyborach i mój najstarszy Brat, a wystarczy popatrzeć, że mimo Ich zaangażowania w ławach poselskich nie zasiadają Koty (ani żadne inne Zwierzęta, które rozsądnie biorą z nieobecnych tam Kotów przykład), i wyciągnąć z tego wnioski.
Żeby pozwolić komuś nas reprezentować, trzeba mu ufać. Trzeba zjeść z nim worek suchej karmy (i to duży, nie małe torebki, jakie się kupuje w sklepach spożywczych, tylko taki 14-kilogramowy piękny, obszerny wór), wiedzieć o nim, jaki jest naprawdę, z jakiego pochodzi środowiska, jaki jest jego stosunek do przeszłości, jaki ma charakter, co chce zrobić, a przede wszystkim czy jest uczciwym Stworzeniem.
Ja sobie myślę, czy chciałbym z kimś takim leżeć na oknie na wspólnej poduszce, i czy chciałbym, żeby moja Mama wsiadła z nim do windy (na szczęście Mama z nikim nie wsiada, to się nazywa klaustrofobia, ale moim zdaniem to raczej przejaw rozsądku, bo gdyby Mama wsiadła do windy, wracając z jedzonkiem dla nas z Kociego Kącika, a ta winda by się zatrzymała między piętrami - co się zdarza, chociaż najczęściej w Nowym Jorku - to dopóki by Mamy ktoś stamtąd nie wyciągnął, i to z torbami z jedzonkiem, oczywiście, choć i bez tych toreb Mama jest nam potrzebna, to my byśmy czekali na Nią głodni i bardzo się byśmy wtedy musieli zdenerwować!).
Nie chciałbym, żeby Mama wsiadała do windy z posłami. Oczywiście, nie ze wszystkimi, bo niektórym posłom ufam, i to właśnie ufam posłom politycznym, a niepolitycznym nie. Niech ci niepolityczni zajmują się sobą, a nie rządzeniem, bo rządzenie to polityka, a nie poligon dla rządzących i poliklinika dla rządzonych, a tak jest, jeśli polityce odmawia się przymiotnika polityczny.
Greckie słowo "politikà" oznacza przecież sprawy państwowe, a nie taką na przykład miłość. Bo jeśli miłość miałaby być państwowa, to byłaby jednocześnie publiczna. Nie chciałbym leżeć na jednej poduszce z kimś, kto chciałby mnie kochać publicznie, Mama mnie kocha prywatnie i to jest dla mnie wzorzec miłości równie stały jak metr z Sèvres.
A ci, którzy obiecują, że będą kochać swój elektorat (a więc i mnie, jak dorosnę i nabędę właściwych dorosłym Kotom praw obywatelskich) publicznie, niech już sobie leżą na innych poduszkach, nie ze mną i moją Rodziną.
Szkoda, że Ludzie mało myślą, wybierając sobie posłów, zapominają o przeszłości i nie lubią wyciągać z niej wniosków. Na przykład osiemnasty wiek, okres bardzo pouczający (również dla smakoszy takich jak ja, bo przecież nie samym jedzonkiem żyje Kot i popuszczaniem szeleczek – swoją drogą, czy szeleczki też wytwarzano w persjarniach w Słucku, Kobyłce lub Lipkowie jak pasy kontuszowe?). Bardzo pouczający jest wiek XVIII, miau, nie tylko jako instrukcja dla zrywaczy sejmów (pisał o nich mój wielki poprzednik, pamiętnikarz Jędrzej Kitowicz), ale przede wszystkich dla tych, którzy z tych czasów upadku - nie udało się go powstrzymać Ludziom światłym i śmiałym (byli tacy!) - chcą wyciągać wnioski. Dla tych, dla których ważne są wolność i honor, i własne silne państwo, i obowiązek ochrony Ojczyzny przed zakusami wiarołomnych Ptaszydeł, czarnych Orłów, pikujących na nasze głowy z obcych chorągwi. Wreszcie dla tych, dla których ważne jest "miau" mówione we własnym języku, a więc miau mówione i myślane po polsku.
A więc także dla mnie.
Czytam sobie właśnie "Wybór pism" Kornela Ujejskiego, poety cytowanego nie tak dawno, a zapomnianego niesłusznie. Niekoniecznie od razu "Chorał", nadto może złowieszczy, ale inny wiersz z tego samego okresu, "Za zbłąkanych":
"Maleje, Panie, maleje Twój naród;
Widomej śmierci osłabia go zaród,
Duch jego siły z ciałem się rozprzęża,
Toć łatwiej u nas o karła – niż męża!"
Miau. No tak, no tak, właśnie!
Partie wystawiają Ludzi, o których nikt nie wie, wybiera się tych, o których się nic nie słyszało... To nierozsądne, ale jeśli wybiera się tych, o których się wie, że dobro wspólne nie leży im na sercu – to jeszcze gorzej. Bo nie tylko o XVIII wieku należy pamiętać, warto też wyciągać wnioski z tego, co wydarzyło się w ciągu minionej kadencji, z udolności i nieudolności, z prawdy i nieprawdy, z dobrej i złej woli, z umów zawartych i niezawartych, z załączników wybranych i niewybranych, z ksiąg białych i z sumień czarnych.
Ach, Kotu nie wszystko wykrzyczeć wypada, a wymiauczeć dumny Kot nie chce.
Więc nie krzyczę, nie fukam, nie syczę, nie miauczę, czytam sobie tylko pod stołem i innym myślącym Stworzeniom tę czynność polecam, przecież wszystko już było, choć wyrażone inaczej. Proszę bardzo, Ujejski znowu, "Suplikacye" (IV część "Skarg Jeremiego"), voilà:
"...Od powietrza,głodu
Ognia i niewoli -
Wybaw nas, Panie!
Od wrażego rodu,
pastwy i swawoli -
Wybaw nas, Panie!
Od bratniej niezgody
Przy czerpaniu wody -
Wybaw nas, Panie!
Od zgonu nagłego
Bez skruchy pacierza -
Zachowaj nas, Panie!
I od zelżywego
Z wrogami przymierza -
Zachowaj nas, Panie!..."
Do tego, ogólnie rzecz biorąc, polityka, jak zauważam, wyzwala emocje negatywne skierowane nie na poglądy i przekonania, tylko przeciw konkretnym osobom, i to w stopniu dla Kota niezrozumiałym.
Jak ja chcę trafić Łazika łapką, to wysuwam pazurki i działam.
Nie jest to jednak działanie przeciw Łazikowi osobiście, czyli ad personam.
A mówiąc precyzyjniej: nie jest to działanie ad cattem.
Ad cattem? Jak się odmienia cattus..., a może felis cattus i ad felem cattem (ha, ucz się, Kocie, łaciny, będziesz Mościkotem, jak mówił król Stefan Batory, co wiem od mojej Mamy), hm...
Moim celem w kampanii przeciw Łazikowi (nazywam to tak poważnie, ale tylko dlatego, że myślę o strategii, nie o taktyce, a Łaziczek jest tu dla mnie przykładem, nie wrogiem, zresztą od dawna żyjemy w przyjaźni, co dokładnie widać po jego czystych, niezadrapanych oczkach) jest działanie, polityczne naturalnie, bo quasi-wojenne, a wojna jest w dyplomacji przedłużeniem pokoju. Nie jest zaś moim celem skrzywdzenie Łazika, ani tym bardziej wykazanie Mu, że jako Kot jest nikim, że powinien czym prędzej z życia publicznego się wycofać, wyemigrować albo uciec sobie gdzie pieprz rośnie, czyli tam, gdzie z własnej woli pojechał niedawno (i skąd wrócił) nasz Tata (On lubi ostre przyprawy).
A w wyborach przecież właśnie chodzi o to, co mieć miejsca nie powinno – przeciwnika chce się skrzywdzić, poniżyć, wyeliminować, także - wyśmiać.
Nie podoba mi się to.
Moje gorzkie rozważania powyborcze skończę też gorzko - za Ujejskim ("Skargi Jeremiego, część druga"):
"...Napróżno wołasz do Boga: o Ojcze!
Nie znaleźć tobie pociechy...
Bo cztery miecze, te miecze zabójcze,
To twych dzieci własne grzechy:
Nasza 'Pycha' i 'Prywata'
I 'Lenistwo' i 'Obczyzna'
Wśród obojętnego świata ..."
Miau: znowu pycha i prywata, i to cztery lata, cztery lata!
Dość tej goryczy. Pora skończyć ten "niemocny śpiew", choć wcale nie napisałem tego, co w tym rozdziale napisać chciałem: o dumnej husarii i o historii, która może nieść wiarę, nadzieję i optymizm.
"Następnym razem, Mościkocie, jeszcze zdążysz to napisać", dodała uspokajająco Myszunia.
Inne tematy w dziale Rozmaitości