surwabuno surwabuno
931
BLOG

Kampania wyborcza czyli strach przed internetem

surwabuno surwabuno Polityka Obserwuj notkę 10

Chciałem zrobić prostą rzecz: zebrać i porównać programy wyborcze czterech kandydatów na burmistrza Lubawy. Najprostszy sposób - google. Znalazłem tylko stronę Anny Tańskiej. Próbowałem znaleźć strony internetowe pozostałych kandydatów, podejrzeć konta na facebooku, klikać w banery reklamowe na lokalnych stronach - nic. Nasi przyszli burmistrzowie nie wiedzą jeszcze, po co jest internet.

A przecież dzięki oparciu kampanii o internet Barack Obama wygrał wybory prezydenckie w USA, a jego konkurenci przegrali je - jak twierdzą analitycy - przede wszystkim przez to, że sieci nie docenili. Współczesne kampanie są przynajmniej oparte o sieć, a często to już sieć stanowi punkt centralny wszystkich aktywności związanych z pracą sztabów. Procent osób korzystających z internetu z roku na rok się powiększa i to zjawisko  dotyka przecież Lubawy w identycznym stopniu. 

Sam podglądam statystyki dotyczące stale rosnących odwiedzin salonu Lubawa24 - liczba niepowtarzalnych wejść codziennie się zwiększa (a przecież istniejemy od paru tygodni). Najwięcej osób zagląda tu z Lubawy, potem jest Olsztyn, Gdańsk. Wielu nowych użytkowników trafia do naszego "lubczasopisma" przypadkowo - szukając przede wszystkim w wyszukiwarkach informacji o kandydatach na burmistrza Lubawy i o ich programach. Google w odpowiedzi pokazuje przede wszystkim... nasze publikacje.

Nikt oczywiście nie twierdzi, że cała kampania powinna rozgrywać się w internecie. Ale skoro miasto jest rozplakatowane, skoro kandydaci na różne sposoby próbują zaistnieć, zapraszają na debaty - dlaczego nie zagosporadowali jeszcze netu?

 

Kampania w sieci

Podstawowym narzędziem kampanii internetowej jest strona internetowa kandydata. Jak na razie, postarała się o nią tylko Anna Tańska i należą się jej za to słowa podziwu. Ale mimo wszystko jedyna pani kandydat na stanowisko burmistrza nie ustrzegła się błędów. Adres strony powinien być prosty (typu: annatanska.pl), łatwy do zapamiętania. Co więcej, winien być widoczny na każdym bannerze reklamowym, na każdej ulotce, na plakatach, również na Rynku.

Dzięki temu zainteresowany wyborca będzie miał mozliwość wejścia na stronę kandydata, aby uzyskać informacje, których nie zawierają ulotki i plakaty: szczególnie program wyborczy. I to jest mocna strona prezentacji Tańskiej na jej stronie: czytelny, dość szczegółowy program.

Trzeba jednak zadbać też o ładny wygląd (z tym u Anny Tańskiej jest gorzej, ale skoro inni kandydaci nic nie oferują, oceniać nie będziemy). I przypomnienie: strona internetowa powinna mieć ten sam styl co ulotki, bannery, klipy i plakaty wyborcze. W trakcie kampanii wyborczej strona musi być stale aktualizowana.

Są takie braki, które trzeba Annie Tańskiej wytknąć: przede wszystkim brak adresu mailowego, który służyłby każdemu internaucie (nie mówiąc o dziennikarzach) do kontaktu z kandydatką albo przynajmniej kimś z jej sztabu wyborczego. Żaden email nie może pozostać bez odpowiedzi - miłej i otwartej odpowiedzi. W przypadku marketingu politycznego nie wolno się obrażać.  

Taka strona nie powinna przestać istnieć po zakończeniu kampanii wyborczej, niezależnie od tego, czy zakończy się dla kandydata porażką, czy zwycięstwem. Niech działa przez następne cztery lata, niech będzie stale aktualizowana, a na adresy osób, które pisały maila, niech trafiają nieustannie maile z informacjami. To sposób na tworzenie małej społeczności wyborców i kreowanie własnego wizerunku. Takie działania staną się potężnym kapitałem wyborczym przed wyborami za cztery lata.

Specjaliści radzą kandydatom: chodzi o tworzenie "silnej więzi emocjonalnej pomiędzy tobą a twoimi zwolennikami oraz wśród samych zwolenników. Aby to zrealizować warto zamieścić na stronie przestrzeń do prowadzenia rozmów on-line (tzw. chat rooms)" Jednym słowem, warto maksymalnie wykorzystać interaktywność i multumedialność, którą umożliwia internet. Internetowa propozycja: stwórzmy razem program wyborczy - byłaby strzałem w dziesiątkę. 

Bardzo ważne jest umieszczanie linków i odnośników na inne strony. Nawet odsyłacze na domeny kontrkandydatów. Taka "śmiałość" się opłaca. Mówi: "porównaj, co ja Tobie oferuję z tym, co oferuje mój konkurent". Czytaj: "Jestem lepszy/lepsza".

 

Bannery

Strona e-lubawa zamieszcza bannery reklamowe Sławomira Szczawińskiego i powiązanego z nim Komitetu Wyborczego Wyborców Wiesława Piotrowicza. Po kliknięciu na skądinąd bardzo zgrabny banner trafiamy na krótką autoprezentację Szczawińskiego wraz z bardzo ogólnym programem wyborczym. To błąd, po kliknięciu powinniśmy trafić na jego stronę internetową, by tam móc poznać i kandydata, i jego bardzo szczegółowo przedstawiony program wyborczy. No ale takiej strony brak.

Z kolei lubawamojemiasto.pl eksponuje banner wyborczy Macieja Radtke. Niestety, nie jest powiązany hiperlinkiem. O Macieju Radtke jako kandydacie na burmistrza internauta się niczego nie dowie. 

Nie udało nam się znaleźć żadnego banneru Anny Tańskiej i Jerzego Brodowskiego. 

 

Wydarzenia, debaty, blogi

Nie tylko strony i bannery są koniecznym elementem kampanii internetowej. Również taki sposób działania, kreowania eventów, by informacje o nich poprzez relacje dziennikarzy trafiały do portali informacyjnych. To skomplikowany temat, zwłaszcza gdy chodzi o istniejący w Lubawie układ zależności lokalnych mediów. Ale próbować trzeba.

Jako założyciele lubczasopisma "Lubawa24" wysłaliśmy do wszystkich kandydatów propozycje założenia swoich profili na Salonie24 i pisania bloga - zarówno na Salonie24, jak i Lubawie24. Takich treści nikt by nie skracał, nie byłoby groźby manipulacji. Stworzyłaby się ciekawa możliwość debaty w internecie. Treści są pozycjonowane bardzo wysoko we wszystkich wyszukiwarkach. W ramach bloga każdy kandydat mógłby zarówno umieścić własny program wyborczy, pisać luźne refleksje, opisywać (nawet codziennie) przebieg aktywności związanych z pozyskiwaniem wyborców, podejmowac tematy społeczne i komentować wydarzenia - również dodając komentarze pod innymi tekstami.

Korzystają z takiej możliwości liczni kandydaci w wyborach samorządowych, zwłaszcza w dużych ośrodkach: Warszawa, Kraków. Nie zawsze są przekonani, że to zadziała. Ale wiedzą o jednym: nie wolno zaprzestać takiej okazji.

A jak zareagowali na propozycję nasi kandydaci? Od nikogo nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.

Choć pierwotny problem  polega na czymś innym: żaden z kandydatów nie podał publicznie jak na razie adresów mailowych umożliwiających kontakt z nim bądź z jego sztabem. Adresy uzyskiwaliśmy pocztą pantoflową.

I tak to nasi sobie radzą w sieci. 

surwabuno
O mnie surwabuno

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka