Czytam sobie Leskiego : http://krzysztofleski.salon24.pl/94918,index.html i co zdanie to większe zażenowanie...
Czytam m.in. taki kwiatek:" Zajrzałem. Sprawdziłem. Z pierwszych 20 pytań zaliczyłem 14. Gdybym tak dotrwał do końca, oblałbym, bo próg był na poziomie 190 punktów z 250 pytań czyli 76%."
Panie Leski! Przeca to nie chodzi o pytania z konstytucyjnego! W myśl powiedzenia "Im dalej w las tym więcej drzew" trza było zagłębić się w pytania z prawa pocztowego czy telekomunikacyjnego.... i wtedy zadać sobie pytanie czy odpowie na nie "niejeden dzienikarz".
Egzamin w takiej formule jest pewną formą testu - rzecz jasna nie przyszłych ( w zdecydowanej więszkości niedoszłych ) adwokatów radców, notariuszy . Egzamin jest formą testu Ministerstwa Sprawiedliwości. Od lat 70-tych ubiegłego wieku (zapraszam do bibliotek wydziałowych) istnieje spór co do potrzeb pisania prac magisterskich przez absolwentów prawa. Gros tych prac to zwykła makulatura, która winna znaleźć się w piecach. Tak jak biolodzy, chemicy, fizycy etc wykorzystują wiedzę zawartą w pracach magisterskich tak nigdy nie słyszałem aby ktoś wygrał spór przed sądem w opraciu o wiedzę jakiegoś magistranta...
Uniwerków w Polsce (jak mnie pamięć nie myli) jest bodaj trzynaście. Rok do roku mury uczelni opuszcza ok. 250-300 magistrów dziennego prawa. Ponadto trafia się między 700 a 1000 abolwentów prawa zaocznego. Łącznie daje to ponad 16 000 prawników po państwowych uniwerytetach, których w ten czy inny sposób musi wchłonąć rynek pracy. Do tego dochodzą różne Wyższe Szkółki Przerabiania Chlebusia W Gówno gdzie nie wiadomo kto jest rektorem, gdzie nie ma akredytacji Menu, gdzie nie ma ponad połowy zajęć ale za to jest ogromne czesne... Ludzie po tych studiach też formalnie są prawnikami...
Egzamin testowy w obecnej formule nie ma być egzaminem aplikackim ale ma być docelowo egzaminem końcowym! Student prawa ryje na pamięc od sesji do sesji, od egzaminu do egzaminu. Egzamin końcowy (prawniczy czy jak go tam nazwiemy) spowoduje to, że osoba posiadająca absolutorium będzie musiała zakuć jeszcze raz ale w formie skondensowanej wszystko to czego nauczyła się w ciągu pięciu lat! Nierzadko będzie musiała się nauczyć na nowo bo mnóstwo regulacji dzięki sraczce legislacyjnej naszego parlamentu poprzednią wiedzę obraca w niwecz.
Skutek tego będzie taki, że w skali kraju prawo będzie kończyć nie 30 czy więcej tysięcy osób ale będzie kończyć coś pomiędzy 500 a 1000 osób.
I w ten oto sposób minister-adwokat rozwiąże wiele problemów. Po pierwsze siłą rzeczy rozwiąze się problem palącej wszystkich korporantów konkurencji. Albowiem rynek usług prawniczych da radę wchłonąć rok do roku liczbę do tysiąca chętnych. Cała reszta zakończy karierę prawniczą na etapie licencjata wydanego przez prywtną szkółkę tudzież uzyska absolutorium a formalnie - jak np. Kwach - będzie mieć wykształcenie średnie. Cała ta rzesza jako-tako wykształconych niby-prawników zasili szeregi urzędnicze i będzie m.in. wydawać tablice rejestracyjne tudzież będzie w skarbówkach przepisywać pity do poltaxów.
Po drugie odpadnie problem organizowania szkoleń przez poszczególne izby. Gdy dana izba będzie mieć ca 30 aplikantów radcowskich (a nie jak teraz w Wa-wie coś koło 800...) to łatwiej znależć salę, łatwiej przeegzaminować itd.)
Po trzecie: tajemnicą Poliszynela jest, że na aplikacje prywatne dostawali się zawsze ci obciążeni genetycznie. Egzamin dla kilkunastu tysięcy ludzi to szerokie zainteresowanie mediów i opinii publicznej... Im mniejszy będzie egzamin wstępny tym mniejsze zainteresowanie , a im mniejsze zainteresowanie tym... W mniejszym stawie można więcej ryb złowić...
Wróćmy do egzaminu sprzed tygodnia... Wiele się mówi o specjalizacji - świat nauki, techniki poszedł tak do przodu, że wybitne osiągnięcia naukowe, zawodowe można osiągnąc li i jedynie w momencie posiadania wybitnie wąskiej specjalizacji. Widać to już po kancelariach prawnych: jedne specjalizują się tylko w podatkach, inne w odszkodowaniach, inne tylko we fuzjach i przejęciach spółek a jeszcze inne tylko w prawie energetycznym i telekomuikacyjnym.
Stąd moje pytanie: Po co tak "kobylasty" egzamin na aplikacje? Co do zasady wiadomo czym zajmuje się każdy korporant: adwokat głównie broni w sprawach karnych, radca prawny zajmuje się sprawami gospodarczymi, notariusz zajmuje się głównie obrotem nieruchomościami, komornik żyje ze sćiągania długów, doradca podatkowy zajmuje się tylko podatkami...
Po co radcy prawnemu wiedza z zakresu procedury karnej? Po co przyszły radca prawny ma odpowiadać na pytania dotyczące ustroju uczelni wyższej? Po co notariuszowi wiedza z zakresu prawa rolengo (kontraktacja zboża wUE)? Po co komornikowi wiedza z zakresu prawa górniczego?
Kiedy i do czego ta wiedza ma być wykorzystana?
Jest takie powiedzenie: klej, który jest do wszystkiego to klej do dupy. Czy prawnik, który ma wiedzę ze wszystkiego jest prawnikiem do dupy bo de facto szeroką wiedzę od konstytucji przez cywila, spadki rodzinne, karne obie procedury i mnóstwa administracyjnego a skończywszy na kwiatkach takich jak prawo pocztowe, rolne etc.
CZy na studiach nie powinny pojawić się panele tematyczne (wszak prawo to także studia zawodowe) np. na 3 lub 4 roku gdzie student wybierałby blok zawodowy radcy, notariusza etc. I czy ewentualny egzamin na aplikację powinnien być jedynie potwierdzeniem jego wąskiej i specjalistycznej wiedzy?
Ilu jest dziennikarzy, którzy piszą o wszystkim i niczym..?
Kwestionuję zasadność egzaminu samego w sobie. Wszak aplikacja to terminowanie, praktyka. To dopiero tam zdobywa się wiedzę. Bo wiedza ta akademicka jest niewiele warta... Czy słyszał ktoś o np. technikum samochodowym gdzie egzamin wstępny odbywa się z zasad i funkcjonowania silnika dieslowskiego? Czy przyszły uczeń odpowiada typu"Jaki jest momoent obrotowy silnika Mana przy prędkości 50 km/h?"
Oczywiście, że nie! On ma się dopiero tego nauczyć...
"Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: Święta prowda, Tyż prowda i Gówno prowda." ks. J.Tischner
A jo godom, że jest prowda, cało prowda i cało prowda całom dobem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka