Paweł Adamowicz (zdj. Rudolf H. Boettcher, CC BY-SA 4.0)
Paweł Adamowicz (zdj. Rudolf H. Boettcher, CC BY-SA 4.0)
Staszek Krawczyk Staszek Krawczyk
3398
BLOG

W kogo uderza zabójstwo Pawła Adamowicza

Staszek Krawczyk Staszek Krawczyk Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 71

„Jestem po spotkaniu z mamą sprawcy. Miasto zaoferowało pomoc rodzinie. Oni też przeżywają swój dramat” – napisał ostatnio na Facebooku Piotr Kowalczuk, wiceprezydent Gdańska. Kiedy to przeczytałem, zrozumiałem, że czas skierować wzrok na ludzi, których ta tragedia mogła dotknąć bardzo boleśnie, a którzy pozostawali na marginesie mojej uwagi.

Pierwszym skojarzeniem jest oczywiście rodzina zabitego prezydenta. Tutaj jednak nie muszę mówić wiele, bo jej głos – przede wszystkim głos Magdaleny Adamowicz, żony zmarłego, ale także jego córek – był słyszalny i nietrudno do niego dotrzeć.

Co do najbliższych krewnych zabójcy, nie chcę przytaczać zbyt licznych doniesień medialnych na ich temat. Nie wiem, czy cieszy ich to, że w tak trudnej chwili mówi się o nich w całym kraju. Dość powiedzieć, że zgodnie z relacją Polsat News rodzina Stefana W. nie miała lekkiego życia: ojciec zginął w wypadku samochodowym, osierocił ośmioro dzieci, a i sam Stefan przysparzał bliskim wielu problemów. Teraz zaś jeszcze morderstwo. Warto pomyśleć o tych ludziach choć przez minutę; warto także docenić pracę, która pozwoliła na zorganizowanie wspomnianych odwiedzin. 

Z pewnością nie była to praca jednego człowieka, lecz wielu. I to dobry moment, by spojrzeć na wszystkie pracowniczki i pracowników gdańskiego ratusza. On przecież nie mógł stanąć na kilka dni. Paweł Adamowicz został zaatakowany w niedzielę wieczorem, a w poniedziałek rano trzeba było znów przyjść na miejsce i wykonywać samorządowe zadania. Wiele z osób, które się tym zajmowały, znało prezydenta osobiście. Jak się załatwia sprawy mieszkanek i mieszkańców, gdy nie wiadomo, czy twój szef przeżyje najbliższe godziny? Jak sprząta się korytarze po jego śmierci, kiedy w Gdańsku trwa żałoba? 

Nie byłem na miejscu, rzecz obserwuję z zewnątrz. Kiedy jednak patrzę na wypowiedzi wiceprezydentki Aleksandry Dulkiewicz oraz przyglądam się profilom Miasta Gdańsk na Facebooku i Twitterze, na myśl przychodzi mi jedno słowo: profesjonalizm. I drugie: szacunek. 

Na uwagę zasługują też osoby, które po ataku z różnych powodów potrzebowały wsparcia psychologicznego. Mogli to być świadkowie zdarzenia, wolontariuszki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, uczniowie w szkołach. Na szczęście miasto i tu zachowało się właściwie: tuż po ataku czwórka psychologów zaczęła udzielać fachowej pomocy, a następnie Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie uruchomił specjalną linię telefoniczną działającą przez całą dobę. Piotr Kowalczuk zaapelował też o stosowne działania do dyrekcji szkół i poradni psychologiczno-pedagogicznych. 

Ostatnia grupa, zdecydowanie najliczniejsza: ludzie doświadczający trudności ze zdrowiem psychicznym. Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego wydał w ich sprawie ważne oświadczenie, nawołując do tego, „aby nie poszukiwać łatwych rozwiązań szoku wzbudzonego tą tragedią w kojarzeniu jej z osobami z zaburzeniami psychicznymi”. Jak słusznie zaznaczono, „psychiatria i psychologia […] zawsze czy to u zdrowych czy zaburzonych psychicznie [sprawców] znajduje znaczący wpływ czynników zewnętrznych”. 

W tej sytuacji niestosowne i niebezpieczne są sensacyjne materiały, w których na przykład podkreśla się już w tytule: „miał schizofrenię paranoidalną, niedawno odstawił leki”. Nie bez powodu doktor Jan Brykalski, psychiatra pracujący w Warszawie, wyjaśnia, że „sytuacje, w których osoby ze schizofrenią zagrażają innym, są bardzo rzadkie”. Jeżeli ktoś rzeczywiście „lubił bić ludzi i tym się chwalił”, a dodatkowo „wcześniej leczył się psychiatrycznie”, to jakiś rodzaj zaburzeń może być częścią wyjaśnienia, ale nie usprawiedliwia to ani publicznego diagnozowania na odległość, ani mieszania wszystkich problemów psychicznych w jedną masę. Dobrze jest mieć świadomość, że lekkomyślne umacnianie stereotypów po gdańskiej tragedii pogłębia stygmatyzację wielu chorych. 

Powyższa lista nie jest zamknięta, nie jest też jednolita. Na pewno nie wszystkich wyliczyłem (osobny wpis należałoby poświęcić ludziom skazanym za różne przewinienia, którzy też przecież mogą być niesprawiedliwie traktowani), na pewno nie każda wspomniana osoba przechodzi przez tak samo ciężki czas. Jest to już jednak jakiś obraz fali uderzeniowej, która rozchodzi się po każdej podobnej tragedii. Kiedy po całej sieci krążą wypowiedzi najważniejszych polityków i najpopularniejszych dziennikarek (z tej czy innej strony), łatwo zapomnieć, w jak wielu zwykłych ludzi uderzyło zabójstwo Pawła Adamowicza.

Zapraszam: spróbujmy pamiętać o nich razem. Przynajmniej pamiętać. To dobry początek, prawda?

[Tekst w nieznacznie innej wersji ukazał się najpierw w magazynie „Kontakt”].

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka