strof strof
1469
BLOG

Przemieniony. Fragmenty listu z roku 1923

strof strof Rozmaitości Obserwuj notkę 52

 

Ktoś zmienił we mnie, miła, coś z pewnością,
to znaczy krew żywiej krąży w suchych żyłach, ciemnej
ścianie zaś lasu oddane zostały demony pory
mego niepokoju. Lecz nikt nie powie,
że jestem łagodny. Odczułem dzisiaj
to bardzo wyraźnie, siedząc w świetnej pustce
jednej z kawiarni, które będą w modzie
jeszcze przez miesiąc, potem zaś obrosną
kurzem i wzgardzaną przez modnisi biedą. Siedziałem,
paląc i spiskując przeciw
tyranom, którzy już dawno pomarli
lub bawią dzieci, trzymając im rower,
jak trzymać karty przywykli
ludzkiego losu. Więc dzisiaj
stało się jasne, że jestem na nowo
lepiony z gliny surowego światła. Zgadłem to prędko,
to licha zagadka. Surowość sądów
ćwiczyłem z kelnerem, lepiej niż hycel wieszając
psy na nim samym i na jego matce. Giął się
pokornie, lecz wyraźnie czułem,
że weźmie chętnie cały dzień wolnego,
by mnie wyłuskać łatwo z tłumu kupców, wepchnąć w zaułek
i zrobić porządek. Czemu się zresztą
nie dziwiłem wcale. Wyglądał bowiem na kogoś takiego,
kto w dłoni kastet zważył już niejeden
lub nóż. Mimo upału zaułki tu błotne,
a życie ludzkie znaczenie ma mniejsze
niż ślad psiej łapy na piasku wybity. Inaczej u nas, ale u nas
chłodniej. Wyszedłem wcześniej,
nie płacąc za kawę; znaczony smużką dymu  
kremowy ustnik rzuciłem niedbale
pomiędzy resztki melonów
i kości: niknął biedny laufer
od swego świata odcięty i zbity. Czułem,
że jest ktoś inny w mej głowie, kto myśli
tylko o tobie. Z sercem inna sprawa:
to było moje. Już u siebie będąc,
rozkrzyżowałem ręce jak skazany
na śmierć haniebną i z dwóch półek zdjąłem
teczki jednocześnie dwie: rysunków twoich
i mych brulionów. Morze topiło z wściekłością
bulwary, o czym doniosła gazeta sprzed roku,
w którą oprawny był zeszyt dla ciebie.
Pokój jest mały; jak wiesz, brak funduszy
do tych przymusił przenosin mnie z miasta:
do doków mam więc dziś bliżej niż blisko
i do roślinnych, także ludzkich, chwastów
na wyciągnięcie ręki. Tak żyję,
lecz tym się, miła, nie niepokój wcale.
Dotąd nad ciałem swym trzymałem wartę,
teraz Przemiana oraz jej następstwa
wystarczą za to. Zakurzonym oknem
podparłem szkic twój rodzinnego miasta,
chcąc wszczepić postać twą pomiędzy powóz
a domu smukłą przyporę skreśloną
trzema liniami. Wieczorem starannie
twarz zmyłem z kurzu; potrąciłem miskę,
by patrzeć chwilę, jak siwe mydliny
topią skrywane pod łóżkiem przestrzenie.
Wiedz, że Przemiana, której dostąpiłem,
dziełem jest pracy i owocem lektur.
Siadałem często na ciepłych kamieniach
poniżej portu, gdzie mięśnie wiotczały
i truchlały serca przed wielką wyprawą.
Jeden z przyjaciół, jak bywa, dla żartu,
bo przecież z dobrej pochodził rodziny,
chętnie złodziejskim rzemiosłem się parał,
kradł dla mnie książki, przy których płakałem.
To wszystko sprawia, że jestem silniejszy
i godzien bardziej ciebie. Człowiek, który
czuje się pewnie, mniejszym jest wyrzutem
dla światów: tego i tamtego również.
Jeżeli list ten na znak mi odeślesz,
żebym nie wracał myślą ani słowem,
ani uczynkiem, to choć zapamiętaj
czas mej Przemiany
i jej datę ścisłą – tę poznasz z listu.
Niech cię Bóg prowadzi. Ulica
tonie w zaduchu i czuję dotkliwą
niepewność losu – ale nie mojego,
ten mnie już dawno nie obchodzi wiele.
Lecz prócz zgniłego zapachu owoców
i jarzyn, który ciągnie się od statków,
jest coś, co nawet teraz mnie porusza.
Gdybyś tu była,
byłoby nam łatwiej
ostrzegać innych i siebie nawzajem. A tak
po prostu zamknę górne okna. Jakże
jest cicho tu i jakże biało
nikną mi nocą domy nieznajome.  

strof
O mnie strof

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (52)

Inne tematy w dziale Rozmaitości