Gdyby firma Mattel wyprodukowała Scrabble dedykowane rywalizacji o nominację Partii Republikańskiej w tegorocznych wyborach prezydenckich to najwyżej punktowanym słowem w takiej grze powinna być „implozja”. Kampania pokazała, że właściwie z dnia na dzień „rozpadały” się wysiłki faworytów, a jedyna pewność jaką mogli mieć poszczególni liderzy sondaży to taka, że wkrótce ich miejsce na szczycie podium zajmie kolejny kandydat.
Pierwszą osobą, którego starania poszły na marne był Tim Pawlenty, gubernator Minnesoty w latach 2003- 2011. Swój start w wyborach ogłosił wcześniej niż chociażby Mitt Romney, jednak próby zostania głównym kandydatem tzw. konserwatystów społecznych szybko spełzły na niczym. Pawlenty w okresie od ostatniej dekady maja do połowy sierpnia uzyskiwał w sondażach średnio ok. 5%, zaś w najlepszym dla niego badaniu w Iowa, gdzie odbędą się pierwsze wybory, wskazało go 9% wyborców, co dało mu dopiero czwartą lokatę. Czarę goryczy przelał słaby wynik Pawlentego w Ames Straw Poll, pierwszym nieoficjalnym głosowaniu w Iowa, w którym biorą udział tamtejsi Republikanie. Były gubernator otrzymał w nim 13,6% głosów, czyli ponad dwa razy mniej niż zwyciężczyni sondażu Michele Bachman i Ron Paul, wicelider w tym badaniu. Nazajutrz Pawlenty ogłosił wycofanie się z wyścigu, by niecały miesiąc później udzielić poparcia Mittowi Romneyowi.
Swój czas w kampanii miał także przedsiębiorca i były urzędnik stanowy Herman Cain. Po zwycięstwie 24 września w republikańskim straw poll na Florydzie Cain uzyskał w końcu z dawna oczekiwany status flavor of the month. Od tej chwili w kolejnych badaniach zdobywał regularnie ponad 30% głosów. Jednak zgodnie z prawem serii i jego kampania rychło się załamała. Ujawniono informacje o wysuniętych wobec niego w przeszłości oskarżeniach o molestowane seksualne, a rozpaczliwe starania, które miały na celu uratowanie kampanii niewiele dały. 3 grudnia Cain ogłosił jej zawieszenie, co na miesiąc przed pierwszymi prawyborami oznaczało de facto wycofanie się z wyścigu.
Unikalny w tym gronie jest przypadek Newta Gingricha. Architekt zwycięskiej kampanii GOP w wyborach do Kongresu w 1994 r. i późniejszy przewodniczący Izby Reprezentantów przeżył co najmniej dwa załamania kampanii. Pierwsze kłopoty towarzyszyły już ogłoszeniu kandydatury, później pojawiła się wiadomość o linii kredytowej na wysoką kwotę, jaką Gingrich ma otwartą w firmie jubilerskiej. Gdyby tego było mało 9 czerwca jego staraniami w walce o nominację wstrząsnęło odejście czołowych członków sztabu. Mimo tych wpadek dzięki dobrym występom w kolejnych debatach jego kampania odbudowała się dość szybko i od końca listopada stał się nowym liderem sondaży okazując się przy tym największym beneficjentem wycofania się Caina’a. Kiedy już umościł się na pozycji faworyta niemal natychmiast stał się głównym celem ataków konkurentów, głównie Mitta Romneya. Kampania negatywna, a także niemożność udzielenia na nią skutecznej odpowiedzi (głównie z powodu dysponowania o wiele mniejszym budżetem) rychło doprowadziła do kolejnej zmiany lidera.
Podobne do siebie były przypadki gubernatora Teksasu Ricka Perry’ego oraz kongreswoman z Minnesoty Michele Bachmann. Powodem początkowych wysokich notowań obojga kandydatów oprócz efektu nowości, była nadzieja podzielana wśród konserwatywnej bazy partii na pojawienie się kandydata, który będzie mógł skutecznie rywalizować z Mittem Romneyem. Ostatecznie konserwatystom nie udało się wyłonić wspólnego kandydata dla koalicji „każdy, byle nie Mitt”. O ile kampanii Bachman szybko zabrakło impetu, a ostatni raz była ona liderką sondaży pod koniec czerwca, czyli tuż po ogłoszeniu startu w wyborach, o tyle Perry jeszcze do połowy września uzyskiwał regularnie blisko 30% w ogólnokrajowych badaniach. Jednak nieprzekonujące występy w kolejnych debatach znalazły ukoronowanie w największej wpadce jakie miała miejsce podczas takich spotkań, gdy podczas rozmowy na żywo Perry zapomniał jaki departament chce zlikwidować. Wkrótce nastąpił szybki zjazd w jego wynikach w sondażach, aż w końcu ostatecznie, jak się wydaje, wypadł w nich poza podium.
Swoje momentum w kampanii miał także Ron Paul. Po wycofaniu się Caina i kryzysie notowań Gingricha libertariańskie poglądy kongresmena z Teksasu zyskiwały coraz więcej zwolenników. Chociaż Paul nigdy nie był liderem ogólnokrajowych sondaży, to w Iowa zaczął regularnie zdobywać ponad 20% wskazań wśród ankietowanych, szybko detronizując Gingricha ze stołka lidera. Narzekając dotąd na brak zainteresowania ze strony mediów głównego nurtu szybko mógł tego żałować. Środki przekazu rychło skoncentrowały na nim swą uwagę. Informacje o jego kontrowersyjnych dla wielu poglądach przyczyniły się do wzrostu notowań bardziej umiarkowanego Mitta Romneya. Co charakterystyczne sam Romney, w przeciwieństwie choćby do Gingricha, który zadeklarował że nie będzie głosował na Paula jeśli ten uzyska nominację GOP, nie odżegnał się tak wyraźnie od konkurenta.
Na tym tle ciekawy jest przypadek biznesmena Donalda Trumpa. Choć nigdy nie ogłosił on swojej kandydatury, to jednak w kolejnych wiosennych badaniach uzyskiwał coraz lepsze wyniki, przez chwilę (pod koniec kwietnia) będąc nawet liderem sondaży. Desperackie poszukiwanie wśród wielu wyborców nowej jakości w polityce przyniosło więc dla niego pozytywny efekt. Swoją „kampanię” Trump w dużej mierze oparł na kwestionowaniu faktu urodzenia prezydenta Obamy na terenie Stanów Zjednoczonych. Znaczące jest, że od ujawnienia przez Biały Dom 27 kwietnia certyfikatu urodzenia prezydenta notowania Trumpa zaczęły spadać. Wreszcie, 23 maja ogłosił, że nie będzie kandydować w wyborach. Ostatnie wydarzenia wskazują jednak, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tym wyścigu. Najpierw miał być moderatorem debaty kandydatów republikańskich, która w końcu jednak się nie odbyła. Wreszcie 23 grudnia zmienił swój status wyborczy na „niezależny”, co może oznaczać że wcale nie zrezygnował jeszcze z prezydenckich ambicji.
Jedyni kandydaci, którzy nie przeżyli załamania notowań to Mitt Romney, Jon Huntsman i Rick Santorum. O ile Romney od początku wyścigu jest głównym kandydatem do końcowego triumfu, o tyle kampania Huntsmana, byłego gubernatora Utah, którego prezydent Obama nominował na stanowisko ambasadora w Chinach, nigdy nie nabrała wystarczającego rozpędu. Zupełnie inaczej prezentuje się przypadek Santorum. Chociaż były senator z Pensylwanii w sondażach dla całych Stanów Zjednoczonych z rzadka przekracza 5%, to w Iowa od połowy grudnia notuje on ciągły przyrost liczby sympatyków. Może się więc okazać, że to on uzyska tam najlepszy wynik wśród kandydatów konserwatywnych.
Najbardziej stabilne poparcie utrzymuje były gubernator Massachussetts Mitt Romney. Po porażce w walce o nominację w 2008 r. z Johnem McCaine’m teraz choć co kilka tygodni zmieniali się jego główni konkurenci to jego pozycja najbardziej wybieralnego kandydata, który jako jedyny może rywalizować z urzędującym prezydentem, jeszcze bardziej się umocniła gdy od kilkunastu dni po raz pierwszy w tym roku regularnie prowadzi w kolejnych sondażach w Iowa. A swoją siłę Romney zawdzięcza także temu, że udało mu się uniknąć większych wpadek, które mogłyby skutkować załamaniem własnych notowań.
Inne tematy w dziale Polityka