Dr. Stolzmann Dr. Stolzmann
616
BLOG

Prawica - czyli co?

Dr. Stolzmann Dr. Stolzmann Polityka Obserwuj notkę 4

Z okazji Świąt Wielkiej Nocy telewizja Polsat postanowiła, zdaje się, zrobić polskim wolnościowcom prezent – i nie tylko zaprosiła do programu Janusza Korwin-Mikkego, ale też nie uczyniła tego, by móc go spytać, czy zmienił już swoje poglądy na temat kobiet na „słuszne”, albo dlaczego preferuje muszki przeciwko krawatom. Wczoraj wieczorem Prezes UPR-WiP oraz pp. Marian Piłka (Prawica RP) i Jarosław Sellin (PiS) spierali się bowiem o coś znacznie bardziej fundamentalnego– o to mianowicie, jak definiować termin „prawica”, i czy partie parlamentarne uchodzące powszechnie za prawicę mają szansę zmieścić się w nurcie prawicy właściwie rozumianej. Przyznam, że tak postawione zagadnienie wydaje mi się nie tylko niekonkluzywne, ale też nieco jałowe. Poniżej przedstawiam kilka uwag, które nasunęły mi się, gdy siedząc przed telewizorem przysłuchiwałem się tokującym dyskutantom.

Primo – „prawica” – podobnie jak, z drugiej strony, „lewica” - jest modelowym przykładem nazwy niewyraźnej, tj. takiej, której treści niepodobna precyzyjnie wyspecyfikować. Śmiem wątpić, czy istnieje jakaś nić ideologicznego pokrewieństwa pomiędzy, na przykład, markizem de la Fayette’m, umiarkowanym monarchistą zasiadającym na prawicy we francuskiej Legislatywie w latach 1791-92, polskimi narodowymi radykałami spod znaku przedwojennego ONR oraz paleolibertariańskim filozofem Hansem-Hermannem Hoppe. Nadto: można, jak sądzę, wypracować w oparciu o poglądy polityków i myślicieli identyfikujących się w różnych miejscach i czasach z prawicą szereg alternatywnych ujęć prawicowości, z których każde wykluczać będzie wszystkie pozostałe. Powiedzmy, że przyjmujemy - jak chcieli pp. Piłka i Sellin, a przed nimi, by sięgnąć po bardziej znaczące nazwisko, chociażby Roman Dmowski - że jednym z fundamentów myślenia prawicowego jest rewerencja wobec wartości narodowych. Ktoś mógłby na to słusznie replikować, że nacjonalizm (stosuję ten termin w sensie anglosaskim, neutralnym aksjologicznie) jest ideologią wyrosłą z filozofii oświecenia, z jej koncepcją suwerenności państwa będącego  emanacją woli ludu – suwerena demokratycznego. Tak rozumiany nacjonalizm był ponadto pewną postacią egalitaryzmu; dążył bowiem do ustanowienia wspólnoty przekraczającej bariery klasowe i stanowe. Pierwotna prawica zajmowała tymczasem pozycje kontroświeceniowe, antyegalitarne i antydemokratyczne. A zatem – kto gada o narodzie, ten lewak! Nie trzeba chyba dodawać, że przyjęcie krytycznego stosunku do spuścizny oświecenia jako zasadniczego kryterium prawicowości wyklucza z niej także liberałów – racjonalistycznych rzeczników wolnej gospodarki, swobód osobistych i rządów prawa. Krótko mówiąc: nie sądzę, aby istniało jakieś uniwersalne, ahistoryczne pojęcie prawicowości. Tak samo jak lewicowcy, ludzie prawicy dokonują autoidentyfikacji politycznej w określonych warunkach historycznych, sytuacyjnie rozpoznając oś podziału na lewicę i prawicę.

Secundo – nie bardzo rozumiem, do czego ewentualne rozstrzygnięcie takiego sporu miałoby prowadzić. Owszem, Konfucjusz już dwa i pół tysiąca lat temu nauczał, że naprawę państwa zacząć należy od naprawy pojęć. Tyle że – jak wykazałem – w tym akurat przypadku nie do końca wiadomo, co i jak trzeba naprawić. Co więcej: od uniokratycznych dociekań na temat definicji banana, tych pysznych owoców jakoś w Afryce nie przybywa. Przymierająca głodem ludność Czarnego Lądu gdzieś ma dymiące czachy uniokratów – ją obchodzi to, by wreszcie najeść się do syta. Zadaniem polityków jest więc postarać się to umożliwić – a nie rozprawiać, co to banan i od którego końca należy go gryźć.

 Tertio – istnieje, jak mniemam, bardziej czytelna i pożyteczna linia politycznego podziału, niż tradycyjny dualizm lewicy i prawicy. Funduje ją stosunek do wolności pojmowanej jako niezależność od zewnętrznego przymusu. Również i ta typologia – będąca moim osobistym i, mam nadzieję, interesującym pomysłem - wyłaniałaby dwa podstawowe kierunki w myśli politycznej: kierunek libertarny, opowiadający się po stronie o wolności, oraz przeciwny – autorytarny, odmawiający wolności uznania. Tradycja pierwszego wiodłaby od części greckich sofistów, przez myśl hiszpańskich scholastyków XVI-tego stulecia, angielskich levellerów wieku XVII-tego, brytyjskie oświecenie i klasyczny liberalizm, aż po niektóre, indywidualistycznie zorientowane nurty anarchizmu i XX-wieczny libertarianizm. W opozycji do tych konstruktów sytuowałyby się wszystkie nurty autorytarne, etatystyczne i kolektywistyczne – od Platona i Arystotelesa, katolickiego patriarchalizmu i kalwińskiego totalitaryzmu, przez oświecenie francuskie i socjalizm wraz z wszystkimi jego mutacjami, po faszyzm i nacjonalizm. Zwłaszcza właściwie rozróżnienie pryncypiów oświecenia brytyjskiego (Locke, Smith, Hume, Burke itp.) i francuskiego (Wolter, Holbach, Helwecjusz, Condorcet czy Rousseau, by wymienić nazwiska szczególnie złowrogie), do których to źródeł odwołuje się większość dzisiejszych myślicieli politycznych, umożliwia skuteczne oddzielenie od siebie tych dwu głęboko zantagonizowanych tradycji.

Klarowność takiej dystynkcji wynika z jasności i jedyności jej kryterium. Pożyteczność – przynajmniej dla tych, którzy utożsamiają się z kierunkiem wolnościowym – stąd, że pozwala ona łatwo odróżnić ideologie pokrewne od wrogich, a co za tym idzie – z lepszym rozeznaniem zawierać polityczne sojusze. Dzięki niej widać wyraźnie, że chociażby niedawne zbliżenie UPR-WiP ze środowiskiem narodowców to takie samo brnięcie w ślepą uliczkę, jak niegdysiejszy zwrot libertarian amerykańskich i ich lidera Murray’a Rothbarda ku pacyfistycznej lewicy. Innymi słowy: Polsce niepotrzebna jest partia „prawicy”, która obok liberałów skupi rozmaitych zamordystów spod znaku celtyckiego krzyża i salutu rzymskiego. Potrzebna jest jej partia wolności.

Student filozofii.Członek Ruchu Autonomii Śląska oraz Stowarzyszenia KoLiber. Górnoślązak z urodzenia i z przekonania. Libertarianin-minarchista.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka