Rozdział XXXIX
O roku ów!
"Oczekiwanie tęskne i radośne"? Czy aby?!
Impresje napoleońskie.
Zamykam oczy i myślę o Nowym Roku
"O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!
Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,
A żołnierz rokiem wojny; dotąd lubią starzy
O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy.
Z dawna byłeś niebieskim oznajmiony cudem
I poprzedzony głuchą wieścią między ludem;
Ogarnęło Litwinów serca z wiosny słońcem
Jakieś dziwne przeczucie, jak przed świata końcem..."
"Myszulku, Myszulku, przestań, teraz każdy będzie cytował "Pana Tadeusza", a chociaż to, co Ty: inwokację do księgi XI-tej", stwierdziła Myszunia.
I to jest optymistyczne, odpowiedziałem Myszuni, bo to znaczy, że coś nas łączy, że żyjemy w jednej wspólnocie kulturowej, że mamy wspólne odwołania nie tylko do filmów Barei, "Psów" i "Matrixa", ale do czegoś więcej, co nie zawsze nawet musi być nazwane, a jest tkanką łączną narodu, wspólną pamięcią, wspólnym historycznym i literackim wszechogarniającym mitem.
Sto lat temu, w roku 1912, też wiele się działo – nie ma lat, w których nic by się nie działo – rodzili się i umierali Ludzie, umarł Prus, a urodziła się Irena Kwiatkowska, Scott i Amundsen rozpalali wyobraźnię swą lodową biegunową sagą, zatonął Titanic, wybuchały wojny bałkańskie, to wszysto ważne, to wszystko w biografiach narodowych i osobistych zapisało się i wyryło, ale nie było wydarzenia, które ogarnęłoby i pociągnęło za sobą wszystko i wszystkich, tak jak ów napoleoński "rok wojny", rok nadziei i rok kresu marzeń, może jeszcze kresu nie ostatecznego, ale już przeczuwanego w chłodzie i grozie srogiej rosyjskiej zimy.
Deşteaptă-te, Myszuniu, powiedziałem z powagą. My, Koty Polskie, ale z Mołdawii rodem, powinniśmy też pamietać, że w roku 1812 Rosja zagarnęła Besarabię, przypomniałem Siostrze. Pokiwała łebkiem, Ona też to wie i pamięta.
W Polsce ten napoleoński rok wojny zaczął się 3 marca od utworzenia Legii Księstwa Warszawskiego (a może dwa dni później, 5 marca, gdy Napoleon utworzył złożony z Polaków 5 Korpus Wielkiej Armii) i trwał do klęski pod Berezyną 29 listopada (Polacy zresztą pod Berezyną poradzili sobie stosunkowo nie najgorzej). Kto wie, bo czasami lata nie dniami, lecz "krzyżami się mierzy", może trwał nawet do Bitwy Narodów pod Lipskiem (Mama widziała ten upiorny pomnik ku czci trzech cesarzy wojujących z czarnymi orłami na złowieszczych chorągwiach jeszcze w enerdowskim sztafażu) w październiku 1813 roku, gdzie świeżo mianowany marszałkiem Francji Józef Poniatowski, pięciokrotnie wcześniej postrzelony, padł bohatersko w nurtach Elstery. Historia na ogół milczy, że tak opłakiwany przez rodaków piekny książę Pepi utonął podczas heroicznej konnej przeprawy po przypadkowym, a jak się okazało samobójczym, wysadzeniu mostu przez francuskiego kanoniera. Wśród poległych 55 tysięcy po stronie francuskiej - zginęło 9 tysięcy Polaków. Masakra. To był ten prawdziwy kres marzeń, bo nawet podczas 100 dni Polacy już wielkich złudzeń nie mieli – rzeczywiście na sto lat dla Polski nastał kres już ostateczny. Miau, smutno o tym pisać, a myśleć jeszcze smutniej.
Ale wyprzedzam fakty, "wróć do roku 1812, Myszulku, to przecież z niego chcesz wyciągać wnioski", przywołała mnie do porządku Mama. Więc wracam.
U progu tego roku Napoleon był wyraźnie na wznoszącej fali, z małżeństwa z kochaną przez niego do śmierci Habsburżanką Marią-Luizą (kazał jej nawet ofiarować swe serce, ale – związana już wtedy uczuciowo z kim innym - nie przyjęła tego dowodu miłości i przywiązania) 20 maja poprzedniego roku urodził mu się od dawna upragniony i wyczekiwany syn, Napoleonek czyli Orlątko, w którego tak później wierzył poczciwy pan Rzecki. Wydawało się, że obu, ojca i syna, czeka wspaniała przyszłość. Na wznoszącej fali czuli się również Polacy, tam widzieli Polskę, jak sądzili prawie już wolną i suwerenną, choć jeszcze ukrytą w nieśmiałym kokonie Księstwa Warszawskiego. Oni sami w pełne wskrzeszenie Polski w każdym razie wierzyli, zwłaszcza po wybuchu wojny z Rosją, a także w odnowienie unii polsko-litewskiej, na co czekano, gdy wojska cesarza w drodze na Moskwę zatrzymały się w Wilnie. Na skutek różnych okoliczności do obu tych faktów nie doszło, ale wiernością zakochanych w Bogu Wojny Polaków to w niczym nie zachwiało.
Napoleon Polaków cenił (choć różnie o tym piszą po latach historycy), wielu miało do niego stały dostęp, o czym choćby w listach do siostry i matki donosił świeżo upieczony baron Cesarstwa Jan Leon Hipolit Kozietulski herbu Abdank, wiarę w cesarza potęgowały jego związki z szambelanową Anastazową Walewską, odsunięta co prawda od Napoleona po jego małżeństwie z Marią-Luizą, ale suto zaopatrzoną i dalej mającą w kołach dworskich wysoką pozycję, a także różne spektakularne gesty i fakty z roku 1811 i 1812, w tym głośna scena podczas audiencji z okazji imienin cesarza, gdy życzenia składał mu poseł rosyjski Kurakin ("Chociażby armie wasze obozowały już na wysokościach Montmartru, ja nie ustąpię ani jednego cala z terytorium Księstwa Warszawskiego", zagroził Kurakinowi Napoleon), oraz szeroko komentowana w Londynie i w Petersburgu wizyta (cesarz spędził tam nawet noc) na okręcie liniowym "Miasto Warszawa" podczas inspekcji floty wojennej w holenderskim porcie Vlissingen, odebrana jako swoiste pre-wypowiedzenie wojny w obronie Polski, ha, nawet deklaracja jej odrodzenia w przedrozbiorowych granicach.
Zaczyna się "oczekiwanie tęskne i radośne", na tereny gnębionej katastrofalną suszą z ubiegłego lata wynędzniałej Polski wkraczają sojusznicze napoleońskie armie (Francuzi, Sasi, Bawarczycy, Wirtenberczycy, Włosi, a przede wszystkim wyczekiwani Polacy), mimo aprowizacyjnego kryzysu ludność (a zwłaszcza jej wyższe klasy, bądźmy sprawiedliwi) ogarnia euforia. W Wiłkowiszkach, jak wspomina Józef Załuski, "dobrach rządowych zostających w dzierżawie obywatela Babeckiego, ojca naszego wachmistrza z 3-ej Kompanii, dekorowanego Legią Honorową za bitwę pod Somosierrą" – czy to nie symboliczne?! - Napoleon 22 czerwca 1812 roku wydaje rozkaz dzienny o wypowiedzeniu wojny Cesarstwu Rosyjskiemu: "Żołnierze! Rozpoczęła się druga wojna polska. Pierwsza skończyła się pod Friedlandem i w Tylży. W Tylży Rosja zaprzysięgła wieczne przymierze Francji, a wojnę Anglii. Dziś gwałci ona swe przysięgi (...). Stawia nas między hańbą a wojną, wybór nie może budzić wątpliwości".
Wszyscy, pewni zwycięstwa, wołają ze łzami:"Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami!"
Miau, miau smutne, miau szydercze. Bo los nie przyniósł nam tego, co obiecywał. A może nie tyle obiecywał, co wyobrażaliśmy sobie sami.
Gesty i słowa, nadzieje i tesknoty, czy mogły się spełnić?
Może, może, może gdyby nie kryzys gospodarczy we Francji wywołany głównie blokadą kontynentalną, odcinającą Cesarstwo tak od źródeł surowców, jak i od rynków zbytu, co w konsekwencji obróciło się bardziej przeciw Napoleonowi niż przeciw Anglii. Może gdyby nie słabości zaopatrzenia Wielkiej Armii, gdyby nie dotkliwe ubóstwo aprowizacyjne Polski, głód w Rosji, niemożność zapewnienia stałych źródeł paszy dla koni. Gdyby nie budzące rozpacz i bunt surowe rekwizycje i samowole niesubordynowanych żołnierzy na tasie przemarszu wojsk. Wreszcie gdyby nie pojawiły się czynniki najważniejsze: mróz i generał-gubernator Moskwy Fiodor Rostopczyn w roli Nemezis zsyłającej na okupacyjne wojska zdradzieckie pożary. No i agentura, jak przypomina Waldemar Łysiak: "Paryski Przyjaciel", "Paryska Przyjaciółka", zdrajca Talleyrand, "kret" Fouché, zdrajcy są najgorsi.
Dwieście lat minęło. Rok ów, rok 1812...
Spłynęły w nich wszystkich "dni na przestrzał", co ocalało dla nas? Zamykam oczy i myślę o Rosji. Rosja wtedy wygrała. Zamykam oczy i myślę o Anglii, Anglia wtedy wygrała. Z tej pra-unii europejskiej, jaką chciał stworzyć w Europie Napoleon, niewiele (niewiele?!) zostało, ruch prawostronny, powszechne szkolnictwo bezpłatne, przekonanie, jak wiele zmienić może jednostka o silnym duchu, ale i świadomość, że upadają najwięksi. Że fala historii wznosi się i opada, że ci, co są wszechmocni, dobrzy czy źli, przeminą, że, jak pisał w "Złym" Tyrmand, "zawsze przychodzi silniejszy".
Ale też, że zostaje, miau, że zawsze zostanie mit, i o tym micie warto pamiętać, że poprzez każde pokolenie przechodzi poryw wolności, i że ugaszony, nigdy nie do końca nie gaśnie. Że w pamięci pokoleń pozostaje to, co dobre, ważne i święte, a ludzka zawiść, małość i nienawiść, przemoc i zdrada lepiej mogą być po latach nazwane i trafniej ocenione.
A co nam przyniesie rok 2012?
Oby to, co dobre!
Miau!
***
Przyjaciołom Myszulkowa,
Myszulek z Mamą Myszulka, cały Kociniec i Maksio (prawie Kot),
czyli my wszyscy,
życzymy pięknego Nowego Roku,
niech przyniesie dobre wydarzenia!
Inne tematy w dziale Rozmaitości