W pierwszym moim tekście na tut. blogu przestrzegałem PiS przed napływem ludzi bez właściwości. Po wyborach wyszło, że nie mam za grosz wyczucia politycznego, a sukces PiS został już obstawiony lata temu.
W „normalnej” partii politycznej III RP miejsce na liście wyborczej kosztuje od 300 tys. zł w dół. Wsparcie się biznesu osobistym udziałem w życiu klasy politycznej ma tradycje liczone co najmniej od Stokłosy i Gawronika przez Polskie Piwo, przez Sekułę po Misiaka i Palikota. Wydawało mi się, że ta jedna, jedyna partia będzie od nich wolna. Jakże się pomyliłem i to w ostatnich wyborach. Tym bardziej, że listę PiS w Okręgu nr 19 podobno układał sam Mariusz Kamiński. Ufałem mu na tyle, że na niego zagłosowałem i to nie z powodu wybilboardowanej stolicy, ale z potrzeby wstrząśnięcia układem (układami). W dzień po wyborach obejrzałem sobie dokładniej niż w lokalu wyborczym listę startową do Sejmu i zdębiałem, bo znalazłem na niej nazwisko, którego bynajmniej spodziewałbym się w ostatniej kolejności.
Nazwisko Pani „Z”- nie jest pierwszą literą ani imienia, ani nazwiska, tylko nazwiska panieńskiego- użyto już w propagandzie PiS jako osoby, która zrozumiała swoje błędy, nie wytrzymała dusznej atmosfery kłamstwa i dokonała transferu z Platformy do partii jedynie słusznej. „Przypuszczam, że wątpię”, bo ja- w przeciwieństwie do Kamińskiego- wiem, skąd „Z” wyrastają nogi. Jak przystało na porządną katolicką rodzinę, do 2006 r. pani „Z” trzymała się w cieniu męża. To pan „Z” dysponował dorobkiem kombatanta niezależnego ruchu ludowego, duszpasterstwa rolników indywidualnych i prawdziwego PSL, które w III RP przełożył na (bez)cenne kontakty polityczne, członkostwo w Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym i wybór na radnego dzielnicy. Osoby, które poruszały się w tym środowisku w latach 80-tych znają go jako mieszkańca Ursusa, absolwenta Technikum Ogrodniczego, a potem inspektora Centrali Nasiennej. Jego nasienie uznano za tak cenne, że warszawscy badylarze- z dzielnicy z wianuszka- wydali za niego swoją córkę. Pozornie biznesowe eldorado- rodzina badylarzy mająca „swojego człowieka” w strukturze politycznej, to: układ- zakończyła nowelizacja ustawy lustracyjnej z 2006 r., gdy pan „Z” startując w kolejnych wyborach samorządowych (i innych) musiałby złożyć Oświadczenie lustracyjne, więc ogłosił „rozczarowanie” polityką. Myślałem, że sprawiedliwości stało się zadość i już o nim nie usłyszę.
Pomyliłem się, bo nie doceniłem wiejskiej pomysłowości. Patent ten wymyślono, a na pewno go zastosowano w najbardziej rodzinnym polskim stronnictwie politycznym, gdy wielokrotnie bezskutecznie startujący z listy neoZSL Janusz Gmitruk przegrał proces o kłamstwo lustracyjne (w pierwszej instancji, o dalszych internet milczy). Już myślałem, że jego nazwisko w polityce się nie pojawi, ale w ostatnich wyborach samorządowych: jest! Wystartował Przemysław Gmitruk, przypuszczam, że to syn ww. Jednak widząc to nazwisko i to na tej liście, tego stronnictwa, nie zdziwiłem się; o wysokość panujących tam standardów etycznych potykamy się codziennie.
Nie inaczej pomyślano w klanie „Z”. „Rozczarowany” polityką pan „Z” działa i nawiązuje procentujące kontakty w środowiskach nie wymagających Oświadczenia lustracyjnego np. w SKL, a do polityki wysłano córkę „Z”, czyli jego żonę. W polityce córka również odniosła „sukces”, podobno zdążyła zasłużyć się jako radna dzielnicy (czyli następczyni męża), który zaprowadził ją do Mariusza Kamińskiego.
W ostatnich wyborach, gdy wybrano nawet akademickiego Incitatusa na senatora za start w niebieskich barwach, pani „Z” otrzymała kilkaset głosów. Mogłoby się wydawać, że małżeństwo „Z” znajduje się teraz w finansowych kłopotach, skoro zaoferowali na wynajem swoją reprezentacyjną willę za 10 tys. zł miesięcznie. Myślę, że nie jest to akt desperacji, tylko gospodarności. Klan „Z” siedział na 6,6 ha ziemi rolnej, które po transformacji ustrojowej warte są (były) miliony dolarów. Jeśli wódz klanu „Z” o wdzięcznym imieniu Włodzimierz nie był idiotą, żywić się tą ziemią będą jeszcze jego praprawnuki.
Udowadniam więc, że panią „Z” stać było na opłatę kandydacką za miejsce na liście sejmowej. Wierzę, że nie wziął jej ani Kamiński, ani warszawski PiS; myślę, że „Z” znalazła się na tej liście w ramach przystawek koalicyjnych i właśnie ich szefowie są głównymi winowajcami w sprawie. Jednak to warszawski PiS i jego prezes ponoszą odpowiedzialność polityczną za start z listy nr 1 żony wieloletniego agenta Służby Bezpieczeństwa donoszącego m.in. na Gabriela Janowskiego.
Pośrednim przyznaniem się do winy jest zachowanie funkcjonariuszy partii. Na żaden z kilku maili, w których prosiłem o kontakt z panią „Z” lub z prezesem warszawskiej struktury, odpowiedzi nie otrzymałem. Telefon podany na stronie internetowej jest głuchy. Poprosiłem także o kontakt i przedstawiłem sprawę również kanałami prywatnymi, również to prezes Kamiński zlekceważył. Myślą Państwo, że Kamiński jest taki zapracowany na nowym posterunku i się nie wyrabia. Ale miał więcej czasu przed wyborami i wtedy należało podejmować właściwe kroki sprawdzające podstawionych. Czekają Państwo na zatrudnienie „Z” (oboje) w strukturze rządowej? Tym bardziej, że Kamiński u zarania swojej kariery politycznej przeprowadził udaną lustrację tw „Leszka”. W połowie lat 90-tych skonfrontowano członków Ligi Republikańskiej z „Leszkiem” i postawiono mu ultimatum: wyjaśni sprawę współpracy z SB do końca albo niech zabiera manatki, więc „Leszek” poszedł do narodowców, za co go teraz bardzo cacają. Minęło wiele lat i okazuje się, że Kamiński kompetencje te kompletnie zatracił, być może na skutek kadzenia. Proszę spojrzeć na poprzedni numer tygodnika „DoGłupoty”, Kamiński dostał w nim laurkę, a pewnie wcześniej pseudodziennikarze podlizywali mu się i doszło do spiętrzenia wody sodowej. Stało się to samo, co z mentorką Kamińskiego, niejaką Piterą, jeśli w ogóle pamiętają Państwo to nazwisko.
Przypuszczam, że sprawa będzie miała ciąg dalszy, bo o istnieniu pani „Z” dowiedziałem dopiero 25.10. W międzyczasie zdążyłem dowiedzieć się o niej co nieco m.in. o zatrudnieniu w Szpitalu Czerniakowskim. Tak się składa, że dla Czytelników innego mojego bloga poszukuję w tym Szpitalu osób pasujących do kilku pseudonimów. Gdy kończę ten tekst przepowiadam, że „Z” okażą się małżeństwem oligarchów i małżeństwem agentów.
Inne tematy w dziale Polityka