Lat temu kilka moja prześwietna małżonka zabrała mnie na wycieczkę do Londynu. Jako magister anglistyki nie miała najmniejszego problemu aby stworzyć tygodniowy plan wizyt po wszystkich londyńskich muzeach tudzież innych znamienitych miejscach. Dla mnie szczególną atrakcją był mecz mojego ukochanego Arsenalu Londyn (na kultowym Highbury). Ale ja nie o tym gdzie byłem, co jadłem i co piłem...
Któregoś dnia, znużony dwunastogodzinną marszrutą po stolicy Zjednoczonego Królestwa, już nakarmiony i wykąpany, zaległem przed telewizorem. Miejscowa stacja pokazała film dokumentalny o tym jak zostaje się politykiem na Wyspach.
W wieku kilku lat brzdąc trafia do szkoły z internatem. Szkoła jest droga, a poziom wysoki. Każdy z uczniów (obok innych rozlicznych obowiązków ) ma obowiązek noszenia munduru szkolnego, który jest pomieszaniem tradycji z marketingiem. Każdy uczeń nosi go z dumą a jednocześnie reklamuję swoją szkołę*. Następnie trafia do podobnej szkoły średniej. Jeszcze droższej i o jeszcze wyższym poziomie. Nikomu nie przeszkadza to, iż młodzi mężczyźni są de facto skoszarowani i odseparowani od panien...
Z wysoką średnią ocen każdy jeden trafia do dwóch, trzech (najlepszych) wyselekcjonowanych uniwersytetów na nauki polityczne. W dobrym guście jest studiowanie drugiego kierunku (przeważnie jest to prawo lub ekonomia).
Po ukończeniu studiów bohaterowie naszego programu trafiają na staż (hmmm. po naszymu byłoby to staż samorządowy, ale angielska wersja w pełni nie oddaje tego co robi młodzian po studiach). Rozpoczynają się proste prace administracyjne (odbieranie telefonów etc) i poznanie całej struktury organizacyjnej instytucji , w których się przebywa z jednoczesnym poznaniem powiązań z innymi instytucjami. Trwa to około 3 lat. Następnie odbywany jest kolejny staż u polityków średniego i ogólnokrajowego szczebla. W przełożeniu na nasze byłby to asystent posła/senatora. Rola takiego asystenta to parzenie kawy, łączenie telefonów, prowadzenie terminarza spotkań etc. Mijają kolejne 3 lata. Mniej więcej w wieku 30 lat taki asystent przechodzi na wyższy stopień wtajemniczenia. Wychodzi poza obszar biura poselskiego i staje się asystentem osobistym sensu stricto: nosi teczkę szefa,staje za nim w kadrze, daje pierwszych wywiadów mediom. Zaczyna się powolny proces usamodzielniania tak aby około 35-tego roku życia rozpocząć samodzielną karierę polityczną. Tak pojawił się na scenie Tony Blair, którego wielu Napieralskich chce naśladować (ale przeważnie z kabaretowym skutkiem...).
Kiedy rozpoczyna się kampania wyborcza pojawia się fantastycznie wyszkolona postać ( i nie chodzi mi tylko o wykształcenie akademickie) o dużych zdolnościach interpersonalnych, obyta w kontaktach z mediami, posiadająca wypracowany image, na którą głosują osoby, z którymi miała wcześniej kontakt (dekada lub więcej różnego rodzaju staży asystenckich...).
Skutek jest taki, że Brytyjski Parlament to zbiór person wysoko urodzonych, świetnie wykształconych. Walka polityczna to argumenty a nie syf obserwowany na Wiejskiej. Żaden parlamentarzysta nie leży pijany na sejmowym trawniku, żaden nie proponuje seksu koleżance z ławy, żaden nie zostaje zatrzymany za jazdę po pijaku (bo to jest domena gwiazdek popu).
Polski system parlamentarny jest postawiony do góry nogami. Ktoś kiedyś napisał na Salonie, że nie chodzi na wybory bo wszystkie nasze partie mają rodowód PRL-owski. Nie personalny a strukturalny -partia to koryto, a wszyscy do koryta. Dłużej, szybciej, mocniej, a po nas choćby potop. Od dwóch dekad rządzą nonstop ci sami. Kiedy pomysł polityczny zostaje skompromitowany następuje przefarbowanie idei/pomysłu na nowy i następują kolejne rządy (trwanie przy korycie). Taką zgraną/nową partię tworzy garstka ludzi. Pojawia się logo, pojawia się hasło i te de facto pustosłowie należy zapełnić osobami gwarantującymi wygranie wyborów. Stąd ta garstka macherów szuka osób publicznych. W następstwie tego do ław parlamentarnych trafiają dziennikarze (np. Person, wcześniej Ibisz), kabareciarze (Fedorowicz, wcześniej Rewiński), piłkarze (Lato, Kosecki), uczestnicy bigbraderów, piosenkarze ( Cugowski), bokserki (Guzowska), trenerzy (Wójcik) i mnóstwo pomniejszego płazu (Rutkowski - detektyw, Van Der Coghen - ratownik górski...). Nigdy nie uwierzę w to, że cała ta zbieranina ma jakąkolwiek wiedzę o ekonomii, podatkach, inflacji etc. Dlatego wszystkie głosowania (nawet te, w których nie obowiązuje dyscyplina) odbywają się pod dyktando tych kilku macherów...
Cała ta zbieranina posłowanie traktuje nie jako służbę Ojczyźnie ale jako przysłowiowe pięć minut -trzeba się ustawić, tzreba się nachapać ile się da! Druga taka szansa może się nigdy nie powtórzyć...
Osoby zajmujące się polityką (bo przecież nie politycy) są skrajnie oderwane od rzeczywistości, od realnych problemów klasycznego Kolwaskiego. Znaczy się wiedzą, że Kowalskiego dławi ZUS, wysoki VAT, niewydolne sądy, słaba egzekucja, durne ustawy podatkowe, brak dróg, etc. ale żaden z nich nie potrafi tego przełożyć na język doktryny, debaty parlamentarnej, a następnie konkretnych rozwiązań prawnych!
Brak wykształcenia i praktyki politycznej skutkuje tym, że na polityczne salony trafia zakała cywilizowanej polityki jaką jest Samoobrona. Trafiają maturzyści pokroju Bosaka ( nie wobrażam sobie sytuacji, że studenci I-go, II-go roku mają decydować o losie emerytów, rencistów kiedy sami ani roku nie spędzili w pracy...) i inni, którzy w normalnym kraju nie mieliby prawa zabierania głosu.
Życie jakoś toczy się siłą rozpędu, a klasyczny Kowalski dalej psioczy na polityków - vat leży, podatki leżą,służba zdrowia kuleje, dróg nie ma... I tak będzie dalej - z kadencji na kadencję: bo ci politykierzy nie potrafią się tematem zająć bądź po prostu się go boją. Ale żeby w polityce się liczyć to trzeba mieć tematy zastępcze (najlepiej maksymalnie oderwane od realnych, naglących problemów): wojna w Gruzji, głód w Darfurze, misja w Iraku, brak dolców na Islandii, Trójkąt Weimarski, Kwadrat Wyszechradzki...
Skończy się kadencja, przyjdzie czas rozliczeń...Zawsze można się wytłumaczyć, że opozycja nie pozwoliła, że sytuacja geopolityczna była niesprzyjająca...
"Jaki naród taka władza, jaka władza takie prawo, jakie prawo takie życie, jakie życie taki naród" Ja
"Widzę to co widzę i w ogóle się nie wstydzę! NIech się wstydzą ci co robią, nie ci co widzą" Kazik Staszewski
* - mam hopla na punkcie gotowania. Z tej to przyczyny namiętnie oglądam KuchniaTV. Oglądam tam serię ze słynnym już brytyjskim kucharzem Jamie'm Olivier'em. Jamie za punkt honoru wziął sobie wyrugowanie ze szkół fast-foodów. Cała seria jest o tym jak przekonuje dzieciaki do zdrowego jedzenia. Każdy odcinek jest w innej szkole i... każdy dzieciak nosi MUNDUREK SZKOLNY. Jakoś w skrajnie liberalnej (he,he...połowa pseudoposłów nawet nie wie co to takiego liberalizm i jak to się je...) nikomu to nie przeszkadza. Za to przeszkadza krzykaczom z Giewu...
"Góralska teoria poznania mówi, że są trzy prawdy: Święta prowda, Tyż prowda i Gówno prowda." ks. J.Tischner
A jo godom, że jest prowda, cało prowda i cało prowda całom dobem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka