speedy gonzales speedy gonzales
325
BLOG

Putin w Berlinie: Ich bin ein Berliner. Ich bin ein Europaer

speedy gonzales speedy gonzales Polityka Obserwuj notkę 1

 

Premier Rosji gościem Angeli Merkel, która nie kryła zdziwienia z prezentowanych przez szefa rządu Federacji Rosyjskiej koncepcji. Wykazywała niekonsekwencje Rosji w poziomie otwartości na Europę. Jeszcze kilka miesięcy temu przecież Rosja miała bardzo restrykcyjną politykę celną z takimi utrudnieniami dla strony europejskiej jak na przykład cło eksportowe i zdecydowanie negowała chęć przystąpienia do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Teraz był to nagłówek wizyty Putina. Zmiana kierunku zastanawiająca, ale chciałbym zwrócić uwagę na inny aspekt tej proeuropejskości. Otóż bardzo podobał mi się sposób argumentacji premiera Rosji. Mówił o barierach rozwoju rosyjskiej gospodarki, o niezbyt płynnej możliwości wejścia rosyjskich firm na unijny rynek. Daleki jestem od wychwalania Putina, ale właśnie ten aspekt bezpośredniej dbałości o przynajmniej niektóre interesy swoich obywateli warto docenić. W tym sensie był on w Berlinie wysłannikiem jakiejś, być może drobnej, ale jednak części społeczeństwa. Oczywiście Putin ma swoje mniej pozytywne strony, ale ta notka nie jest ani pro ani antyputinowa. Chodzi o przykład. Uważam, że przynajmniej aktualna władza funkcjonuje w zupełnym oderwaniu od społeczeństwa, a jej jedyną siłą jest ogromne wsparcie medialne, bo przecież nie program, nie działania. Szczególnie aspekt budżetowo ekonomiczny źle prognozuje, ale chcę tutaj podkreślić tylko wymiar społeczny. Jak często słychać opinie, że polityka jest z dala od ludzi, że społeczeństwo ma dość walki o władzę, przepychanek i po prostu coraz mniej interesuje się polityką. Sądzę jednak, że to zainteresowanie jest ciągle duże. Najlepszym przykładem jest ten portal, ale coś chyba jednak w tej krytyce jest. Z całą pewnością w dużej mierze przyczyniają się do tego media, eskalując konflikty i podgrzewając atmosferę, ale politycy też przecież współtworzą tę przestrzeń publiczną. Społeczeństwo ocenia i sposób sprawowania władzy ma wymierny wpływ na tę ocenę. Serwilizm i klientyzm nie jest formą uprawiania polityki, która tę interakcję ze społeczeństwem wspiera. Próbuje się niejako w formie usprawiedliwienia takiego podejścia często wręcz wmówić ludziom, że nie powinni wobec polityki zagranicznej mieć wysokich wymagań, że powinni zaakceptować taktykę rozdawania uśmiechów bez wymagań. Jakaż była krytyka Lecha Kaczyńskiego właśnie w ramach polityki zagranicznej, że zbyt skrajna, że obrażalska i tak dalej. Takie wmawianie, w takim zorganizowanym wymiarze było niczym innym jak reklamą strategii obniżania polskiej racji stanu. Tymczasem właśnie taka polityka może przynosić długofalowe efekty. Szczególnie w Unii Europejskiej, która ze swoją twardą konkurencją między krajami członkowskimi, z ostrą walką o wpływy w wymiarze dyplomatycznym nie toleruje przesadnej skromności. Wtedy dana strona się po prostu nie liczy, nie uczestniczy w tym intensywnym dialogu.

Natomiast w wymiarze krajowym społeczeństwo po prostu nie tego oczekuje. Ludzie chcą wstawiennictwa. Chcą mieć przeświadczenie, że politycy w wymiarze krajowym, czy zagranicznym są ich reprezantami. Nie tylko w sensie realnych korzyści, ale również wsparcia moralnego, a tu między retoryką stawiania twardych wymagań, a retoryką klientyzmu jest przepaść.

Czy właśnie nie to przeświadczenie leży u podstaw (pomijając oczywiście aspekty medialne) popularności takich polityków jak Putin czy Berlusconi? Pomimo, czy wbrew wielu wadom.

 

"Od tej pory książka moja wybitnie zyskała na treściach ogólnych" Jan Kobuszewski, kabaret Dudek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka